Recenzja

14-12-2014-13:51:57

Rust - "White Fog"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Nie trzeba sięgać po płyty amerykańskich wykonawców, aby posmakować klasowego oldschoolowego rocka. Wystarczy zapoznać się z debiutancką płytą poznańskiego kwartetu Rust i wspaniałe wrażenia dla fana rocka gwarantowane.

Przewija mi się ta nazwa od ładnych paru lat. Głośniej o Rust zrobiło się w 2012 roku, gdy w Jarocinie zdobyli nagrodę "Red Bull Tourbus Rytmy Młodych". Trzymam kciuki, żeby po "White Fog" mówiło się o nich jeszcze więcej, nie tylko w Polsce. Bo Rust to doskonale znane granie rockowe, hardrockowe, bluesrockowe, psychodeliczne, z domieszką narkotycznej stonerowej mgiełki, zawinięte w cudne retro brzmienie. Granie, jakie sprawdza się pod każdą szerokością geograficzną, nie starzeje się, a obecnie cieszy się dużym zainteresowaniem. Piosenki nagrywano w, nomen omen, studiu Vintage Records. I "vintage" w kontekście brzmienia "White Fog" należy rozumieć maksymalnie dosłownie. Te przestery gitarowe, rzężenie, głęboki bas i bębny… Fantastyczne!

Rust stylistycznie czerpie zarówno z lat 60. i 70., jak i ze współczesnych retrorockowych mistrzów. Poznańska kapela zmyślnie zmieszała wpływy Led Zeppelin, Free, Iron Butterfly, The Doors, Jimiego Hendriksa z tym, co tworzą The Black Keys, Kyuss, Rival Sons, QOTSA, Jack White. Do tego ma kapitalnie pasującego do takiej muzyki wokalistę Michała Przybylskiego, który ma w głosie coś z Roberta Planta, Paula Rodgersa, jak i Dana Auerbacha. Co jednak najważniejsze, wokalu używa bardzo ciekawie. Dobry rockowy wokalista to skarb. Do tego ma koło siebie sprawnych instrumentalistów, którzy nadają na tych samych falach. Dzięki temu możemy delektować się tak znakomitymi kawałkami jak chociażby "Take Some Time", "Create A Rainbow", numerem tytułowym, pachnącym Orientem "Sailing On A Plastic Drum" czy psychodeliczną jazdą, jaka odbywa się w zamykającym całość "Glenmore Man".

Wielki plus dla Rust za umiejętne przerzucenie mostu między graniem sprzed czterech i więcej dziesięcioleci a uwspółcześnioną wersją gitarowego oldschoolowego rocka. Przyjemność z słuchania tej płyty powinni mieć zarówno fani w okolicach pięćdziesiątki, jak i ich gimnazjalno-licealne pociechy zakochane w retro rocku. Oraz wszyscy miłośnicy gitarowego grania pomiędzy, jak choćby autor tych słów. Kawał naprawdę dobrej muzyki.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: rust