Recenzja

30-04-2012-12:05:58

Orbital - "Wonky"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Sięgając po nowy album Orbital pierwsze co przyszło mi na myśl to występ tego duetu na ubiegłorocznym festiwalu Selector. I pytanie: czy ktoś ich tutaj jeszcze w ogóle słucha?

Widownia nieproporcjonalna do skali artystów - to chyba najbardziej dyplomatyczne podsumowanie frekwencji, jaka towarzyszyła występowi grupy w czerwcu 2011 roku na krakowskiej imprezie. W porównaniu z tłumami, jakie bawiły się choćby na późniejszym koncercie La Roux - nawet chyba przesadnie dyplomatyczne. Ale okej - myślałem - w końcu w programie ubiegłorocznego festiwalu legendarny duet wyglądał niczym para dinozaurów w nowoczesnym parku rozrywki, być może więc większość publiczności przyszła wtedy bawić się przy kimś innym. Prawdą jednak jest, że Orbital zdążył już na przestrzeni ostatnich lat znudzić nawet swoich najwierniejszych fanów. W to, że po ośmioletniej przerwie, na swoim już ósmym studyjnym albumie, zaprezentują się jak za swoich najlepszych lat, wierzyli chyba najwięksi ortodoksi. A tu niespodzianka - nie dość, że płyty "Wonky" bracia Hartnoll nie mogą się wstydzić, to jeszcze śmiało można ją ustawić obok najciekawszych pozycji z początków działalności duetu. Zaskoczenie towarzyszy niemal każdej minucie tego krążka - otwierający album "One Big Moment" nie tylko przez wzgląd na tytuł doskonale podkreśla rangę wydawnictwa. Rozkręca się z wolna, by po chwili uderzyć syntezatorowym brzmieniem i wkręcić nas w taneczny rytm. Przestojów na płycie mistrzów muzyki techno jest niewiele. Nawet jeśli któryś kawałek zapowiada się oazą spokoju, rychło przeradza się w kosmiczny balet. Jak choćby w singlowym (wcale nie takim złym, jak go malują) "New France" z Zolą Jesus na wokalu lub następującym zaraz po nim "Distractions". Cała płyta zdaje się być formą wyzwolenia energii, którą przez lata Orbital dusili w sobie. I mocną odpowiedzią na okrzyki słuchaczy, że duet skończył się z odejściem poprzedniego wieku. Włączcie dla przykładu "Beelzeduba" - masywny, naładowany piekielnym dubstepem (tak, tak - ale na szczęście w lepszym niż Skrilleksa wydaniu) numer, którego nie powstydziliby się nawet The Prodigy. Z diabelskimi mocami czy nie - udało się. Na ich dźwięk ludziom znowu powinny się uginać kolana.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: orbital