Recenzja

26-06-2010-10:33:42

Danzig - "Deth Red Sabaoth"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Glenn Danzig po wydaniu płyty "Circle Of Snakes" znalazł się w stanie krytycznym. Na szczęście największe zagrożenie już minęło i artysta powoli wraca do pełni sił.

Danzig napisał parę naprawdę dobrych piosenek, jakich nie udało mu się stworzyć od lat. Poza tym album ma fajny klimat przyzwoitego horroru klasy B, emanuje aurą, której dawno nie czułem słuchając płyty zespołu. Ma się wrażenie, że to efekt radosnego i pełnego pasji procesu, nie zaś dziecko narodzone po wyczerpującym porodzie. Dobrze, że w grupie zadomowił się Steve Zing, który wraz z Danzigiem dawno temu zakładał Samhain. Ta dwójka plus Johnny Kelly i Tommy Victor wytworzyła w studiu właściwą reakcję chemiczną.

Muzycznie Danzig nie zaskakuje. Dominują proste rockowe i metalowe piosenki w umiarkowanie szybkim lub średnim tempie. Kąsają nas brudne i piszczące riffy gitarowe à la Black Sabbath zamknięty w garażu i nagrywający na starym analogowym sprzęcie. Perkusja dudni miarowo, brzmi organicznie, a nad wszystkim unosi się jedyny w swoim rodzaju głos Glenna.

Singlowy "On A Wicked Night" jest jak odrzut z sesji do któregoś z pierwszych czterech genialnych albumów grupy, co - biorąc pod uwagę późniejsze dokonania wokalisty o jakości mocno dyskusyjnej - należy odebrać jako spory komplement. Przyjemnie słucha się spokojnego "Deth Red Moon", pachnącego klimatem rytuałów z okolic Nowego Orleanu "Ju Ju Bone", utopionego w mroku i ciężarze "Night Star Hel". Fajnie otwiera płytę żywy "Hammer Of The Gods", udanie zamyka klimatyczny "Left Hand Rise Above".

Czujecie, że zaraz pojawi się jakieś "ale"? Oto ten moment. Do czego się przyczepię? Do brzmienia. Nie chodzi o to, że jest surowe, rzężące, garażowe, organiczne. Nie przeszkadza mi to, że piosenki brzmią, jakby je nagrywano "na setkę" w sali prób. W świecie cyfrowego cyzelowania wszystkiego, to bywa zaletą. Trudno powiedzieć, czy Glenn miał taki zamysł, czy też dopadła go chwilowa utrata zdrowego rozsądku, ale w brzmieniu nie ma spójności. Niemal każda piosenka ma je ustawione inaczej. Czasami nie ma odpowiedniej selektywności i instrumenty zlewają się w rzężącą maź. To przeszkadza i razi. Gdyby dziś było stać Glenna na wynajęcie Ricka Rubina, mam wrażenie, że zrobiłby on z "Deth Red Sabaoth" album wyśmienity. Danzig powinien był choćby pogadać z producentem. Myślę, że po starej znajomości miałby sporą zniżkę, a my moglibyśmy z radością obwieścić, że Glenn po latach nagrał płytę świetną, a nie tylko trochę więcej niż dobrą.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: danzig