Recenzja

30-09-2014-21:06:37

Thom Yorke - "Tomorrow's Modern Boxes"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Thom Yorke to rodzaj klasowego prymusa, który od ładnych paru lat jedzie na dobrej opinii.

Do takiego wniosku doszłam po przesłuchaniu płyty "Tomorrow's Modern Boxes". Płyty, która nie jest ani superdobra, ani zła. Płyty, która ma sporo wad, niedoskonałości. Płyty, która jest dokładnie taka, jak po wokaliście Radiohead należy się spodziewać. Płyty, która pewnie przeszłaby bez echa, gdyby nie fakt, że to dzieło naszego prymusa, no i że narobił nieco namieszania z jej wydaniem (poprzez BitTorrent, ale w tym tekście nie będziemy się tym zajmować).

Drugi solowy krążek muzyka, którego wspierał sprawdzony producent Nigel Godrich, to smakowita zabawa dźwiękiem. Całe mnóstwo elektronicznych warstw, dziwnych muzycznych faktur, kolczastych, geometrycznych układów, poszatkowanych rytmów, wyklejanek i patchworków. Dużo rytmu, niekoniecznie regularnego, acz nierzadko zapętlonego ("There Is No Ice (For My Drink)", za to mało melodii, choć pojawiają się piosenkopodobne twory ("The Mother Lode").

"Tomorrow's Modern Boxes" to niedający się pomylić z żadnym innym świat Yorke'a. Klaustrofobiczny, introwertyczny, gdzieś na granicy dziwacznego eksperymentu i szeroko rozumianej alternatywnej muzyki. To album ciekawy, momentami nawet wciągający, intrygujący strukturalnie i brzmieniowo, ale jednocześnie w szerszym ujęciu przewidywalny, schematyczny. Innymi słowy, Yorke może zaskoczyć konkretnym połączeniem dźwięków, ale już nie tym, że to zrobił.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: thom yorke