Aktualności

02-10-2018-20:00:00

Znane/nieznane #4: Green Day - Warning

Fragment okładki omawianego albumu

Podziel się na facebooku!

Przełom lat 90-tych i 00-tych to był specyficzny czas w historii muzyki rockowej. Na popularności zyskiwały nowe gatunki takie jak nu-metal, a zespoły reprezentujące bardziej klasyczne oblicze rocka eksperymentowały z brzmieniem, aby pozostać na topie. Kojarzący się wszystkim z prostym pop-punkiem Green Day wydał wówczas odważny i zarazem bardzo niedoceniony album „Warning”, na którym dominują akustyczne brzmienia.

To był specyficzny okres nie tylko dla całej branży muzycznej, ale także dla kariery Green Day. Zespół znajdował się wówczas w „dołku” pomiędzy dwoma gigantycznymi eksplozjami sukcesu. Dopiero co zakończył się trzypłytowy maraton zapoczątkowany przełomowym w ich karierze albumem „Dookie” (1994). Pierwszy sukces ukoronował wówczas największy jak dotąd przebój w ich karierze, akustyczna ballada „Good Riddance (Time of Your Life)” z albumu „Nimrod” (1997). Kilka lat później zaś mieli wydać „American Idiot” (2004), płytę która wyniosła Green Day to czołówki światowego rocka i przeniosła na stadiony.

Zanim to się jednak stało, Green Day przechodził drobny kryzys. Ich niszę stopniowo przejmowali ich naśladowcy - młode zespoły, które korzenie punk rockowe uczyniły jeszcze bardziej melodyjnymi i przez to przystępnymi dla MTV – mowa o zespołach takich jak Blink 182 i Sum 41. Jednocześnie w telewizji i radiu nadal trwała moda na rockowe występy akustyczne, zapoczątkowana przez MTV. Muzycy Green Day obrali właśnie tę drogę. Odłożyli gitary elektryczne nie tylko na okoliczność łatwych przeróbek starych hitów podczas akustycznych występów w mediach, ale postanowili nagrać przy ich użyciu cały album z nowym materiałem.

„Warning” ukazał się 3 października 2000 roku nakładem Reprise Records. Był to szósty album w dyskografii grupy, ale dopiero pierwszy, który tak drastycznie różnił się poprzedników. Na producenta kalifornijskie trio wybrało pierwotnie Scotta Litta, znanego ze współpracy m.in. z Nirvaną i R.E.M., ale plan nie doszedł do skutku. Ostatecznie obowiązki producenckie przejęli samodzielnie muzycy, korzystając ze wsparcia własnego wieloletniego producenta Roba Cavallo, tym razem w roli producenta wykonawczego.

Prace nad albumem trwały 2 lata. Pisanie utworów zaczęło się w 1998 roku, a początek sesji nagraniowej przypadł na 1 kwietnia 2000 roku. Nagrań dokonano w Studio 880 w Oakland w Kalifornii. Nie spieszymy się - opowiadał o procesie powstawania albumu perkusista Tré Cool w wywiadzie dla MTV News. Pracujemy w tym samym tempie, ale jest to dosyć szybkie tempo jak na nagrywanie. Jesteśmy szybsi niż jakikolwiek inny zespół. Tak mi powiedziano. Ćwiczyliśmy przez długi czas, jakieś dwa lata. Ćwiczyliśmy i pisaliśmy piosenki i graliśmy je i graliśmy je i pisaliśmy nowe piosenki i graliśmy je i graliśmy je i spędzaliśmy czas w domu z naszymi rodzinami i spotykaliśmy się codziennie, przez pięć dni w tygodni, graliśmy. Ludzie myślą że jesteśmy na urlopie na Hawajach, a my jesteśmy w Oakland i dopracowujemy nasze utwory.

Recenzje albumu były mieszane. Wielu recenzentów pozytywnie wypowiedziało się o odważnych zmianach. Oczywiście wielu starych fanów nie potrafiło zaakceptować tak radykalnego odejścia od sprawdzonej formuły poprzednich albumów. Część z nich odrzuciła „Warning” jako najsłabszy w dyskografii zespołu, co przełożyło się na wyniki sprzedaży. „Warning” było jak dotąd najsłabszym albumem zespołu w sensie komercyjnym.

Jego zawartość ma wiele sensu w kontekście etapu kariery zespołu. Analizując kompozycje zarówno pod kątem muzycznym, jak i lirycznym, odnajdziemy wiele nowych pomysłów, które położyły podwaliny pod dalszą ewolucję na następnym albumie, który okazał się wielką rock-operą, w której zgromadzono kolosalną ilość ciekawych i bardzo kreatywnych rozwiązań muzycznych. Eksperymenty na „Warning” nie były też dla Green Day niczym nowym, a naturalną drogą rozwoju. Już na poprzednim albumie „Nimrod” znalazło się wiele wskazówek zdradzających ciągoty muzyków do poszukiwań poza utartym schematem trzech akordów w dwuminutowych punk rockowych formach.

Po ogromnym sukcesie „Good Riddance” naturalnym zdawała się głębsza eksploracja akustycznych brzmień. Myślę że sukces „Good Riddance” w wielu aspektach nas wyzwolił - wspominał wokalista i gitarzysta Billie Joe Armstrong w wywiadzie dla „CDNow” w 2000 roku. Nigdy nie uważaliśmy się za najbardziej hardcore’owy zespół. Po prostu chcemy pisać dobre piosenki. To jest to, co zawsze robiliśmy. Jeśli zaakceptujesz swoją wrażliwość, umieścisz ją w swojej muzyce i po prostu będziesz szczery, to jest to bardziej punk-rockowe niż cokolwiek, co stworzyli Sex Pistols.

Ludzie, którzy słuchają nas od lat wiedzą, że zawsze tworzyliśmy bardzo różnorodną muzykę jako Green Day – dodał basista Mike Dirnt. Nie boimy się podróży w głąb siebie i wyciągnięcia na zewnątrz czegoś, co może przerazić innych.

 [Album] ma głębię – relacjonował ze studia Tré Cool. Ma różne warstwy. Każdy utwór żyje własnym życiem, każdy utwór ma własny nastrój, atmosferę. Każdy utwór mógłby przerodzić się w osobny album. Nie chodzi o to że wszystko jest zwariowane. To nie brzmi jak „A Quick One” The Who czy coś. Wszystko jest głęboko przemyślane i odpowiednio umiejscowione na albumie. Zabawnie brzmi ta wypowiedź w kontekście faktu, że niemal 10 lat później zespół nagrał cover wspomnianego utworu The Who.

Co ciekawe, zespół nie pokusił się o łatwą próbę powtórzenia sukcesu swojego największego hitu. Żadna piosenka na „Warning” nie przypomina „Good Riddance”, refleksyjnej, nostalgicznej ballady o przemijaniu czasu z sekcją smyczkową. Podejście do akustyczności zastosowane przez zespół na albumie jest zgoła inne. [Utwory] nie są smutne-akustyczne... – tłumaczył Tré. Są bardziej agresywne, perkusyjnie akustyczne.

Na akustycznych gitarach się jednak nie skończyło. Album cechują nadobne walory produkcyjne i wyrafinowany, pełen przestrzeni miks. Dzięki temu świetnie słychać mnogość gościnnych instrumentów pojawiających się w różnych utworach. I tak na przykład w „Blood, Sex and Booze” słychać mandolinę, w „Jackass” saksofon, a w „Hold On” harmonijkę. Największym bogactwem instrumentów jednak poszczycić się może groteskowy utwór „Misery”, w którym słychać m.in. akordeon i sekcję dętą w stylu mariachi.

Autentyczność nagrywanych dźwięków otrzymała najwyższy priorytet w studiu. Specjalnych środków wymagała zwłaszcza rejestracja ścieżek traktującego o urokach sadomasochizmu utworu „Blood, Sex & Booze”. Gdy jedna z piosenek wymagała nagrania dźwięku trzaśnięcia biczem, Green Day postanowili zatrudnić profesjonalną dominę – opowiadał David Cross w oficjalnym EPK. Nagranie zajęło tylko 2 minuty. Ponieważ zespół zapłacił jej za godzinę pracy, zasadnym było wykorzystanie pozostałego czasu na upokorzenie technicznego.

Sporo zmieniło się także w warstwie lirycznej. O wiele bardziej „poukładany”, świeżo poślubiony Billie Joe nie utożsamiał się już ze zdepresjonowanym, zamkniętym we własnej piwnicy nastolatkiem. Młodzieńczy dekadentyzm ustąpił miejsca ironicznemu i bardzo świadomemu spojrzeniu na społeczeństwo. Teksty nie są tak dołujące – opowiadał Billie Joe. Wydaje mi się że ludzie opisali inne nasze piosenki jako wesołą muzykę, ale jak już wczytasz się w teksty, to myślisz „O kurczę, to trochę mroczne”. Nie sądzę żeby tym razem było tego aż tak dużo. Ale nadal jest tego trochę. Jest sarkazm, jest arogancko, ale jest też światełko w tunelu.

Promocji albumu towarzyszyła tradycyjnie trasa koncertowa, w trakcie której zespół dał jedne z najlepszych występów w swojej karierze. Był to wyjątkowy okres w ich karierze pod tym względem, bowiem do koncertowego składu dołączył Jason White, dodatkowy gitarzysta, a występy były już w pełni dopracowane. Ale Green Day nadal jeszcze był grupą zwykłych facetów w podkoszulkach na scenie, bez makijażu i wymyślnej produkcji, które towarzyszą im niezmiennie od czasów albumu „American Idiot”. Wyjątkowo dobrze ogląda się energetyczny występ z Goat Island w Sydney, który odbył się 19 października 2000 roku.

„Warning” to niesłusznie niedoceniony album, pełen dobrych piosenek, które stanowiły ważny krok w metamorfozie zespołu, która ostatecznie przyniosła jeden z najlepszych albumów w historii muzyki rockowej: „American Idiot”. To także na „Warning” znalazło się „Minority”, utwór który po dziś dzień pozostaje obowiązkowym koncertowym hymnem.

Tracklista:

1. „Warning”

2. „Blood, Sex & Booze”

3. „Church on Sunday”

4. „Fashion Victim”

5. „Castaway”

6. „Misery”

7. „Deadbeat Holiday”

8. „Hold On”

9. „Jackass”

10. „Waiting”

11. „Minority”

12. „Macy’s Day Parade”

źródło: Tymoteusz Kociński / Koncertomania.pl
02-10-2018-20:00:00

Podziel się na facebooku!

TAGI: green day