Recenzja

30-06-2013-15:04:42

Charli XCX - "True Romance"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Wyrażenie alternatywny pop może i brzmi jak oksymoron, ale do twórczości niektórych wykonawców idealnie pasuje. Na przykład do Charli XCX.

"True Romance" to druga płyta wokalistki, ale pierwszą, "14", wydała mając lat... 14. Można więc spokojnie najnowszą propozycję 20-latki uznać za debiut. Dużo zdradza okładka, z której spogląda na nas gotycko-rockowa, ale i kolorowa dziewczyna. Taka mniej więcej jest muzyka młodej Angielki. Jest w niej coś zadziornego, ale i lekkiego, bardzo dziewczęcego.

Charli nie wstydzi się, że jej idolką była kiedyś Britney Spears, i popowe inklinacje z lat 90. dominują na krążku. Z drugiej strony mamy stylistyczne wycieczki w kierunku Lily Allen ("Set Me Free (Feel My Pain)") czy Gwen Stefani ("Nuclear Seasons"). Niby to piosenki z dużą dawką młodzieńczej energii, z tanecznym potencjałem, ale nierzadko z wyraźnym, alternatywnym sznytem (świetne, okraszone soczystym hip-hopem "Cloud Aura"). Jest w klimacie "True Romance" coś z New Order czy delikatniejszego The Cure. Czuć pewną melancholię, nawet smutek, ale bez grama egzaltacji czy rozpaczy.

Nie ma tu może oczywistych przebojów, numerów które wwiercałby się w głowę jak "I Love It" formacji Icona Pop z udziałem Charli XCX właśnie. Są natomiast niezłe kompozycje, kilka chwytliwych refrenów ("Black Roses"), dużo syntezatorów, dość gładka, acz od czasu, do czasu poszarpana produkcja.

Charli XCX niewątpliwie jest ciekawą i barwną postacią na muzycznej scenie. Nie tak łatwą do zaszufladkowania, zgrabnie poruszającą się po granicach popowej krainy. Gdybym miała jednym słowem podsumować album "True Romance", wybrałabym niebanalny.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: charli xcx