Recenzja

30-04-2012-01:06:44

Kielich - "Dziecko szczęścia"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Lubicie niespodzianki? Jeśli tak, "Dziecko szczęścia" jest dla was. A jeśli nie, możecie po prostu nastawić się na naprawdę dobrą płytę.

O co chodzi z tą niespodzianką? O to, że solowa płyta Krzysztofa Kieliszkiewicza z zespołu Lady Pank zaskakuje luzem, urokiem, nieladypankowością i tym, że jest o wiele ciekawsza i przede wszystkim fajniejsza niż można się było spodziewać. Słowo "fajny" może nie należy do najbardziej eleganckich czy wyrafinowanych, ale najlepiej oddaje zawartość krążka Kielicha. Basista zebrał grono rozmaitych wokalistów i z ich pomocą nagrał dziewięć co najmniej udanych, a czasem świetnych piosenek. Jest i Marcin Rozynek, i Ania Dąbrowska i dawno niesłyszana Kasia Stankiewicz. Każdy wokalista to inna postać, inny głos, inny styl, temperament, co kapitalnie urozmaica i wzbogaca muzyczne pomysły głównego autora. Ten natomiast celuje w zgrabnych melodiach, najczęściej nasączonych ciepłym syntezatorowym klimatem. W efekcie dostajemy bardzo kolorowy, pełen smaczków zestaw. "Going Going Gone" (mój faworyt na płycie) z udziałem Łukasza Lacha z L.Stadt to newromanticowa perełka, z kolei "Shanghai Girls" z Johnem Porterem urzeka melancholią.

Gdyby się pokusić o moje ulubione kulinarne porównania "Dziecko szczęścia" jest jak talerz z pierogami, z tym, że każdy jest z innym nadzieniem. Jeśli natomiast szukać muzycznych skojarzeń pierwszym, które miałam było UNKLE. Nie chodzi jednak o brzmienie, ale o pomysł. Kielich podobnie jak James Lavelle z pomocą wielu różnych wykonawców przedstawił swoją muzykę, tworząc mieniące się wieloma odcieniami, a zarazem mające pewien określony charakter dzieło. I zrobił to z dużym wdziękiem i klasą.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: kielich