Recenzja

28-02-2015-02:43:34

Carl Barât and The Jackals - "Let It Reign"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Trochę mną targa, kiedy słucham płyty projektu Carl Barât and The Jackals. Nie chodzi o to, że "Let It Reign" to album, który wywołuje huragan w głowie czy duszy. Nie rozdziera też serca. Raczej wywołuje ambiwalentne uczucia.

Niby wszystko jest tak, jak u Carla być powinno. Głośne, przesterowane gitary, rockandrollowe utwory, brudne brzmienie. Nieco gniewu, nieco liryzmu. Prosto, konkretnie, energicznie. Punkowo, czasem nonszalancko, z niewymuszonym wdziękiem. Świetnie wypadają dęciakowe wtręty, a całość nie boli. Nie mogę się jednak oprzeć wrażeniu, że The Jackals to produkt czekoladopodobny (oczywiście, czekoladą są The Libertines).

Nie pomaga fakt, w jaki sposób powstał ten zespół. Nie organicznie, z chęci wspólnego grania, w wyniku muzycznej chemii. Barât zamieścił ogłoszenie, zrobił przesłuchanie/casting i znalazł trzech chętnych. Jasne, można i tak. Sposób dobry jak każdy inny, ale w tym przypadku pachnie nieco wyrachowaniem. Jakby wokalista zaangażował swoich fanów, którzy dwoją się i troją, by stać się wymarzoną czekoladą.

Przeszkadza jeszcze jedna rzecz. Anglik jest młody, ma zaledwie 36 lat, ale "Let It Reign" zalatuje nieco kryzysem wieku średniego. Może to jeszcze nie porsche, laska młodsza o co najmniej 20 lat i botoks, ale farbowanie siwych włosów jak najbardziej. Carl nowymi utworami próbuje udowodnić, że wciąż jest młody i zadziorny. Nie przeczę, jest dość przekonujący, ale nie potrafię mu do końca uwierzyć.

I tu jest pies pogrzebany. Materiał jest dobry, a przynajmniej solidny. Dryg do pisania piosenek (acz niekoniecznie wielkich hitów) Carl Barât wciąż ma, ale tej płycie brakuje wiarygodności.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!