Aktualności

26-08-2018-18:12:00

Niezwykłe koncertowe covery #1: HEY

HEY fot. Kayax

Podziel się na facebooku!

Poszukiwania muzyczne prawdziwego artysty nigdy nie ustają. Wielu chętnie dzieli się swoimi inspiracjami, wplatając ulubione utwory do koncertowych repertuarów. Mająca obecnie dłuższą przerwę grupa Hey nie bała się zarówno odważnych eksperymentów muzycznych we własnych utworach, jak i prezentować na żywo intrygujące selekcje coverów. Oto wybór pięciu spośród najciekawszych.

Metallica – „For Whom the Bell Tolls” 

W połowie lat 90-tych Hey przeżywał szczytową fazę popularności. Cieszył się w Polsce statusem megagwiazdy i zbierał siły na podbój rynku zachodniego. Koncert w katowickim Spodku, który odbył się 9 października 1994 roku, był jednym z najbardziej ekscytujących momentów promocji albumu „Ho!” i został zarejestrowany na potrzeby późniejszego wydania albumu „Live!”.

Młody Hey miał jednak na swoim koncie dopiero dwa albumy, trzeba więc było koncertową setlistę uzupełnić coverami. Obok całkiem udanych przeróbek utworów Boba Marley’a („Redemption Song”), The Beatles („I Should Have Known Better”) i The Doors (“Break on Through”), w repertuarze znalazło się coś paradoksalnie znacznie bardziej oczywistego dla mocno gitarowego, ciężko grającego Hey’a: „For Whom the Bell Tolls” Metalliki. Zresztą, utwór musiał wówczas regularnie gościć w koncertowych setlistach zespołu, co sugerują słowa Nosowskiej wypowiedziane po wykonaniu „Redemption Song” na płycie „Live!”: Będzie Metallica. Co ciekawe jednak, owa „Metallica” nie zmieściła się na podstawowym wydaniu albumu i wraz z większością pozostałych coverów znalazła się na „Edycji Specjalnej”, wydanej tylko na kasecie w limitowanym nakładzie, dostępnym jedynie dla uczestników spodkowego koncertu.

Słuchając nagrania nie ma się co dziwić, że pominięto je w podstawowej wersji albumu, bo daleko temu wykonaniu do ideału. Ale jest w nim młodzieńcza dzikość i nieokrzesanie: zabójcze tempo narzucone przez zespół sprawia, że Nosowskiej brakuje tchu i gubi niektóre wersy obu zwrotek. A może po prostu zapomniała tekstu? Aranżację także poddano nieco dziwnej modyfikacji i zagrano słynne „Bellz” w bardziej klasycznym rockowym formacie: instrumentalną część gitarową sprzed drugiej zwrotki wycięto zupełnie, a solówkowa partia sprzed pierwszej zwrotki pojawia się po drugim refrenie. Na sam koniec Kasia zaś po raz trzeci powtórzyła refren. Niniejszym Hey przerobił słynny metalowy hymn na klasyczną rockową piosenkę w formacie: zwrotka 1, refren, zwrotka 2, refren, solo, refren. Mimo tej dziwnej zmiany wykonania słucha się świetnie, bo ówczesny, bardzo surowy i ochrypły głos Nosowskiej pasował do takiego repertuaru wyśmienicie.

Pixies – „Where Is My Mind?” 

Wydana na albumie „Surfer Rosa” z 1988 roku piosenka Pixies „Where Is My Mind?” była stałym elementem koncertowego repertuaru Hey’a w latach 2002-2007. Za sprawą swojego dekandenckiego post-imprezowego nastroju utwór doskonale odnajdował się w segmentach bisowych letnich koncertów plenerowych. Charakterystyczna barwa Nosowskiej wspaniale podkreślała osobliwy nastrój kompozycji. Świetnie spisał się również sam zespół, przede wszystkim podejmując bardzo słuszną decyzją o znaczącym spowolnieniu tempa.

Republika – „Telefony” 

W 2007 roku w koncertowym repertuarze Hey’a pojawiła się piosenka Republiki. „Telefony” pierwotnie pojawiły się na wydanym w 1991 roku albumie „1991”. Utwór został wykonany z poszanowaniem oryginału, ale nie zabrakło hey’owego sznytu zarówno w warstwie instrumentalnej, jak i wokalnej. Ekspresja Nosowskiej sprawdziła się zwłaszcza w onomatopei „Trrrr!” naśladującej dźwięk dzwonka telefonu. Wersja Hey’a została uwieczniona przez TVP, gdy zespół wziął udział w festiwalu twórczości niezapomnianych artystów polskich zatytułowanego „Pejzaż bez Ciebie”, który 26 października 2008 roku poświęcono zmarłemu w 2001 roku Grzegorzowi Ciechowskiemu.

PJ Harvey – „Angelene” 

Na pojawienie się Agnieszki Chylińskiej na deskach Teatru Roma w Warszawie 10 września 2007 zgromadzona publiczność zareagowała euforycznie. Realizatorom udało się do ostatniej chwili dochować tajemnicy i w rezultacie na nagraniu słychać naturalną i szczerą reakcję widowni. Nie to, żeby odbywający się tam koncert MTV Unplugged nie był wystarczająco wyjątkowy i bez gościa specjalnego, ale wystarczyło samo wyłonienie się Agnieszki zza kulis by wynieść atmosferę i rangę wydarzenia na zupełnie inny poziom. Jeszcze zanim Chylińska otworzyła usta, wiadomo było, że za chwilę wydarzy się coś niesamowitego.

Wybór piosenki PJ Harvey nikogo nie zdziwił, bo Nosowska od wielu lat nie kryła się ze swoim uwielbieniem dla angielskiej artystki. „Angelene” to otwierająca ścieżka z wydanego w 1998 roku albumu „Is This Desire?”. Piosenka nie była nawet singlem, ale trudno wyobrazić sobie lepszy wybór, bo sprawdziła się w duecie Nosowska-Chylińska znakomicie. Obie panie podeszły do wykonania w zupełnie różny, ale charakterystyczny dla siebie, sposób. Kasia zachowała wierność melodii oryginału, polegając na swojej niepowtarzalnej barwie głosu, doskonale rezonującej z depresyjnym nastrojem utworu. Otwarcie drugiej zwrotki przez Agnieszkę wywołało kolejną euforyczną reakcję publiczności. Chylińska, chociaż wówczas po dość długiej przerwie od występów scenicznych, nie straciła nic ze swojego pazura i powaliła absolutnie kunsztownym śpiewem.

To zestawienie skrajnych przeciwieństw – spokojnej na scenie, skrytej i tajemniczej Nosowskiej, z wulkanem drapieżnej energii Chylińskiej – zaowocowało jednym z najbardziej unikatowych i pamiętnych duetów scenicznych w historii polskiej muzyki rockowej. Takiej atmosfery nie da się powtórzyć, szczęśliwie udało się zaskakująco dobrze uchwycić ją na oficjalnym wydawnictwie – koncert ukazał się na DVD.

The Zombies – „Time of the Season” 

W 2008 roku Hey zaskoczył uwzględnieniem w koncertowym repertuarze słynnej piosenki The Zombies, „Time of the Seasons”. Oryginał liczył sobie wówczas 40 lat, gdyż utwór po raz pierwszy ukazał się na albumie „Odessey and Oracle” z 1968 roku. Trudno chyba o bardziej stylistycznie odległy od „codziennej” twórczości Hey’a kawałek, nawet biorąc pod uwagę, jak różnorodne stylistycznie są ich albumy. Czy ten brzmieniowy eksperyment się powiódł? Możecie sami ocenić odsłuchując nagranie, ale chyba nie przez przypadek „Time of the Season” dosyć szybko zniknęło z koncertowej setlisty zespołu.

Granie coverów zawsze było nieodłączną częścią koncertowego życia grupy Hey. Miejmy nadzieję, że gdy zespół wróci na scenę, jeszcze nie raz zaskoczy nas osobliwymi wyborami piosenek innych artystów.

źródło: Tymoteusz Kociński dla Koncertomania.pl
26-08-2018-18:12:00

Podziel się na facebooku!

TAGI: hey, nosowska