Recenzja

30-12-2014-03:05:45

The Flaming Lips - "With A Little Help From My Fwends"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Tak jak zniekształcony jest tytuł Beatlesowskiego arcydzieła, tak "pogięte" na rozmaite sposoby są piosenki z legendarnego Sierżanta Pieprza. Efekt jest średni z okazjonalną tendencją do dobrego.

The Flaming Lips już udowodnili, że klasykę muzyki rockowej przerabiać potrafią. Nie tak dawno popełnili fantastyczny cover "Smoke On The Water" Deep Purple. Tym razem postanowili pójść drogą, którą kiedyś wybrał Laibach i przerobić cały album. Wybrali "Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band". Interpretacji dokonali niesamodzielnie. Do współpracy przy projekcie zaprosili kilkunastu gości. Od bardzo znanych, jak Miley Cyrus, Moby czy Maynard James Keenan, przez nieco mniej znanych, jak Tegan & Sara, J Masics, do przedstawicieli alternatywnej niszy pokroju Julianny Barwick czy Electric Würms. Stylistyka muzyki, w której specjalizują się goście jest tak różnorodna i barwna jak kolory na okładce oryginalnego Sierżanta. Od miłego dla uszu popu, mocniejszego rocka, po psychodelię i rozmaite dźwiękowe eksperymenty.

The Flaming Lips jak zwykle postanowili, że do oryginału nawiążą, lecz będzie to nawiązanie mocno zdystansowane. Do tego przepuszczone przez oldschoolowo brzmiący elektroniczny filtr, chwilami przybierający postać niemalże noise'ową. Są takie momenty na płycie, że czujemy się, jakbyśmy siedzieli zamknięci w pokoju z Devo, Throbbing Gristle, wczesnym Roxy Music, Hawkwind, wykonawcą grającym tradycyjną muzykę hinduską oraz artystą noise'owym. Wszyscy oni co nieco "przypalili", wpadli w trans i zaczęli razem muzykować. O ile kupuję te wszystkie dźwiękowe modulacje i zniekształcenia, czasami Flaming Lips nie mają w tych szaleństwach umiaru i robi się niestrawny chaos, zahaczający o groteskę. O dziwo w tej pokręconej estetyce całkiem przyzwoicie wypadła celebrytka Cyrus, której Wayne Coyne i koledzy powierzyli zaśpiewanie dwóch klasyków Beatlesów ("Lucy In The Sky With Diamonds", "A Day In The Life"). Irytuje z kolei rzężąca gitara Masicsa w piosence tytułowej. Robi hałas, z którego nic nie wynika. Ciekawiej za to prezentują się interpretacje "With A Little Help From My Friends" oraz "Being For The Benefit Of Mr. Kite!", ta druga z Keenanem na wokalu, a także mocno elektroniczna i rozmarzona wersja "She's Leaving Home".

Czy to jest album, do którego chciałoby się za jakiś czas wracać? Raczej nie. Chyba, żeby pokazać znajomemu, w jak dziwaczny sposób artysta potrafi zinterpretować piękne piosenki. Czasami The Flaming Lips udaje się zaciekawić słuchacza, ale tylko czasami. Mój szacunek za to, że dochód ze sprzedaży płyty przeznaczyli na pomoc weterynaryjną dla zwierzaków, których właścicieli na takową nie stać.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!