Aktualności

28-02-2019-13:00:00

Steven Wilson w Polsce: wspominamy dotychczasowe wizyty!

Steven Wilson fot. materiały prasowe

Podziel się na facebooku!

Polscy fani mieli wyjątkową okazję doświadczać pełnoprawnej solowej działalności koncertowej Stevena Wilsona już od samego początku. Pierwsze koncerty, które znany dotąd przede wszystkim z Porcupine Tree Wilson zagrał wraz z całym zespołem, otwierające trasę promującą jego drugi solowy album „Grace for Drowning”, odbyły się właśnie w Polsce.

Porcupine Tree to grupa, która zawsze miała tutaj liczne i oddane grono fanów, gdy więc ogłoszono pierwszy solowy koncert jej lidera w Polsce, z wyprzedaniem biletów nie było problemu. Z tego powodu oprócz pierwotnie zapowiedzianego występu w Krakowie, który odbył się 21 października 2011 roku, organizator zaprosił artystę na dodatkowy koncert w Poznaniu. Zaplanowano go 20 października w nieistniejącym już klubie Eskulap. Ze względu na rozmiar sali, oba koncerty różniły się znacząco rozmachem – podczas gdy siedzibę Wisły Kraków można spokojnie uznać za pełnoprawną halę sportową, tak Eskulap był raczej klasycznym muzycznym klubem.

Ponieważ Wilson był jeszcze wówczas mało rozpoznawalny jako solowy artysta, znakomitą większość publiczności przyciągniętej występami stanowili fani Porcupine Tree. Tych marzących o usłyszeniu na żywo ulubionych utworów zespołu czekało rozczarowanie, bowiem Steven stawiał wówczas grubą kreskę między swoją solową działalnością, a repertuarem Porcupine Tree, które wówczas jeszcze oficjalnie istniało. W koncertowych setlistach Stevena brakowało więc utworów Porcupine Tree, co mogło rozczarować znaczną część publiczności. Koncerty jednak były przygotowane tak pieczołowicie pod każdym możliwym względem, że ciężko sobie wyobrazić, by którykolwiek ich uczestnik mógł mówić o niedosycie wrażeń.

Przede wszystkim, Stevenowi udało się zebrać na scenie muzyków, którzy sami w sobie byli niebywałą atrakcją dla każdego, kto bardziej interesuje się muzyką. Za perkusją zasiadł Marco Minnemann, znany polskim fanom chociażby z wcześniejszych występów z grupą U-Z Eddiego Jobsona. Na gitarze basowej, a także specyficznym instrumencie zwanym chapman stick, zagrał Nick Beggs, jeden ze współzałożycieli lubianej w Polsce grupy Kajagoogoo. Ponadto Beggs występował w Polsce także z zespołem Steve’a Hacketta na festiwalu Ino-Rock w Inowrocławiu w 2010 roku. Na gitarze zagrał Aziz Ibrahim, na klawiszach - Gary Husband, zaś Theo Travis odpowiedzialny był za saksofony, flet, klarnet, a także dodatkowe klawisze. Kunszt niesamowitych, technicznych instrumentalistów sprawiał, że kompozycje Stevena często żyły własnym życiem na scenie. Sam Steven także się nie oszczędzał - oprócz wokalu i gitar, zagrał też na pianinie, a w segmencie bisowym pojawił się na scenie w masce gazowej.

Wybornej warstwie muzycznej towarzyszyła równie wysmakowana oprawa multimedialna. Koncert zilustrowany był filmami, animacjami i grafikami autorstwa Lasse Hoile. Z nieco mniejszym rozmachem, niż na późniejszych trasach, ale najbardziej charakterystyczny element dekoracji koncertów Wilsona był obecny już w trakcie trasy promującej „Grace for Drowning” – mowa o wielkiej, półprzezroczystej kurtynie, oddzielającej scenę od reszty fanów. Obecność kurtyny wykorzystywano w kreatywny sposób jeszcze przed rozpoczęciem koncertu. Obraz emitowany z projektora przedstawiał nadmorską plażę, a z głębi tego obrazka stopniowo wyłaniała się tajemnicza postać, która zdawała się zbliżać w stronę publiczności. Sama kurtyna po kilku utworach się opuszczała (miało to miejsce podczas „Secretarian”).

Steven już wtedy był niebywałym perfekcjonistą, dbającym o to, by każdy element jego spektaklu dopracowany był w najmniejszych szczegółach. Także w kwestii brzmienia – stąd już od samego początku kwadrofoniczne nagłośnienie, robiące wielkie wrażenie na słuchaczach.

Setlista na obu koncertach była identyczna. Set otwierał utwór “No Twilight Within the Courts of the Sun” z pierwszej solowej płyty Wilsona, “Insurgentes”, jednak większość repertuaru stanowiły kompozycje z promowanej „Grace for Drowning”. Sporą niespodzianką było „Veneno Para Las Hadas” z poprzedniego albumu. Punktem kulminacyjnym był bardzo długi i różnorodny „Raider II” zagrany jako zamknięcie głównego setu. Jego wykonanie Steven poprzedził prośbą o wstrzymanie się od oklasków i wydawania jakichkolwiek dźwięków.

Druga solowa wizyta Stevena w Polsce była nie mniej wyjątkowa. O ile trasę promującą „Grace for Drowning” otwierały koncerty w Polsce, tak trasa „The Raven That Refused to Sing (And Other Stories) była nimi zamykana. Artysta zagrał tym razem w Poznaniu (hala MTP2) i Zabrzu (Dom Muzyki i Tańca), 29 i 30 listopada 2013 roku.

Znacznym zmianom uległ skład muzyków towarzyszących Wilsonowi na scenie, chociaż poziom dobieranych przez niego muzyków nie zmalał. Z pierwszego line-upu ostali się Nick Beggs i Theo Travis. Za perkusją usiadł tym razem Chad Wackerman, na gitarze grał Guthrie Govan, a na klawiszach, grający ze Stevenem do dziś - Adam Holzman, który w latach 80-tych został klawiszowcem i producentem muzycznym Milesa Davisa.

Ludzie znali już solowy repertuar Wilsona zacznie lepiej, jednocześnie do setlisty zaczęły wkradać się pomału upragnione przez fanów utwory Porcupine Tree, co tym razem miało sens, bowiem formacja oficjalnie zawiesiła działalność pół roku wcześniej. Koncerty rozpoczęły się od akustycznej wersji jednego z największych przebojów Porcupine Tree - „Trains”, które Steven wykonywał na scenie sam. W międzyczasie dołączali do niego pozostali muzycy i po chwili zaczynał się właściwy występ od mocnego akcentu – pełnego energii „Luminol”.

Ciekawostką jest fakt, że na tej trasie działo się coś niezwykle rzadkiego u Stevena - grał nowe, niewydane jeszcze piosenki. Jedną z nich było „Happy Returns”, a drugą niezatytułowany jeszcze „Ancestral”, któremu Steven lubił przypisywać różne robocze tytuły. Na koncercie w Poznaniu zapowiedział go jako „Tobogganing in Mozambique”, a w Zabrzu – „Break It and It’s Yours”. Oba utwory ukazały się dopiero na wydanym dwa lata później albumie „Hand. Cannot. Erase.”

Podobnie jak poprzednio, tak i tym razem istotnym elementem koncertu była przestrzenna dekoracja i elementy multimedialne. Na tej trasie kurtyna osuwała się nie na początku, lecz w połowie koncertu. Wyświetlano na niej krótki film, jako wstęp do wykonywanego później „The Watchmaker”. Zaprezentowano także pamiętne klipy do utworów „Index” i „The Raven That Refused to Sing”.

Setlista była identyczna na obu koncertach. Cały trzeci solowy album Stevena został zagrany, z wyjątkiem utworu „Pin Drop”. Z ciekawostek w repertuarze zwraca uwagę przede wszystkim „Radioactive Toy” – był to pierwszy w Polsce kawałek Porcupine Tree wykonany na solowym koncercie Wilsona wraz z całym zespołem, co fani przyjęli bardzo entuzjastycznie. Tym bardziej, że wykonany został w bardzo mocnej wersji, ubarwionej solówkami Govana.

Kolejną ciekawostką jest fakt, że w Poznaniu przed koncertem odbyło się spotkanie z fanami w jednym ze sklepów z muzyką. Była okazja, by dać do podpisania płyty, zamienić parę słów i zrobić sobie wspólne zdjęcie zarówno z samym Stevenem, jak i Adamem Holzmanem, któremu polscy fani okazali nadzwyczajne zainteresowanie.

W ramach trasy promującej kolejny album, “Hand. Cannot. Erase.”, Steven wystąpił w Polsce aż cztery razy. Jego koncerty były podzielone na dwie wizyty. W 2015 roku wystąpił w krakowskiej Sali Konkregowej ICE i w łódzkiej Wytwórni, 7-8 kwietnia. Rok później zagrał w poznańskiej Sali Ziemi i krakowskim Centrum Kongresowym ICE, 17-18 kwietnia. Podczas drugiego legu, promował także wydaną niedawno EP-kę zatytułowaną „ 4 ½”.

Większość repertuaru stanowiła odegrana niemal w całości płyta „Hand. Cannot. Erase.”, której powstanie zainspirowała historia Joyce Carol Vincent, kobiety która zmarła samotnie w Londynie, a jej ciało odnaleziono w mieszkaniu dopiero trzy lata po zgonie. Filmy prezentowane na ekranie nawiązywały więc do tematu samotności w wielkim mieście i koncepcji absurdu polegającego na tym, że człowiek może w takowym żyć, być otoczonym milionami ludzi i pozostawać niezauważonym do tego stopnia, że nawet jego definitywnie zniknięcie pozostanie niezauważone.

Istotny udział w powstaniu warstwy wizualnej dla albumu i towarzyszących mu koncertów miała polska modelka i fotograf, Karolina Grzybowska ze Słupcy. Dziewczyna wcieliła się w rolę bohaterki albumu – samotnej dziewczyny mieszkającej w bloku z kotem. Dostarczyła też liczne materiały graficzne, przedstawiające m.in. blokowiska na poznańskich Ratajach.

Poza utworami z nowej płyty (z wyjątkiem zagranych już wcześniej „Ancestral” i „Happy Returns”), polscy fani usłyszeli w tym cyklu koncertowym po raz pierwszy na żywo utwory „Lazarus” i „Sleep Together” z repertuaru Porcupine Tree.

Podczas drugiego legu występy uległy sporym zmianom – przede wszystkim trwały znacznie dłużej. Koncert podzielony został na dwa pełne sety plus bisy. Pierwszy leg składał się wyłącznie z jednego setu i bisów. Podczas koncertów w 2016 roku pierwszy set wzbogaciło „Transience” z nowego albumu. W drugiej części pojawiały się utwory: „Drag Ropes” (z repertuaru Storm Corrosion, innego projektu Stevena Wilsona) oraz rotujące się utwory Porcupine Tree: „Open Car” w Poznaniu, „Dark Matter” w Krakowie oraz „Don’t Hate Me” i „The Sound of Muzak” na obu gigach. Z nowej EP-ki grane były „Vermillioncore” i „My Book of Regrets”.

W segmencie bisowym Steven wykonał utwór „Space Oddity” Davida Bowiego, który zmarł kilka miesięcy wcześniej. Wilson chciał oddać w ten sposób hołd artyście, wspomniał o nim także przy okazji utworu „Lazarus”-  Bowie napisał bowiem piosenkę o tym samym tytule.

Po premierze albumu „To the Bone” w 2018 roku, Wilson odwiedzał Polskę aż trzy razy, grając łącznie pięć koncertów. Dwa podczas pierwszej wizyty: 17 lutego w Domu Muzyki i Tańca w Zabrzu i dzień później w Sali Ziemi w Poznaniu. Kilka miesięcy później zjawił się z pojedynczą wizytą we Wrocławiu, gdzie 12 lipca zagrał w Hali Stulecia. Po raz ostatni przyjechał tutaj na początku 2019 roku: 7 lutego odbył się koncert w łódzkiej Wytwórni, a dzień później w krakowskim klubie Studio.

Koncerty mimo iż w ramach tej samej trasy, różniły się między sobą dość znacznie. Przede wszystkim, cechą pierwszego legu były dziwne, jak na ten rodzaj muzyki, często dostawiane miejsca siedzące na płycie, od czego nawet sam Steven dosyć mocno się dystansował. Na szczęście, na drugim legu mieliśmy do czynienia już tradycyjnie ze stojącą płytą, a miejsca siedzące były tam, gdzie ich miejsce – na trybunach.

Koncert w Zabrzu nie brzmiał najlepiej, co mogło wynikać ze specyfiki sali, słabo przystosowanej akustycznie do muzyki rockowej, w związku z czym było nieco za głośno. Dopisała za to licznie przybyła publiczność, nagradzająca muzyków długimi owacjami na stojąco, z kolei sam Steven niejednokrotnie podkreślał ze sceny wyjątkową relację z Polską i polskimi fanami. Łódzka Wytwórnia to zaś świetne miejsce, ale też bardziej stonowana publiczność. Z kolei w Krakowie panował pełen szał na widowni.

Trasa „To the Bone” to świetnie zgrany skład: grający ze Stevenem od lat Adam Holzman na klawiszach i Nick Beggs na basie, a do tego wyśmienici Craig Blundell na perkusji i Alex Hutchings na gitarze.

Dla Stevena istotny pozostał element teatralny, nie zabrakło więc ikonicznej dekoracji w postaci półprzezroczystej płachty przed sceną. Na niej wyświetlane było między innymi znakomite, klimatyczne intro wprowadzające w zadumę, przerwaną gwałtownym rozpoczęciem koncertu. Na drugim legu w pewnym momencie Steven i Adam pojawiali się na scenie w maskach, co można odczytać jako nawiązanie do pierwszych koncertów z 2011 roku.

Każdy z koncertów w ramach tej trasy to trzygodzinny spektakl, podzielony na dwie części: dwa sety główne i segment bisowy, podczas którego na każdego wieczoru pojawiały się nieco inne utwory. Ponadto coraz więcej kompozycji Porcupine Tree wkradało się do repertuaru.

Oczywiście nie brakowało kompozycji przede wszystkim z promowanego „To the Bone”, jak choćby „Pariah”, na którym w wersji albumowej gościnnie zaśpiewała wokalistka z Izraela Ninet Tayeb. Niestety, kobieta nie wzięła udziału w trasie, więc jej głos puszczono z taśmy, a wizerunek można było podziwiać we fragmentach teledysku wyświetlanych na kurtynie. Wielkie wrażenie robił powracający „Regret #9” z „Hand. Cannot. Erase.” wzbogacony wizualizacjami z udziałem Karoliny Grzybowskiej. Utwory „People Who Eat Darkness” i „The Same Asylum as Before” opatrzono ekskluzywnymi teledyskami, które powstały specjalnie na potrzeby trasy koncertowej.

Podczas tanecznego „Permanating” Steven zachęcał do swobodnej ekspresji ruchowej. Ludzie wstawali z miejsc siedzących i bawili się niczym na zupełnie innym koncercie. Często był to moment przełamania nieśmiałości i pełnego rozluźnienia zarówno fanów pod sceną, jak i muzyków na niej.

Następujące kawałki Porcupine Tree pojawiały się rotacyjnie: „The Creator Has a Mastertape” (Zabrze, Poznań i Wrocław), „Don’t Hate Me” (Wrocław, Łódź, Kraków), „Arriving Somewhere But Not Here”, „Heartattack in a Layby” (Zabrze, Poznań).

Pojawiały się też utwory z „Insurgentes”: jedynie w Zabrzu grane wcześniej regularnie „Harmony Korine”, z kolei w Łodzi i Krakowie „Get All You Deserve” i  „No Twilight Within the Courts of the Sun”, które ku radości fanów zostało odegrane na żywo po raz pierwszy od pierwszych dwóch koncertów Wilsona w Polsce.

Największa magia działa się w bisach. W Zabrzu fani doświadczyli wyjątkowego momentu przy „Even Less” dedykowanym dla najstarszych fanów: tylko Steven i jego wyjątkowa gitara, mały piec stojący na scenie, nie podłączony do systemu nagłośnienia. Publiczność z szacunku słuchała całości na stojąco.

Poza tym były „Blackfield” i „The Sound of Muzak” we Wrocławiu, Łodzi i Krakowie, „Sign “☮” the Times” (cover Prince’a) w Poznaniu, „Postcard” we Wrocławiu i największa niespodzianka: „Sentimental”, który został zagrany po raz pierwszy na całej trasie właśnie w Łodzi.

Steven Wilson krótko przed dwoma ostatnimi koncertami w Polsce przekazał fanom wiadomość, że to będą jego ostatnie występy w kraju nad Wisłą przed dłuższą przerwą. Chyba nikt nie może mówić o uczuciu niedosytu, wszak rzadko zdarza się, by artysta odwiedzał Polskę aż pięć razy w ramach jednego cyklu płytowego, dając tak różne występy i zapewniając moc wrażeń licznymi niespodziankami. Cokolwiek Steven planuje, jednego możemy być pewni – po ogromnym sukcesie, jakim były wszystkie dotychczasowe jego koncerty w Polsce, ominięcia naszego kraju na mapie kolejnej trasy koncertowej nie musimy się obawiać.

Specjalne podziękowania dla Szyma za wsparcie merytoryczne przy powstawaniu materiału.

źródło: Tymoteusz Kociński / Koncertomania.pl
28-02-2019-13:00:00

Podziel się na facebooku!