Recenzja

29-03-2015-03:42:08

Europe - "War Of Kings"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Jeśli oczekujecie od Europe następcy megahitu "The Final Countdown", nie znajdziecie go na "War Of Kings". Co w takim razie znajdziecie? Wysokiej klasy melodyjnego hard rocka, opakowanego w brzmienie ukradzione z lat 70.

Płyta dla cierpliwych. Tak określiłbym dziesiąte studyjne dzieło twórców wspomnianego nieśmiertelnego hitu, obowiązkowego punktu chyba każdego programu, w którym trzeba odliczać od 10 do 0. Muzycy Europe wprawdzie już dawno temu, bo na płycie "Prisoners In Paradise", i wydawnictwach przed "The Final Countdown", udowodnili, że są kimś więcej niż pięknisiami z instrumentami, których głównym celem jest napisanie przebojów pod radio i z myślą o lalkowatych dziewczynach, które będą im się wieszać na szyi (i nie tylko) w garderobie. To muzycy z krwi i kości, mający coś fajnego do powiedzenia. Od momentu reaktywacji nie nagrali słabej płyty i "War Of Kings" też takim materiałem nie jest.

Skąd stwierdzenie, że to album dla cierpliwych? Z powodu brzmienia. Europe tak zachwycili się tym, co Dave Cobb "wykręcił" Rival Sons, że postanowili z nim pracować. Nic dziwnego, że powstała płyta brzmieniowo żywcem wyjęta z lat 70., ciepła, fajnie energetyczna, bardzo prawdziwa, z leciuteńką warstewką brudu na gitarze Johna Noruma. Przyznam, że po zespole spodziewałem się krystalicznej produkcji, z potężną dynamiką. Dlatego musiałem się z tym materiałem dłużej zaprzyjaźniać. Oczekiwałem, że coś mnie porazi od razu. Ale nie. Muzyka okazała się długo dojrzewająca, ale jak już zażarła to na poważnie. Pachnie tu dość często Purplami, Zeppelinami i Thin Lizzy, ale też zdarza się piękny skręt w stronę blues rocka, jak w fantastycznym "Praise You". Inny kiler to "Children Of The Mind" z "rozmową" Noruma z Mikiem Michaelim oraz "Rainbow Bridge", w którym ten drugi czaruje nas pięknym orientalnym motywem na klawiszach. Europe chyba każdemu kojarzy się z przebojowymi piosenkami. Wic polega na tym, że na "War Of Kings" tych przebojów tutaj ze świecą szukać. Może pewne zadatki na takową rolę ma napisany przez Joeya Tempesta "Days Of Rock 'N' Roll", aczkolwiek nie robiłbym zakładów o żadną kwotę, że zamiesza na listach.

Dziesiąta płyta Europe to materiał w pierwszym rzędzie bardzo równy, bardzo naturalnie i miło dla ucha brzmiący, który opłaca się poznawać wielokrotnie i dokładnie. Wszak mamy do czynienia z muzykami sortu przedniego, którzy ze swego warsztatu umieją zrobić świetny użytek. Z lukrowaną muzyką sprzed blisko 30 lat Szwedzi nie mają dziś już nic wspólnego. I bardzo dobrze to o nich świadczy.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: europe