Recenzja

30-04-2015-15:16:50

James Bay - "Chaos and the Calm"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

James Bay ma niezwykły talent. Nie, nie chodzi o głos, dryg do pisania zgrabnych piosenek, wrażliwość. Choć to też. Facet genialnie sprawdza się w patetycznych utworach.

Przyznam, że to prawdziwa rzadkość. Napisałam patetycznych, ale tak naprawdę są one pełne emocji i muzycznych doznań. Na tym właśnie polega talent Baya. Im więcej, bardziej, mocniej, tym lepiej. Nagromadzenie dźwięków, gatunków, pewien rodzaj egzaltacji, w jego wykonaniu wypada zadziwiająco lekko, naturalnie i ujmująco.

Takie "Hold Back the River", gdzie Bay brzmi jak zakochany Bruce Springsteen czy stadionowo-zadziorne "Get Out While You Can" po prostu chwytają za serce. Anglik świetnie sprawdza się też w nieco brudniejszym acz nasyconym soulowym klimatem materiale jak w skocznym "Best Fake Smile" czy podlany psychodelią, bluesującym "Collide" z kapitalnym groove'em. Tych utworów, zaaranżowanych na bogato, wypełnionych po brzegi energią, śpiewanych pełną piersią, granych we wspólnym uniesieniu słucha się wspaniale. Te piosenki nie przytłaczają, nie przygniatają, lecz unoszą, nasycają pozytywnym klimatem. Gorzej James Bay wypada w skromniejszych propozycjach. W prostych, balladowych, kruchych utworach. Nie chce powiedzieć, że źle, ale przeciętnie. Akustyczne gitary i melancholia. Ot, kolejny smutas z gitarą.

Zapewne amatorów takich piosenek nie brakuje, dla mnie nieco burzą one tę fajnie natchnioną, naelektryzowaną dynamikę "Chaos and the Calm". Może jednak na tym polega wyjątkowość tego muzyka - dla jednych jest chaos, dla drugich spokój.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: james bay