Aktualności

17-07-2019-10:05:00

27 lat... Megadeth - „Countdown to Extinction”

Fragment okładki omawianej płyty

Podziel się na facebooku!

Początek lat 90. nie był czasem przychylnym dla thrash metalu. Ten gatunek ciężkiego grania musiał ustąpić popularnością rodzącej się fali grunge i wiele obecnych wówczas na scenie zespołów mocno ucierpiało na zmianie trendów muzycznych. Na szczęście dla gatunku wynalezionego przez Metallikę, kilka cenionych marek thrashowych nadal dzielnie trzymało „kaganek oświaty” i wydawało kolejne płyty utrzymane w tej stylistyce. Obok zespołów Overkill, Testament, czy Exodus, ważą rolę w ratowaniu podupadającego zainteresowania thrashem spełnił „Countdown To Extincion” - album nagrany przez Megadeth, załogę dowodzoną przez charyzmatycznego i niezwykle utalentowanego Dave Mustaine'a.

Kariera Megadeth jest bogata w udane wydawnictwa, a „Countdown To Extinction” z pewnością z perspektywy lat jawi się, jako jedna z najlepszych płyt w bogatej dyskografii zespołu. Chociaż początkowo nie było tak miło i album zebrał od wielu fanów i krytyków niezłe cięgi. Obecnie o tym fakcie niemal nikt nie pamięta.

Mający premierę 14 lipca 1992 roku „Countdown To Extinction” pojawił się w kluczowym momencie kariery Megadeth. Pionierzy thrash metalu dowodzeni przez byłego gitarzystę Metalliki debiutowali w 1985 roku doskonałym „Killing is My Business... And Business is Good!”. Cztery albumy później, gdy ukazał się poprzednik omawianej płyty, w postaci „Rust in Peace”, Megadeth miała już wyrobioną markę mistrzów ambitniejszego, zakręconego thrashowego grania. Stanowiły o tym świetne riffy i wokale Mustaine'a oraz magia „oryginalnego” (jak pokazał czas) składu zespołu. Zachwyty wzbudziła także agresywna thrashowa stylistyka płyty. Gdy Megadeth zapowiedział „Countdown To Extinction” fani i krytycy mieli wielkie oczekiwania, co do następcy „Rust in Peace”. I początkowo nowy album został odebrany chłodno.

Aby zrozumieć dlaczego „CTE” stylistycznie różnił się od rozpędzonego poprzednika należy poznać motywację samego dowodzącego Megadeth. Otóż lider formacji chyba pozazdrościł swoim „kolegom” z Metalliki 1 miejsca na liście Billboard („Czarny Album”). Wyrzucony z Metalliki przez Hetfielda i Urlicha Mustaine doszedł do wniosku, że czas spróbować podobnej drogi do komercyjnego sukcesu i wraz z kompanami (Friedman, Menza oraz Ellefson) wysmażył album nieco delikatniejszy w stylistyce thrashowej – właśnie „Countdown To Extinction”.

Z perspektywy lat Mustaine określił „CTE” jako album przełomowy dla Megadeth i rzeczywiście, trudno odmówić mu racji. Wraz z sukcesem płyty zespół stał się z cenionej, jednak wciąż undergroundowej kapeli, liderem tego gatunku, obok Metalliki i Slayera. W zasadzie śmiało można powiedzieć, że to właśnie wówczas Dave z kolegami wstąpili na thrash metalowe podium, na którym pozostają do dzisiaj.

„Zaskoczył nas sukces płyty. Po początkowym hejcie ze strony naszych fanów (a raczej recenzentów), „CTE” sprzedał się bardzo szybko w ponad pół milionowym nakładzie, i co ważniejsze, sprzedaje się po dziś dzień” - wyznał Mustaine w swojej autobiografii „Mustaine: A Heavy Metal Memoir”.

„Countdown To Extinction” był promowany aż czterema singlami: „Symphony of Destruction”, „Sweating Bullets”, „Skin O' My Teeth” oraz „Foreclosure of a Dream”. Każdy z powyższych utworów okazał się być wielkim hitem, dlatego tym bardziej dziwi, jakim cudem fani początkowo kręcili nosem na zawartość „CTE”. Przyczyna była związana z ich oczekiwaniami - „Rust in Peace” był typowym, szybkim i agresywnym thrashowym albumem i tego samego spodziewano się po „CTE”. Gdy jednak recenzenci i krytycy wsłuchali się głębiej w zawartość muzyczną płyty momentalnie pokochali „nowe” oblicze Megadeth – było nadal szybko, ale również melodyjnie. Dave popracował również nad swoimi wokalami, które na „CTE” stały się bardziej wyraźne i przemyślane (w tym pod względem warstwy lirycznej).

„Countdown To Extinction” debiutował na 2 miejscu listy Bilboard, co po dziś dzień jest największym sukcesem Megadeth, a sama płyta jest najlepiej sprzedającym się albumem w historii zespołu. Niesamowite osiągnięcie, tym bardziej, że amerykańscy thrashmetalowcy mają wiele świetnych płyt w swojej stosunkowo bogatej dyskografii. „CTE” sprzedał się w ponad 2 mln (podwójna platyna!) egzemplarzy.  Pomógł w tym jeden z najbardziej znanych numerów ekipy dowodzonej przez Dave'a - „Symphony of Destruction”, do którego klip niemal zamieszkał na antenie MTV w czasach największej popularności tej legendarnej stacji.

Czym „CTE” zdobył sobie serca słuchaczy? Niektórzy zakochali się w świetnych melodiach towarzyszących riffom i solówkom „wysmażonym” przez Dave'a i Marty Friedmana, inni z kolei chwalili sobie doskonały songwriting płyty, czy też dobrą współpracę na linii Ellefson-Menza. Za to wszystkich fanów thrashu urzekło idealne wypośrodkowanie stylistyczne albumu. Thrashowy rdzeń „CTE” był zręcznie spowity czysto heavymetalową aurą. Dzięki tym zabiegom płyta była nadal atrakcyjna dla dotychczasowych fanów ekipy, a jednocześnie miała potężny potencjał wabiący nowych. „CTE” jest tak doskonale zbalansowanym albumem, że nawet dzisiaj, po 27 latach od premiery, nadal jest w stanie swoją przebojowością zainteresować obecną, młodą generację metalowców.

Płyta była także ważna dla samego Dave’a. W wywiadzie z 1993 roku dla Guitar School wyznał, że „CTE” był pierwszym albumem, na którym zerwał z ćpaniem.

Crack, speed, heroina i … papierosy – takie używki towarzyszyły powstawaniu każdej poprzedniej naszej płyty. Dragi „zmieniały się” na każdym albumie. Ale w końcu powiedziałem „dość” i na „CTE” jestem prawdziwym sobą, trzeźwy i całkowicie przytomny. To dla mnie ważna płyta

Dave, jakkolwiek do nagrań „CTE” przystępował trzeźwy, to przed miksami całkowicie rozpił się i uzależnił od valium. Z tego powodu zespół przerwał japońską trasę promującą album (1993 rok), a frontman Megedeth udał się na kilkutygodniowy odwyk do ośrodka w Arizonie. Pomogło.

Również Marty Friedman ma z „CTE” bardzo miłe wspomnienia. „Byłem jedynym członkiem zespołu, który do tej pory nie skoczył na spadochronie. Po prostu się bałem. W końcu, molestowany przez Dave’a powiedziałem, że zrobię to, jeżeli „CTE” stanie się platynową płytą. Oczywiście nie wierzyłem w to, a płyta oblała się nią dwa razy! Nie miałem wyjścia i finalnie skoczyłem. K**wa, to było niesamowite uczucie, ale chyba bym tego nie powtórzył. Po co ryzykować”.

Po 27 latach od wydania „CTE” nadal brzmi świeżo. To taki album, który po prostu się nie starzeje się brzmieniowo. Fanom Megadeth chyba nie muszę się tłumaczyć – wiedzą doskonale, jak to jest, gdy po łbie kołacze się nieśmiertelny refren „Psychotrona”, czy riff z „Symphony of Destruction”.

Tracklista:

1. Skin o’ My Teeth
2. Symphony of Destruction
3. Architecture of Aggression
4. Foreclosure of a Dream
5. Sweating Bullets
6. This Was My Life
7. Countdown To Extinction
8. High Speed Dirt
9. Psychotron
10. Captive Honour
11. Ashes in Your Mouth

źródło: Maciej Chrościelewski / koncertomania.pl
17-07-2019-10:05:00

Podziel się na facebooku!

TAGI: megadeth