Recenzja

18-11-2013-22:23:15

Turbo - "Piąty żywioł"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Już przeszło 30 lat jest z nami Turbo. Różne szaty w tym okresie zespół przywdziewał. Ale najbardziej do twarzy legendzie polskiego metalu jest w oldschoolowym, melodyjnym heavy. I właśnie taką muzykę mamy na "Piątym żywiole".

Każdy, kto kocha oldschoolowe, naturalnie brzmiące metalowe kawałki, nie ma szans, aby po dostaniu się w szpony "Piątego żywiołu" mógł wyjść z tego spotkania rozczarowany. Znakiem szczególnym Turbo przez wiele lat były wokale Grzegorza Kupczyka i kapitalne partie gitary Wojtka Hoffmanna. Wokalisty już dawno w grupie nie ma, za to Hoffmann niezmiennie trwa na posterunku i zachwyca swoimi umiejętnościami. Na całej płycie, choć najwięcej jest tego w instrumentalnym "Amalgamacie". Godny podkreślenia jest rozwój Tomka Struszczyka. Wejść w buty opuszczone przez Kupczyka to niełatwe zadanie. Do klasy poprzednika jeszcze trochę brakuje, ale progres jest wyraźny i zdecydowanie zauważalny.

"Piąty żywioł" kapitalnie brzmi, a za to należy podziękować Perle, byłemu gitarzyście Acid Drinkers, który od czasu pożegnania się z Kwasożłopami wyrósł na czołowego krajowego producenta. Większość partii instrumentalnych (oprócz solówek) nagrano "na setkę" i tę wyjątkową energię z grania na żywo zaklęto w kawałkach. Większość jest niezwykle dynamiczna, żwawo mknie do przodu i porywa nas ze sobą. Pod względem stylu mamy hybrydę Iron Maiden i Judas Priest z lat 80. (do "Defenders Of The Faith"), może jeszcze ze szczyptą pompatyczności Manowar w jednym miejscu (konkretnie na początku "Serca na stos"). Świetnie bronią się "Myśl i walcz", "Cień wieczności", "Serce na stos", zaśpiewany halfordowo anglojęzyczny "This War Machine" i najdłuższy na albumie - a także najciekawszy - "Może tylko płynie czas". Środek płyty jest może delikatnie słabszy od reszty, ale całość ocenić trzeba dość wysoko.

Pewnie wielu, w tym piszący te słowa, będzie tęsknić do czasów Turbo z Kupczykiem. Do "Smaku ciszy" i "Kawalerii szatana", przede wszystkim (część pewnie do "Ostatniego wojownika"). Ale trzeba pogodzić się z tym, że w takiej konfiguracji personalnej legendy polskiego metalu raczej już nie zobaczymy. Cieszmy się z dokonań obecnego Turbo, bo jest z czego. Struszczyk też daje radę. I dobrze. Im więcej dobrego polskiego metalu, tym lepiej.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: turbo