Recenzja

30-10-2016-14:09:00

Lady Gaga - Joanne

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Premiera nowej studyjnej płyty Lady Gagi była w świecie popu jednym z najważniejszych muzycznych wydarzeń tego roku. Po sukcesach i rozczarowaniach z przeszłości piosenkarka zdecydowała się wrócić z płytą mocno odstającą od kultowego "The Fame." Czy wraca w chwale, z tarczą w dłoni i honorami?

Wydając "Joanne," a tak naprawdę już na długo przed premierą, artystce udało się zwrócić na siebie uwagę środowiska alternatywnego i rockowego. Wszystko to za sprawą singla "Perfect Illusion" i producentów, którzy pomogli stworzyć cały materiał. Swoje talenty w płytę włożyli m.in. Mark Ronson, Jeff Bhasker i Josh Homme. Jaki jest efekt?

Zaskakujący i zadowalający. To najbardziej organiczny album, jaki w całej swojej karierze zdecydowała się wypuścić Lady Gaga. Aż chciałoby się powiedzieć, że "Joanne" to o wiele bardziej album Stefani Germanotty, bo takie naprawdę nosi nazwisko, a nie kolejny krążek Lady Gagi. Na moment ten pseudonim artystyczny gdzieś się schował.

Muzyka Lady Gagi kojarzy się jednoznacznie. Radiowy pop, z charakterystyczną, nieco męską i bardzo mocną barwą głosu, dopieszczany komputerami, efektami nakładanymi na wokal. Słowem – wielowarstwowe kompozycje finalnie tworzące bardzo dance-popowy materiał. W połączeniu z niekonwencjonalnym stylem ubioru, Lady Gaga stała się ikoną amerykańskiej popkultury już w momencie wydania "The Fame." A było to w roku 2008.

Płyta "Joanne" to jej piąty studyjny krążek będący jednocześnie kontynuacją drogi, jaką obrała kilka lat wcześniej. Ta droga to udowadnianie, że pod warstwą elektronicznych przeszkadzajek kryje się wokalny talent, zdolność do wyważania dźwięków, komponowania klasycznych, lirycznych melodii i przede wszystkim, olbrzymia wrażliwość. 

A ta, nawet jeśli prześwitywała na "The Fame," czy "Artpop", przez ludzi mniej zaznajomionych z jej twórczością była niezauważalna. Na tej płycie Lady Gaga przypomina, jak dawniej rozumiano pojęcie "muzyka popularna." Idealnie słychać to w piosence "Come to Mama," który z tą swoją jazzową sekcją mógłby spokojnie wylądować na playliście potańcówek kilka dekad temu.

Po premierze "Perfect Illusion" wydawało się jasne, że Gaga pójdzie w disco połączone z rockiem. Choć byli i tacy, którzy odważnie uznali, że bezsprzecznie kieruje się w stronę rocka. Nie, rockowej muzyki na "Joanne" zdecydowanie nie słychać. Słychać natomiast fortepian, który stał się tutaj instrumentem podstawowym. Nie zabrakło go w tytułowej piosence, przejmującej i pięknej balladzie.

Jak bardzo cały album przypomina "Perfect Illusion"? Nie za bardzo. "Perfect Illusion," jak na singiel przystało, to kawałek wpadający w ucho, i mimo że oszczędniejszy w elektronice, to jednak wciąż skoczny i taneczny. Sama płyta jest raczej zbiorem spokojnych kawałków czerpiących inspiracje z różnych gatunków muzycznych.

Nawet najbardziej przez wszystkich wyczekiwany duet, piosenka "Hey Girl" z gościnnym udziałem Florence Welch nie ma w sobie powera, który bardzo wyróżniłby ją na tle stonowanych dźwięków. To taka spokojna, stonowana opowieść, dialog dwóch dziewczyn.

Ciekawie brzmi też złowrogo zaczynające się "Sinner's Prayer." Jego pierwsze dźwięki przypominają "Czarną Wołgę" naszej krajowej, utalentowanej Marceliny. Ta partia riffów pojawia się z resztą przed każdą zwrotką, w towarzystwie, oczywiście, fortepianu.

Wybrany na drugi oficjalny singiel z płyty, "A-YO" to druga obok "Perfect Illusion" piosenka pokazująca namiastkę tego dawnego, tanecznego feelingu, który na ten płycie nie ujawnia się zbyt często. Chociaż oczywiście i tutaj nie obyło się bez zabawnych solówek na gitarze pokazujących organicznych charakter albumu.

Czy "Joanne" to najbardziej osobista płyta w karierze Lady Gagi? Ciężko to ocenić. Trudno mówić, że pozbawienie się oręża, jakim była ogromna produkcja włożona w poprzednie krążki jest nagłym ujawnieniem własnej osoby. "Joanne" to po prostu inna, spokojniejsza odsłona Lady Gagi. Odsłona, w której Gaga wypada bardzo dobrze, po prostu inaczej. Ale do całego materiału zawartego na "Joanne" trzeba się przekonać.

Trzeba polubić wokal Lady Gagi, jej zamiłowanie do zabawnych melodii wydobywających się z fortepianu i gitary. Trzeba wreszcie przekonać się do mocno okrojonej produkcji, która często przywołuje na myśl amerykańskie przeboje sprzed kilku dekad. Gdy już się te wszystkie „trzeba” zrealizuje można się cieszyć przyjemnymi kompozycjami i pogratulować Gadze odwagi, bo trzeba mieć jaja i pewność siebie, żeby zaserwować fanom coś tak odstającego od poprzednich płyt.

autor: Ania/Koncertomania.pl

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: lady gaga