Aktualności

08-08-2019-12:13:00

35 lat... Red Hot Chili Peppers – „The Red Hot Chili Peppers”

Fragment okładki omawianej płyty

Podziel się na facebooku!

Historie początków karier muzycznych wielkich zespołów rzadko są usłane różami. Na ogół jednak te znaczone cierpieniem i niekończącymi się trudnościami opowieści zmierzają do happy endu: albumu, który z miejsca zdobył serca rzeszy fanów i po latach uważany jest za kultowy. Debiutancki album Red Hot Chili Peppers, który właśnie obchodzi swoje 35 urodziny, nie miał tyle szczęścia.

Trudne z definicji początki były w przypadku Red Hot Chilli Peppers jeszcze trudniejsze niż „zwykle” ze względu na nieoczekiwane personalne roszady. Dobrzy licealni przyjaciele, wokalista Anthony Kiedis i basista Michael „Flea” Balzary zostali sami, zaledwie po roku od założenia zespołu, do tego w kluczowym momencie, w którym najbardziej potrzebowali być integralną, skuteczną, dobrze naoliwioną maszyną.

Jeden ze współzałożycieli zespołu, gitarzysta Hillel Slovak odszedł z zespołu wraz z perkusistą Jackiem Ironsem tuż przed rozpoczęciem nagrań debiutanckiego albumu Red Hot Chili Peppers, by nagrywać i koncertować z własnym zespołem, What Is This?. Slovak i Irons widzieli większy potencjał w What Is This?, zespole któremu udało się podpisać kontrakt płytowy z MCA na dwa tygodnie przed tym, jak Red Hot Chili Peppers podpisali swój kontrakt. W związku z tym traktowali „papryczki” jako projekt poboczny. Początkowo załamani Kiedis i Flea nie chcieli dopuścić, by z tego powodu ich marzenia o karierze w przemyśle muzycznym legły w gruzach.

Pod koniec 1983 roku zespół zorganizował przesłuchania na nowego perkusistę, w wyniku których do zespołu dołączył Cliff Martinez, kolega Flei, znany ze współpracy z kalifornijskimi zespołami punkowymi The Weirdos i The Dickies. Początkowo nowym gitarzystą Red Hot Chili Peppers miał zostać kolega Martineza z The Weirdos, jednak po kilku próbach okazało się, że jego styl nie pokrywał się z oczekiwaniami zespołu. Po kilku kolejnych przesłuchaniach zawężono listę kandydatów do dwóch osób: Marka Nine’a i Jack Shermana. Ciekawostką pozostaje fakt, że wówczas członkowie zespołu nawet nie za bardzo wiedzieli, jak Sherman trafił na przesłuchanie. Jednak grało im się tak dobrze z gitarzystą, że postanowili go przyjąć.

Sesje nagraniowe w Eldorado Recording Studios w Hollywood rozpoczęły się w kwietniu 1984 roku. Producentem mianowano Andy’ego Gilla, gitarzystę angielskiego zespołu punkowego Gang of Four. Powstawanie albumu było procesem trudnym z powodu nieporozumień między muzykami a producentem. Obie strony miały własne, różniące się od siebie wizje tego, jak album powinien brzmieć.

Przez pierwsze kilka dni w studiu, wszystko zdawało się być w porządku, ale szybko zdałem sobie sprawę, że Andy celował w brzmienie, które nam nie odpowiadało – relacjonował Kiedis w 2004 roku w autobiografii zatytułowanej „Blizna” (oryg. „Scar Tissue”). Pod koniec sesji, Flea i ja wybiegliśmy ze studia prosto do reżyserki, wczołgaliśmy się na konsolę i krzyczeliśmy: „Pie***l się! Nienawidzimy cię!” Legenda głosi, że basista postanowił wyrazić swoje niezadowolenie w bardziej bezpośredni sposób: oddał kał do pustego pudełka po pizzy i zostawił smakowity upominek na konsoli producenta.

Temat defekacji zdawał się powracać podczas sesji nagraniowej nieprzerwanie. Kiedis opisał w książce także następującą sytuację: Pewnego dnia udało mi się zajrzeć do notesu Gilla i obok piosenki „Police Helicopter” napisał słowo „gówno”. Dobiło mnie to, że tak nazwał ten utwór. „Police Helicopter” był klejnotem w naszej koronie. Reprezentował naszą kwintesencję - ruchliwą, przeszywającą, ostrą, porażającą siłę brzmienia i energii. Zapoznanie się z jego notatkami przelało czarę goryczy i od tego momentu wiedzieliśmy, że pracujemy z naszym wrogiem, zwłaszcza Flea i ja. Dokończenie tej płyty przeobraziło się w prawdziwą walkę.

W rozmowie z „Diffuser” w 2014 roku Gill wspominał współpracę z zespołem mówiąc: Mieliśmy automat perkusyjny i chciałem, aby posługiwali się nim by trzymać równe tempo, nie przyspieszać tak bardzo i to spowodowało kłótnię. Anthony stwierdził, że urządzenie nie miało duszy, więc nie będą go używać. Ja bardzo nalegałem, by go używali. Nieważne, czy ma duszę, czy nie ma, dzięki niemu będziecie grać w tempie… Kompromis polegał na tym, że Cliff Martinez, perkusista, miał go słuchać i zarejestrować krowi dzwonek, a oni mieli grać słuchając krowiego dzwonka, który rzecz jasna, ich zdaniem, miał duszę.

Kiedis był wyjątkowo rozczarowany końcowym efektem, uważając, że na albumie nie udało się uchwycić surowej energii nagrań demo z 1983 roku. Ostatecznie zespół pogodził się z faktem, że album nie reprezentuje w stu procentach ich kwintesencji. Czułem, że wylądowaliśmy pomiędzy dwoma szczytami w dolinie kompromisu – opowiadał Kiedis. Nie wstydziłem się tego materiału, ale efekt końcowy w ogóle nie przypominał naszych nagrań demo. Mimo wszystko stwierdziliśmy, że to nasz album i będziemy działać dalej.

Debiutancki album zatytułowany „The Red Hot Chili Peppers” ukazał się 10 sierpnia 1984 roku nakładem EMI America i Enigma Records. Jedynym singlem z albumu było „Get Up and Jump”. Ponadto powstał teledysk do „True Men Don’t Kill Coyotes”. W utworze „Mommy, Where’s Daddy?” gościnnie chórki nagrał Gwen Dickey. Szerzej znany pod pseudonimem artystycznym Rose Norwalt artysta był wokalistą popularnej w latach 70-tych amerykańskiej grupy grającej soul i R&B Rose Royce. Podczas wykonań koncertowych tego utworu, jego partie śpiewał Flea.

Premiera albumu nie była porażającym sukcesem. O włos minął się z listą Billboard 200, docierając do 201 pozycji. Utwory z albumu puszczane były głównie w niekomercyjnych studenckich rozgłośniach radiowych, a teledysk wyemitowało kilka razy MTV. Pierwsze recenzje albumu były mieszane, ale zdarzały się także bardzo pozytywne, jak ta w popularnym magazynie „Spin”.

Albumowi przypisuje się zapoczątkowanie podgatunku muzycznego nazwanego „funk metalem” oraz nurtu łączenia muzyki rockowej z rapem. Debiutancki album Red Hot Chili Pepers nakreślił ich funkowo-metalową hybrydę dosyć efektywnie - napisał po latach Stephen Thomas Erlewine, recenzent portalu „AllMusic”, dając albumowi trzy gwiazdki na pięć możliwych. Chociaż ich fuzja ciężkich gitar i basowego slapu była zuchwała, ich pierwsze dzieło nie klei się w spójny album.

Album był przełomowy w kontekście historii muzyki popularnej i jednocześnie odważny w momencie historii, w którym został wypuszczony. To zasługa niespotykanego jak dotąd, wyrafinowanego sposobu mieszania stylów muzycznych nie tylko nie należących do radiowego mainstreamu tamtej epoki – funku, punka, metalu i rapu, ale też wyjątkowo eksperymentalnego podejścia do komponowana, które sprawiło, że trudno jest jakimkolwiek utworom zapaść na dłużej w pamięć po pierwszym przesłuchaniu. Dopiero lata później, gdy Red Hot Chili Peppers znaleźli złoty środek między swoim charakterystycznym, awangardowym brzmieniem, a przyjazną radiu i szerszej publiczności przebojowością, udało im się przebić do czołówki szeroko pojętych „zespołów rockowych” i wyprzedawać naprawdę duże obiekty swoimi koncertami.

Promocja albumu była wsparta trwającą niemal cały 1984 rok trasą koncertową, nazwaną po prostu „Red Hot Chili Peppers 1984 Tour”. W czasie tej trasy zespół grał z kilkunastoma innymi zespołami w roli zarówno supportu, jak i headlinera. W przeciwieństwie do poprzedniej trasy, której koncerty odbywały się głównie w stanie Kalifornia, trasa promująca debiutancki album rozszerzyła pole rażenia na cały kraj i była niebywale intensywna, nie dając podróżującym muzykom ani chwili wytchnienia. Dni wolne i odpoczynek były prawdziwą rzadkością. Najbardziej intensywny okres obejmował 60 koncertów zagranych w okresie 64 dni z rzędu. W trakcie trasy narastał osobisty konflikt między Kiedisem a Shermanem. Dochodziło wręcz do kłótni na scenie podczas koncertów. Sherman groził niejednokrotnie, że odejdzie z zespołu. Ostatecznie został zwolniony przez pozostałych kolegów. W międzyczasie Slovak stwierdził, że kariera What Is This? stoi w miejscu, więc zdecydował się wrócić do Red Hot Chili Peppers.

Specyficzny incydent przydarzył się na koncercie 12 maja 1984 roku w Olympic Auditorium w Los Angeles. Kiedis zwyczajnie nie pojawił się na koncercie. Jak się później okazało, od spełnienia obowiązku wokalisty podczas występu na żywo odwiódł go jego narkotykowy nałóg. Red Hot Chili Peppers, nie chcąc tracić szansy na zagranie jako zespół otwierający koncert w tak dużym obiekcie, jak Olympic Auditorium, postanowili skorzystać z usług Keitha Morrisa, wokalisty punkowego zespołu Circle Jerks, który zgodził się zastąpić Kiedisa. Legenda głosi, że Morris nie znał tekstów, więc w każdej piosence wydzierał się tymi samymi słowami: What you see is what you get.

Kiedis i Flea wielokrotnie wspominali w rozmaitych wywiadach na przestrzeni lat, że znacznie lepsze są w ich opinii wersje demo nagrane z pierwotnymi członkami zespołu, Hillelem Slovakiem na gitarze i Jackiem Ironsem na perkusji. Jednocześnie doceniali wkład Jacka Shermana podczas nagrań, głównie ze względu na jego wiedzę na temat funku i teorii muzyki. Ich zdaniem wkład ten był niezwykle istotny dla rozwoju zespołu i elementów tych brakowało podczas kadencji Slovaka.

Wersje demo utworów „Get Up and Jump”, „Out in L.A.”, „Green Heaven” i „Police Helicopter”, uważane przez członków zespołu za lepsze, niż finalne wersje albumowe, zostały opublikowane w 1994 roku na albumie „Out in L.A.”, będącym kompilacją rozmaitych rzadkich nagrań z całej dotychczasowej kariery Red Hot Chili Peppers. Na albumie umieszczono także pochodzący z tych samych sesji demo utwór „What It Is”, znany również pod alternatywnym tytułem „Nina’s Song”, który został pominięty w doborze finałowej tracklisty na debiutancki album. Producentem podczas sesji nagraniowej wspominanych wersji demo był Tim Leitch, znany pod pseudonimem Spit Stix perkusista zespołu Fear, w którym wówczas grał także Flea. Są to niezwykle istotne nagrania dla kariery zespołu z historycznego punktu widzenia – to dzięki nim Red Hot Chili Peppers zagrało swoje pierwsze koncerty i to dzięki nim udało się podpisać kontrakt płytowy z wytwórnią EMI. W 2002 roku ukazała się zremasterowana wersja debiutanckiego albumu, na której także zawarto wspomniane wersje demo.

Pierwsze albumy Red Hot Chili Peppers, wliczając w to debiutancki, są ważne nie tylko z muzycznego punktu widzenia. Każdy z nich dokumentuje inny, ważny etap turbulentnego pod względem personalnym okresu w karierze zespołu. „The Red Hot Chili Peppers” to jedyny album, na którym gra Jack Sherman. Wkrótce po premierze albumu Sherman został zwolniony, a Slovak wrócił do zespołu i nagrał z nimi kolejny album, „Freaky Styley” (1985). Irons wrócił trochę później, na nagrania trzeciego albumu, „The Uplift Mofo Party Plan” (1987). Rok później okazało się, że był to jedyny album, który zespół nagrał w oryginalnym składzie – Slovak zmarł wskutek przedawkowania heroiny.

Tracklista:

1. „True Men Don’t Kill Coyotes”

2. „Baby Appeal”

3. „Buckle Down”

4. „Get Up and Jump”

5. „Why Don’t You Love Me”

6. „Green Heaven”

7. „Mommy Where’s Daddy”

8. „Out in L.A.”

9. „Police Helicopter”

10. „You Always Sing the Same”

11. „Grand Pappy Du Plenty”

źródło: Tymoteusz Kociński / Koncertomania.pl
08-08-2019-12:13:00

Podziel się na facebooku!