Recenzja

02-03-2017-12:21:00

Happysad - Ciało obce

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Nowy album formacji Happysad to rzeczywiście może być ciało obce. Zwłaszcza dla tych, którzy kojarzą grupę tylko z ich największych radiowych przebojów, lub ewentualnie z regularnego grywania na juwenaliach.

Tymczasem na wydanej w lutym płycie zatytułowanej "Ciało obce" muzycy ze Skarżyska-Kamiennej pokazują, że kierunek, jaki obrali w 2014 roku jeszcze im się nie znudził. Wręcz przeciwnie - na albumie "Ciało obce" wyraźnie dają do zrozumienia, że nie zamierzają stać w miejscu, nie chcą komponować piosenek przypominających przebije z albumu "Nieprzygoda", czy "Mów mi dobrze."

Postawili na inność, która niekoniecznie wszystkim może się spodobać. Oto staje przed nami zespół, który opowiada o życiu historie nieśmieszne, niezabawne. Historie przemyślane, zaobserwowane, głębokie i smutne. Doprawia to wyrazistym basem, przesterowanymi gitarami, odkrywanym na nowo wokalem Kuby Kawalce i rytmiczną perkusją.

Czy to nagrywanie pływy w stuletniej stodole w Nowym Kawkowie tak podziałało na zespół? Czy może producent, Marcin Borys, tak ciekawie działa na ten zespół? To nie jest ich pierwsza wspólna płyta, ale tym razem można odnieść wrażenie, że naprawdę szczera, napisana z potrzeby serca, a nie potrzeby napisania.

Mnóstwo na niej zaskoczeń. Nie chodzi tylko o te gitary i bas, ale już pierwszy singiel, "Nadzy na mróz" pokazał, że Happysad skręca w inną stronę. Przypuszczam, że do niedawna nie wielu w ogóle pomyślałoby, że Happysad nagra tak przejmującą, w swoim przekazie piosenkę, która jednocześnie będzie dość szorstka. Jeszcze mocniej robi się w piosence "Dług," ale przebłyski dawnej lekkości grania też są.

Słychać je na przykład w piosence "Medellin," która możliwe, że jako jedyna z całej płyty skojarzy się z nazwą Happysad wszystkim tym, którzy choćby raz w życiu przesłuchali jedną ich płytę.

Czym jeszcze zaskakuje "Ciało obce"? Improwizacjami, budowaniem przejmująco klimatu, wykorzystaną mnogością instrumentów, przestrzennością brzmienia, pstryczkami w nos w niektórych fragmentach tekstów. A na koniec najbardziej zaskakuje chyba tym, że całość brzmi po prostu dobrze. Szczerze, autentycznie.

To nie jest album, który da się posłuchać raz, odłożyć na półkę i odhaczyć w kajecie. Do tej płyty trzeba wracać, bo ona tego wymaga. Nie da się jej zrozumieć, przemyśleć, wysłuchać po zaledwie jednym przesłuchaniu. Zrobienie takiej płyty to prawdziwa sztuka, która formacji Happysad się udała.

autor: Ania/Koncertomania.pl

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: happysad