Recenzja

25-08-2015-16:35:11

Natalie Imbruglia - "Male"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Pomysł znakomity, okładka bardzo fajna, a muzycznie... różnie, ale najczęściej dość dobrze.

Natalie Imbruglia postanowiła przypomnieć o sobie za sprawą cudzych piosenek. Nie poszła jednak całkowicie na łatwiznę, lecz dobudowała do tego zestawu coverów cały koncept. Tytuł "Male" w zasadzie wszystko wyjaśnia. Australijka wzięła bowiem na warsztat utwory śpiewane przez mężczyzn. Trzeba przyznać, że rozstrzał repertuarowy jest imponujący - Daft Punk, Damian Rice, Death Cab for Cutie, Zac Brown Band, The Cure, Neil Young, Tom Petty. Po takim zestawie można było spodziewać się muzycznego bigosu, tymczasem Imbruglia ponownie zaskakuje, podchodząc do zagadnienia kompleksowo.

"Male" brzmi jak zwykła, regularna płyta a nie składanka przeróbek. Ma klimat, jest spójna, harmonijna. Czy to klubowy hit czy radiowy przebój Roberta Smitha i spółki bądź nowofalowa piosenka, Natalie Imbruglia zrobiła z nich swoje numery. Utwory w dużej mierze są akustyczne, organiczne, nasycone rozmaitymi folkowymi elementami, głównie amerykańskimi. Raz czeka nas country-potańcówka rodem z remizy gdzieś w Teksasie ("Friday I'm in Love"), raz niemal eleganckie fortepianowo-smyczkowe granie ("Cannonball"). Bywa oszczędnie i bardzo kobieco ("Only Love Can Break Your Heart"), ale i bogato, barwnie ("Instant Crush"). Czy bywa lepiej niż w oryginalne, to każdy sam powinien ocenić.

Podsumowując, Imbruglii należą się za całość pochwały. Przekuła cudze w swoje, a przy okazji pokazała nieco nowe oblicze. Nagrała przyjemną, naturalną płytę. Jest w tym pomysł, jest konsekwencja, i gdyby tylko było mniej mandoliny i country z przytupem, można by było mówić o pełnym sukcesie.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!