Aktualności
Popowa i przebojowa Sia - "We Are Born" utwór po utworze
7 czerwca ukaże się nowy album Sii, "We Are Born". Materiał może mocno zaskoczyć fanów artystki.
Mieliśmy już okazję zapoznać się z wydawnictwem. W porównaniu z poprzednim dziełem Australijki, nowy zestaw jest zdecydowanie popowy, chwilami wręcz taneczny, z porywającymi elementami electro. Zresztą, już wybór producenta wiele zdradza. Nad brzmieniem czuwał bowiem Greg Kurstin, znany ze współpracy z Lily Allen, Britney Spears i Kylie Minogue.
W studiu Australijkę wspomagał również gitarzysta The Strokes, Nick Valensi.
Oto pierwsze wrażenia, utwór po utworze:
"The Fight" - już otwierający utwór dobitnie daje nam do zrozumienia, że Sia diametralnie zmieniła styl. To skoczny, bardzo radosny, wakacyjny numer, zachęcający do zabawy.
"Clap Your Hands" - jeszcze bardziej przebojowy i roztańczony niż poprzedni utwór. Tytuł zresztą mówi sam za siebie.
"Stop Trying" - to w zasadzie klasyczna popowa piosenka, trochę w amerykańskim stylu, z kapitalnym refrenem, szalejącym tamburynem i pogodnymi chórkami. Murowany hit, który wpada w ucho po pierwszym przesłuchaniu.
"You've Changed" - powrót do tanecznych klimatów i elementów electro, przyjemny, acz niezbyt wyróżniający się utwór.
"Be Good To Me" - zwalniamy tempo i wybieramy się w subtelna, kołyszącą wycieczka w stronę R&B. Sia daje tu wokalny popis, modelując głos na wzór czarnoskórych wokalistek.
"Bring Night"- tym razem przyspieszamy. Po raz pierwszy pojawia się rockowa zadziorność i indie klimat w stylu The Strokes.
"Hurting Me Now" - rytmiczna, rozklaskana piosenka z delikatnym wokalem, nieco w typie Lily Allen
"Never Gonna Leave Me" - średnie tempo, średni numer
"Cloud" - wyróżnia się epicki, przestrzenny, amerykański refren i kolejne wokalne wyczyny Australijki. W tle ponownie pojawiają się nadające lekkości syntezatorowe brzmienia.
"I'm in Here" - ładna, wolna kompozycja na fortepian, również mocno zakorzeniona w amerykańskim popie.
"The Co-Dependent" - tym razem czeka nas dość typowy indie-pop, zwiewny, z elektronicznym podkładem, kilkoma smaczkami produkcyjnymi i zgrabnym refrenem.
"Big Girl Little Girl" - jeszcze raz indie, ale tu z rockowa gitarą (w końcu słychać popisy Valensiego), ale i elementami electro. Bodaj najbardziej wysmakowana i ambitna kompozycja w zestawie.
"Oh Father" - cover skądinąd znakomitego przeboju Madonny, nie aż tak przejmujący, w refrenie nieco wpadający w patos za sprawą "głębokich" wokaliz, w całości jednak stonowany i subtelny.
Aktualności