Aktualności

07-06-2019-10:00:00

20 lat... Geri Halliwell – „Schizophonic”

Fragment okładki omawianej płyty

Podziel się na facebooku!

Przez ostatnie kilka lat branżowe serwisy co jakiś czas spekulowały o powrocie Spice Girls, najsłynniejszego „girlbandu” wszech czasów. Wreszcie, po niemal 20 latach od rozpadu, dziewczyny wróciły na scenę i koncertują intensywnie w Wielkiej Brytanii. Nie wróciły jednak w komplecie - Victorii Beckham odmówiła uczestnictwa w zyskach. Ta kontrowersja wpisuje się w historię zespołu znakomicie – na 2 lata przed zakończeniem działalności Spice Girls, świat obiegła informacja o odejściu Geri Halliwell - przez wielu uważanej za liderkę grupy.

31 maja 1998 roku. Na konferencji prasowej oświadczenie o następującej treści odczytał w imieniu wokalistki jej adwokat, Julian Turton: Z przykrością potwierdzam informację o tym, że opuściłam Spice Girls. Jest to spowodowane różnicami między nami. Jestem przekonana, że grupa będzie nadal odnosiła sukcesy i życzę im wszystkiego, co najlepsze... PS. Wrócę. Ta drobna deklaracja na samym końcu zwiastowała wielką zmianę w życiu 25-letniej artystki: rozpoczęcie kariery solowej.

Spice Girls działały dalej i koncertowały bez Geri, ona zaś w tym czasie rozpoczęła prace nad debiutanckim albumem solowym. Do współpracy zaprosiła ludzi, których dobrze znała z czasów współpracy ze Spice Girls - producentów Andy’ego Watkinsa i Paula Wilsona (znanych jako Absolute). Dziewczyny z zespołu stanowczo oświadczyły, że jeśli producenci pomogą Geri, Spice Girls nie będą dalej z nimi współpracować. Duet mimo to postawił na Halliwell.

Wszystkie 10 utworów, które finalnie znalazły się na albumie,  są autorstwa Geri oraz Watkinsa i Wilsona, natomiast przy dwóch piosenkach pomogła Tracy Ackerman: „Lift Me Up” i „Someone’s Watching Over Me”. Nagrania odbyły się w Olympic Studios w Londynie i trwały od lipca do grudnia 1998 roku. Zespół Absolute zajął się nie tylko produkcją, ale także grą na instrumentach. Dodatkowo pracę w studiu wspomogli muzycy sesyjni, gitarzyści Milton McDonald i Phil Hudson.

Premierę albumu poprzedziła premiera dokumentalnego filmu promocyjnego „Geri”, wyreżyserowanego przez Molly Dineen. Film wyemitował 5 maja 1999 roku brytyjski Channel 4. Dokument ukazuje życie Geri po odejściu ze Spice Girls, koncentrując się na mało chwalebnej części jej życia – pokazuje Halliwell nieszczęśliwą i poszukującą swojej drogi w trudnym świecie muzycznego show-biznesu.

Debiutancki album Geri Halliwell, zatytułowany „Schizophonic”ukazał się 7 czerwca 1999 roku nakładem EMI w Wielkiej Brytanii i Capitol w Stanach Zjednoczonych. Pierwszy singiel, „Look at Me”, został wydany cztery tygodnie wcześniej i dotarł do drugiego miejsca listy przebojów. Następnie wypuszczono jeszcze trzy single: 16 sierpnia dał światu „Mi Chico Latino”, 1 listopada wyszedł „Lift Me Up” i 13 marca 2000 roku wydano „Bag It Up”. Wszystkie trzy odniosły duży sukces komercyjny w Wielkiej Brytanii i wylądowały na pierwszych miejscach listy przebojów.

Album zadebiutował na czwartym miejscu brytyjskiej listy najlepiej sprzedających się albumów. Odniósł także spory sukces w Kanadzie, gdzie wylądował na piętnastym miejscu. Nieco mniej porażający był sukces w Stanach Zjednoczonych, gdzie sprzedano tylko 40.000 kopii w pierwszym tygodniu, a najwyższe miejsce na liście Billboard 200, na które się wspiął, to czterdzieste drugie. Wynik mało imponujący, jednak nie zmienia to faktu, że później, żadna z pozostałych członkiń Spice Girls, po rozpoczęciu kariery solowej, nie zdołała pobić tego rezultatu. Tytuł płyty, „Schizophonic” to hybryda słowna – greckie słowo „Schizo” oznacza „podział”, a angielskie „phonic” – „dźwiękowy”. Jednocześnie jest to gra słów, kojarzy się bowiem z wyrażeniami „schizophrenic” i muzycznym pojęciem „schizophonia”. Geri miała tak niewielką wiarę w inteligencję swoich odbiorców, że postanowiła zawrzeć definicję na tylnej stronie okładki. Tytułem tym artystka sugerowała, że w trakcie zagmatwanego życia i kariery miała już tyle osobowości, że sama nie wie, która z nich jest jej prawdziwą.

Wewnętrzne rozdarcie podkreślono także wizualną stroną albumu, obdarzonego dwiema różnymi okładkami. Biała okładka pokazuje świętego Geri-anioła, a czerwona - niegrzeczną Geri-diablicę. Nad literą „O” w tytule albumu w wersji „anielskiej” unosi się anielska aureola, natomiast w wersji „diabelskiej” wystają z niej rogi. Tytuły na tylnej stronie okładki wypisano czcionką w białym lub czerwonym kolorze, nawiązując do jednej z dwóch przeciwstawnych osobowości. W książeczce zawarto obie wersje okładki.

Na singlach wydano sześć dodatkowych utworów, które nie znalazły się na albumie. Singiel „Mi Chico Latino” zawierał utwory „G.A.Y.” i „Summertime”, wyprodukowane przez Absolute i Steve’a Fitzmaurice’a. Ten drugi, nieco powolny, w połowie senny, a w połowie uwodzicielski, zdaje się być jednym z nielicznych utworów, które robią właściwy użytek z brzmienia głosu wokalistki – aż szkoda, że nie znalazł się na albumie i nie zastąpił jednej z rozlicznych, obecnych na nim mdłych popowych ballad. Na singlu „Lift Me Up” umieszczono „Very Slowly” wyprodukowane przez Phila Thornally’ego i „Live and Let Die” - okropny cover Paula McCartney’a i grupy Wings, wyprodukowany przez Steve’a Powera. Z kolei strony B singla „Bag It Up” to „These Boots Are Made for Walkin” i „Perhaps, Perhaps, Perhaps” wyprodukowane przez Steve’a Powera.

Pod względem muzycznym, znaczna zawartość albumu to mało odkrywcza mieszanka niezbyt wyrafinowanego popu i muzyki tanecznej, przyprawiona mało przekonującymi próbami mariażu z innymi gatunkami. Geri nie należy do najbardziej technicznych wokalistek na świecie, więc najlepiej wypada w konwencji, która nie wymaga od niej wokalnej ekwilibrystyki – lekkich, dynamicznych utworach dyskotekowych, do których ówczesna młodzież mogła sobie beztrosko potańczyć. Taki jest choćby wiodący, bezpretensjonalny „Look at Me”, czy przywołujący „jajcarskość” Spice Girls, przyjemnie funkujący „Bag It Up”. W tych piosenkach czuć też dystans piosenkarki do samej siebie i nie ma się wrażenia, że sili się ona na coś, co ją przerasta.

Z kolei w materiale teoretycznie skłaniającym do bardziej uważnego wysłuchania, w którym Geri próbuje sięgać po romantyczny lirycyzm i bardziej wyrafinowane linie melodyczne, jej umiejętności nie idą w parze z zamiarami i ciężko jest tu się czymkolwiek zachwycić. Ballada „Walkaway” jest tak miałka, zawiera tak wiele przeciągłego miauczenia i zawodzenia, że wytrwanie do końca tego trwającego karygodne pięć minut potworka to istna tortura. Płaski, tak wygładzony, że aż nijaki, skromnie wyprodukowany, aż zbyt łatwy pop, który jednym uchem wpada, a drugim wypada. Bardziej nadaje się na muzykę do supermarketu, windy lub poczekalni u dentysty, niż do wysokoprofilowego odsłuchiwania przy pomocy audiofilskiego sprzętu w specjalnie dedykowanym w domu pomieszczeniu do delektowania się muzyką.

Wyjątkiem mógłby tu być lekko jazzujący „Goodnight Kiss”, ale konwencja gatunku którego istotą jest improwizacja i eksperymentowanie, wypadła zdecydowanie zbyt zachowawczo, jeszcze bardziej obnażając ograniczenia wokalne wokalistki. Ale przynajmniej do jednego nie można mieć wątpliwości – na albumie słychać prawdziwą Geri, taką jaką jest, a nie taką, jaką słyszeli ją producenci. Współcześnie z najgorszej wokalistki można uczynić najpiękniej brzmiący głos w historii muzyki, a zatrważająca ilość nagrań popowych ukazuje fałszywe umiejętności, które w rzeczywistości należą do inżynierów dźwięku i odpowiednio używanego przez nich oprogramowania, a nie do artysty, którego nazwisko zdobi okładkę płyty.

Obiecująco zaczyna się też „Sometime”, gdzie delikatne, przyjemne brzmienie organów kościelnych sugeruje, że może będziemy mieli do czynienia z udanym eksperymentem z muzyką gospel. Niestety, nic z tego – przedziwne, elektroniczne efekty kompletnie niweczą tę intrygującą obietnicę, a miauczenie Geri tak kłuje w uszy, że pierwszy lepszy współczesny „coverujący” artysta sypialniany z YouTube ma szansę zabrzmieć przy niej jak weteran dużej sceny. Kolejną niespełnioną obietnicą jest „Let Me Love You”, próbujący czarować melodyką inspirowaną tradycyjną muzyką Bliskiego Wschodu. W utworze słychać nawet tradycyjny indyjsko-perski instrument strunowy – sitar, niestety wesołe podśpiewajki Geri szybko sprowadzają nas na ziemię, do pozycji słuchacza debiutanckiego albumu piosenkarki pop, której ambicje zdecydowanie przerosły możliwości.

Mimo dyskusyjnych walorów artystycznych, popularność Spice Girls była tak ogromna, że „Schizophonic” na całym świecie rozszedł się w nakładzie ponad 3 milionów egzemplarzy i po dziś dzień pozostaje najlepiej sprzedającym się albumem Geri w całej karierze. Niewykluczone, że niebawem nadarzy się okazja do zobaczenia jej na scenie w towarzystwie dawnych przyjaciółek – krążą bowiem plotki o tym, że trasa koncertowa Spice Girls po Wielkiej Brytanii ma dużą szansę zawitać na Stary Kontynent.

Tracklista:

1. „Loot at Me”

2. „Lift Me Up”

3. „Walkaway”

4. „Mi Chico Latino”

5. „Goodnight Kiss”

6. „Bag It Up”

7. „Sometime”

8. „Let Me Love You”

9. „Someone’s Watching Over Me”

10. „You’re in a Bubble”

źródło: Tymoteusz Kociński / Koncertomania.pl
07-06-2019-10:00:00

Podziel się na facebooku!