Recenzja

12-12-2009-01:36:58

Jamie Foxx - "Intuition"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Stare porzekadło głosi, że nie można być we wszystkim równie dobrym na raz. Jamie Foxx, co prawda nie przynosi wstydu śpiewającym aktorom, ale też na jakość jego muzyki jako produktu bardziej wpływają możliwości finansowe i znajomości, a nie talent.

Żeby nie było niejasności - Foxx jest naprawdę niezłym wokalistą, śpiewać bez wątpienia potrafi. Tyle, że takich jak on są tysiące. W dodatku ci pozostali sami piszą sobie teksty i wyrażają prawdziwe emocje, a Jamie jest jedynie studyjnym wyrobnikiem, który wykorzystując popularność, kontakty, zasoby portela może nagrywać płyty z kim chce, kiedy chce i jak chce. Słychać to wyraźnie na najnowszym krążku aktora.

"Intuition" jest godzinną porcją najmodniejszych ostatnimi czasy brzmień R&B. Trochę Auto-tune'a, dużo doskonałych producentów, ale w średniej formie (Timbaland, Just Blaze, Tricky Stewart) i gości, którzy po prostu są, ale nie pozostawiają po sobie w zasadzie żadnej rzeczywiście wartościowej treści (Lil Wayne, T-Pain, T.I.). Numerami, które można zapamiętać na dłużej są "She Got Her Own", w którym Ne-Yo i Fabolous zdominowali Foxxa, "Freakin' Me" i piękne, zamykające płytę "Love Brings Change".

Ta ostatnia piosenka chyba najlepiej ukazuje możliwości Jamiego i wskazuje kierunek, w którym powinien iść. Zamiast bawić się w nudne, przewidywalne pod każdym względem R&B rodem z MTV, Foxx mógłby raczej postawić na nastrojowe, bliższe soulowi granie. W innym wypadku każdy z jego kolejnych albumów czeka podobny los do tego. Po jednokrotnym przesłuchaniu "Intuition" trafi na półkę i raczej nie wróci do odtwarzacza.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: jamie foxx