Aktualności

20-06-2019-10:00:00

30 lat… Faith No More – The Real Thing

Fragment okładki omawianej płyty

Podziel się na facebooku!

Gdy równo 30 lat temu (20 czerwca 1989 roku) Faith No More wydali swój trzeci album początkowo w zasadzie przeszedł on bez echa. „The Real Thing”, promowany singlem „From Out of Nowhere” dosłownie przeleżał zakurzony na półkach sklepów muzycznych niemal pół roku od premiery. Sytuacja odmieniła się diametralnie wraz z premierą teledysku do singla „Epic”, który od razu stał się hitem i ekspresową windą, która wyniosła kwintet z San Francisco na muzyczny Olimp. Wielka w tym była zasługa świetnego, kolorowego teledysku, ale też nowego wokalisty zespołu, charyzmatycznego i niezwykle utalentowanego Mike Pattona.

Teraz, z perspektywy lat, nikt nie wyobraża sobie Faith No More bez tego charyzmatycznego frontmana, człowieka przez wielu uznawanego za najlepszego wokalistę ostatniego ćwierćwiecza. Gdy Patton dołączył do zespołu album był już nagrany, brakowało tylko wokali i tekstów. Tutaj młodziutki i podekscytowany  dołączeniem do formacji Mike zareklamował się doskonale także w roli tekściarza. Teksty do „The Real Thing” powstały w niespełna dwa tygodnie, a dokładnie w 12 dni – tyle czasu zajęło Pattonowi nasycenie albumu specyficznym klimatem, w postaci całkiem rozbudowanych i dających do myślenia (np. „Zombie Eaters”) tekstów.

Gdy nastąpił już ten wspomniany przełom, a singiel „Epic” zaczął podbijać listy przebojów, Faith No More doczekali się pierwszej krytyki i to od razu w osobie nikogo innego, jak samego Anthony’ego Kiedisa z zespołu Red Hot Chili Peppers. Po obejrzeniu klipu oskarżył on Pattona o kopiowanie jego stylu śpiewania i ruchów, co ten drugi po prostu wyśmiał: On tak mówi? Co z tego? To bzdura, że się na nim wzorowałem – robiłem takie rzeczy jeszcze w Mr. Bungle, ale skoro on robi problem to może i lepiej dla nas – RHCP są bardziej znani i dzięki jego zarzutom usłyszy o nas więcej osób – tak skomentował całą aferę Mike Patton. Jakby tego było mało, to do zespołu przyczepili się także aktywiści broniący praw zwierząt, którzy zauważyli, że w jednej scenie teledysku widać skacząca rybę pozbawioną wody…

A jaka była pozostała zawartość muzyczna „The Real Thing”? Niesamowicie rozrzucona stylistycznie. Zestawem dźwięków od rocka, poprzez pop, metal, psychodelę, nawet po jazz. Wszystko to podkreślone przebojowymi wokalami Pattona nadającymi albumowi charakterystycznego sznytu.

Na szczególną uwagę zasługuje numer „Surprise! You’re Dead!”, napisany przez gitarzystę Jima Martina jeszcze w latach 70’ na potrzeby jego kapeli, w której grał z późniejszym basistą Metalliki, Cliffem Burtonem. Fani pokochali także złowieszczą semi-balladę, „Zombie Eaters”, szalony i pokręcony „Woodpeckers From Mars”, a także jazzowe brzmienie pianina w „Edge of The World”. Z kolei zwolennicy lżejszych, klasycznych melodii do nucenia byli wniebowzięci kapitalnym refrenem „Underwater Love”. W zasadzie każdy fan muzyki mógł na tej płycie znaleźć coś dla siebie.

Za sukcesem czysto komercyjnym, ponad 4 mln sprzedanych egzemplarzy, poszło także uznanie branży. Krytycy byli zachwyceni nowatorskim podejściem Faith No More do mieszania gatunków. Recenzenci oraz fani zakochali się w wokalach wszechstronnego Mike Pattona.  Efekt? „The Real Thing” oblał się platyną w USA i Kanadzie, równie popularny był w Wielkiej Brytanii, gdzie „Epic” przez wiele miesięcy utrzymywał się na pierwszym miejscu list przebojów. Album został uznany przez magazyn Kerrang za płytę roku. Finalnie, aż 5 z 11 utworów obecnych na płycie jako single rozeszły się jak ciepłe bułeczki.

Pracowaliśmy na ten sukces bardzo długo i na niego zasłużyliśmy – to było coś więcej, niż tylko dobra wypłata od jakiejś wytwórni – powiedział klawiszowiec Roddy Bottum w rozmowie z magazynem Rolling Stone, gdy pytano go, jak z perspektywy lat odbiera „The Real Thing”. Basista Billy Gould twierdzi z kolei, że był przygotowany na duży sukces i zwrócił uwagę, że wówczas słowo „komercyjny” nie oznaczało tego samego co dzisiaj. A jak wspomina swoje początki w zespole Mike Patton?

Nie było to dla mnie proste, napisanie tekstów, nie grałem wcześniej w „normalnej” kapeli, gdzie był układ zwrotka-refren-zwrotka itd. Miałem swoje Mr. Bungle, a tam robiłem co chciałem. Tak naprawdę to większą frajdę miałem przy Angel Dust, gdzie czułem, że wniosłem naprawdę swoje własne wokale.

Po gigantycznym komercyjnym sukcesie trzeciego albumu zespół nie zasypiał gruszek w popiele – niesiony falą sukcesu ruszył w trasę koncertową, gdzie w ciągu zaledwie dwóch lat od premiery „The Real Thing” zdążył dzielić scenę z takimi markami, jak Billy Idol, Metallica, Soundgarden, Primus czy Poison. FNM grali także u boku wielu kapel stricte thrash metalowych, jak Voivoid czy Sacred Reich.

To był naprawdę świetny czas, bawiliśmy się doskonale i poznawaliśmy nowych przyjaciół – sentymentalnie wspomina tamten czas Jim Martin, który odszedł z zespołu po czwartym albumie, w 1992 roku.

„The Real Thing” pozostawił po sobie mocne dziedzictwo. Świadczą tym słowa lidera Korn, Jonathana Davisa, który przyznał się, że wraz z Fieldym byli swego czasu psychofanami FNM i ubóstwiali Pattona za to co „zrobił” na tym albumie. Z kolei Greg Puciatto z The Dillinger Escape Plan nazwał „The Real Thing” płytą, która zmieniła jego życie.

Piosenki z tejże płyty zostały wzięte na warsztat wielu późniejszych tuzów muzyki, np. Apocalyptica czy Helloween. Towarzyszyły także ścieżce dźwiękowej wielu gier, w tym tak znanym hitom, jak: Street Fighter IV, Saints Row III, Guitar Hero 5, Madden NFL, czy też SingStar i Rock Band. „Surprise! You’re Dead!” zagościło na soundtracku popularnego horroru komediowego, filmu „Gremlins 2”.

Tylko największe dzieła muzyczne mają taką zdolność wpływania na inne branże rozrywki, a „The Real Thing” bez wątpienia na to miano zasługuje. Na płycie nie ma słabego i przypadkowego utworu, a jeżeli chodzi o jakość produkcji, to poza zbyt może suchymi gitarami, z jakich słynął Martin, album nadal zachował przejrzystość pozwalającą rozkoszować się smakowitym miszmaszem zawartych na nim dźwięków.

„The Real Thing” bez wątpienia jest albumem ponadczasowym, który nawet po 30 latach od swojej premiery potrafi zwrócić uwagę współczesnych melomanów. To jedna z takich płyt, którym upływ lat tylko dodaje szlachetności.

Tracklista:
1. From Out Of Nowhere
2. Epic
3. Falling To Pieces
4. Surprise! You're Dead!
5. Zombie Eaters
6. Real Thing
7. Underwater Love
8. Morning After
9. Woodpecker From Mars
10. War Pigs (Black Sabbath Cover)
11. Edge Of The World

źródło: Maciej Chrościelewski / koncertomania.pl
20-06-2019-10:00:00

Podziel się na facebooku!