Recenzja

14-10-2016-21:47:00

Kings of Leon - WALLS - recenzja

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Trzy lata po wydaniu „Mechanical Bull” zespół Kings of Leon powraca z siódmym studyjnym albumem. Krążek zatytułowany „WALLS,” w pełnym rozwinięciu „We Are Like Love Songs” właśnie trafił do sprzedaży i zdobi go jedna z najdziwniejszych okładek płyt, jakie w tym roku zobaczycie na półkach. Nie jesteśmy w tej opinii odosobnieni, co nas szczególnie nie dziwi – Panowie wyglądają na tej okładce, jak plastikowe lalki Barbie.

Podobnie pudrowe podejście do grafiki towarzyszyło okładkom wszystkich singli, jakie poprzedziły premierę albumu. Tam też dominowały pastelowe kolory, kontrowersyjne szpilki na męskich stopach.

Czy Kings of Leon zmierzają w nowym kierunku? Bez wątpienia „WALLS” już na etapie grafiki pokazuje, że zespół może chcieć pójść w inne, lżejsze brzmienia, albo przynajmniej spojrzy na świat w inny sposób. W końcu klimatycznej okładki, jak choćby ta z „Mechanical Bull” tutaj nie widzimy.

Produkcją albumu zajął się Markus Dravs, w przeszłości związany m.in. z grupą Coldplay, Florence and the Machine i Arcade Fire. Jego wkład w brzmienie „WALLS” słychać bardzo wyraźnie. W przeróżnych wywiadach zapowiadających premierę tej płyty zespół podkreślał, że jest to bardzo osobisty album. Można było nawet odnieść wrażenie, że to najbardziej osobista płyta, na jaką się zdecydowali. O uzależnieniach, o miłości, o przywiązaniu. I tutaj pozornie mogłoby się wydawać, że będzie sentymentalnie i ponuro, ale jest wręcz odwrotnie.

„WALLS” to muzycznie najbardziej pop-rockowy album, jaki w całej swojej siedmioalbumowej karierze zaprezentował Kings of Leon, zespół znany na świecie najbardziej z takich singli, jak brudne brzmieniowo „Sex on Fire” czy „Pyro.” Nie jest to dobra wiadomość dla fanów pierwszych albumów grupy, którzy mieli problemy z odnalezieniem się w rzeczywistości wielkich stadionowych koncertów, jakie stały się udziałem zespołu po sukcesach z 2008 roku. Również dla tych, którzy w 2008 roku dołączyli do grona fanów grupy to bardziej melodyjne, wręcz chwytliwe brzmienie, może nie być wymarzonym kierunkiem.

W opiniach o „WALLS” można doszukać się uwag, że zespół chce wygryźć kolegów z Coldplaya i zająć ich miejsce. Aż tak daleko byśmy się jednak nie posuwali, bo o ile brzmienie zostało osłodzone, to charakterystycznie dla Kings of Leon brzmiące gitary i perkusja nie zginęły. Cały czas słychać, że mamy do czynienia z piosenkami sygnowanymi nazwiskiem Followill.

Na albumie znajduje się 10 premierowych kompozycji, 42 minuty muzyki, w tym cztery utwory udostępnione przed premierą albumu. Otwierająca płytę „Waste A Moment,” będąca z resztą pierwszym singlem reklamującym całość, którego fani z Polski mogli premierowo posłuchać na koncercie w Krakowie, to jedna z takich najbardziej radiu przyjaznych piosenek. Ale od pozostałych nie odróżnia jej aż tak wiele, bo wszystkie, łącznie z akustyczną balladą „Walls” mają chwytliwe, melodyjne refreny, od których ciężko się uwolnić.

Dokładnie to samo można powiedzieć o „Reverend” i, również zagranym premierowo w Polsce, „Over.” Ta zaczyna się, co prawda mocniejszym uderzeniem, szybszą perkusją i pierwszymi sekundami przywołuje na myśl kilka wcześniejszych kompozycji Kings of Leon, ale w refrenie od razu przypominamy sobie, że pływamy w zupełnie nowych dźwiękach.

Tę płytę, poza melodyjnością i chwytliwymi refrenami, charakteryzuje też bardzo przyjemny, uspokajający flow. Można go usłyszeć w „Muchacho,” piosence kojarzącej się z rodeo, ale będącej dość daleko od typowego brzmienia muzyki country i drugiej pięknej balladzie, „Conversation Piece.”

Czy warto kupić, posłuchać „WALLS”? Warto. Warto z dwóch powodów: Kings of Leon pokazują na tej płycie coś nowego, nowego dla siebie i robią to w dobry, przekonujący sposób. Po premierze pierwszych piosenek można było mieć wątpliwości, czy obrany przez Followillów kierunek wyjdzie im na dobre. Całe „WALLS” brzmi wiarygodnie. Czy nie o to w muzyce chodzi? Nie słychać tutaj wymuszonej lekkości, brzmienia szukanego na siłę. A że jest lżej… Nie zawsze musi być przecież ciężko!

autor: Ania/Koncertomania.pl

Podziel się na facebooku! Tweetnij!