Recenzja

10-12-2010-09:48:20

Robert Gawliński - "Kalejdoskop"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

To nie jest najlepsza płyta Roberta Gawlińskiego. Ale jego nowy materiał zasługuje na określenie "frapujący".

Odnosząc zawartość do tytułowej zabawki, dzięki której można obserwować różnokolorowe figury, można stwierdzić, że barw jest tu chyba najwięcej ze wszystkich solowych albumów artysty. Nie zawsze są one od siebie wyraźnie oddzielone. Bywa, że mieszają się, tworząc ciekawie prezentującą się psychodeliczną mozaikę (świetne, wciągające kody do numerów "Grey" i "Grzesznicy"). Jakby Bob Dylan, Sonic Youth, Pink Floyd i powiedzmy Jack White znaleźli się na jednej imprezie, uraczyli się tym i owym, po czym nagrali coś wspólnie. Chwilami jest garażowo hałasująca gitara Maćka Gładysza, czasem bluesująca czy psychodeliczna. Mamy i popowe ballady, ale nie słodkie, jak landrynki za komuny, lecz z niemałą domieszką indie. Są też ładnie wykonane ukłony dla muzyki etnicznej.

Piąty longplay Gawlińskiego jest najbardziej alternatywny ze wszystkich i najmniej przebojowy. Są na nim niezłe piosenki (np. bogato zaaranżowany "Tuareg", "Kalejdoskop bardo", "Anioł Miriam", "Porywisty wiatr"), ale żadna nie może konkurować z takimi evergreenami wokalisty, jak "O sobie samym", "Ogień i wiatr", "Sid i Nancy" czy "Nie stało się nic". Rzecz nie w tym, że to źle. Ale od Roberta chyba większość oczekuje pisania nieśmiertelnych przebojów, a nie eksperymentów brzmieniowo-aranżacyjnych. Na "Kalejdoskopie" artysta pokazuje nam oblicze podretuszowane psychodelią i mocno zanurzone w alternatywie. Założę się, że zaskoczonych tym będzie wielu.

Trzeba podkreślić, że płyta ładnie, głęboko i naturalnie brzmi (produkcja R. Gawliński i eksbasista Republiki, Leszek Biolik). W starym stylu, który spośród współczesnych artystów kultywuje choćby Beck. Miło słucha się oldschoolowych klawiszy, na których oszczędnie i pięknie gra Michał Marecki. Niestety, nie brak momentów nudnych, snujących się tak leniwie, że nie mają szans znaleźć drogi do naszej pamięci. Nie wiem też, po co Gawliński nagrywa po angielsku, skoro wie, że najlepiej wychodzi mu śpiewanie po polsku. Plus należy mu się za to, że wciąż szuka, chociaż w utworze "Kalejdoskopie bardo" śpiewa "zmienia się świat, a ja się nie zmieniam". U mnie zawsze największy plus będzie miał za piosenki Madame.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!