Open`er Festival 2014
Open`er Festival 2014
Pearl Jam , The Afghan Whigs , Rudimental , MGMT , Darkside
03.07.2014
Kosakowo(Pomorskie) - Gdynia - Kosakowo
Pearl Jam
Niewiele jest zespołów, które witamy i gościmy na scenie Open’era z taką radością. Niewiele jest też zespołów, które mogą pochwalić się takim dorobkiem w historii muzyki rockowej. Jednak dla polskich fanów i fanów festiwalu to coś więcej niż 22 lata bardzo dobrej muzyki - to po prostu PEARL JAM.
Letnia trasa startuje 16 czerwca w Amsterdamie i kończy się 11 lipca w Milton Keynes (Wielka Brytania). Pearl Jam będą mieli tylko dwa przystanki na europejskich festiwalach - jeden z nich to Open'er.
Pearl Jam wydali swój długo oczekiwany, dziesiąty album Lightning Bolt 14 października tego roku nakładem Monkeywrench Records/Republic Records. Międzynarodowym wydawcą i dystrybutorem jest Universal Music Group International. Wyprodukowany przez Brendana O’Briena Lightning Bolt to pierwszy album Pearl Jam od czasu rewelacyjnie przyjętego Backspacer, wydanego we wrześniu 2009.
Lightning Bolt zadebiutował na pierwszym miejscu listy Billboard Top 200, był też numerem jeden na platformie iTunes w ponad 50 krajach. W czołówce listy przebojów album znalazł się także w Polsce. Płyta nadal jest w sprzedaży na stronie www.pearljam.com, w iTunes i u wszystkich głównych sprzedawców.
W 1991 roku, dzięki debiutanckiemu albumowi Ten, Pearl Jam, mało znany zespół z Seattle został supergwiazdami. W trakcie kariery wydał dziesięć płyt studyjnych i setki oficjalnych bootlegów koncertowych. Zagrał też niezliczoną liczbę wyjątkowych koncertów, wciąż ciesząc się przychylnością krytyków i ogromną popularnością - na całym świecie sprzedał ponad 60 milionów albumów.
Przez dwadzieścia dwa lata kariery Pearl Jam byli i nadal są wielką siłą rocka, zarówno z uwagi na niezłomną wierność swoim poglądom politycznym i społecznym, nieustanną skłonność do eksperymentów, jak i znane wszystkim rockowe hymny i bestsellerowe albumy.
Dwa lata temu, Pearl Jam uświetnili 20-lecie działalności weekendową wycieczką do Alpine Valley w stanie Wisconsin, oraz trasą po Kanadzie, Ameryce Południowej i Środkowej oraz Meksyku. Z tej okazji zespół nakręcił także film Pearl Jam Twenty, któremu towarzyszyła okolicznościowa książka i ścieżka dźwiękowa.
The Black Keys
Skład mają minimalistyczny, ale siłę rażenia - gigantyczną. Niewielu artystów w taki sposób, jak The Black Keys nawiązuje do klasycznych gatunków rocka, jak rockabilly, surf czy glam rock. Dzięki swojemu fenomenalnemu brzmieniu, ciągle dokładają popularności muzyce zakorzenionej w bluesie i amerykańskiej tradycji.
Doskonała passa zespołu trwa nieprzerwanie od 2010 roku. Wtedy ich piąty album „Brothers” zadebiutował na trzeciej pozycji listy Billboardu i zdobył trzy nagrody Grammy, przynosząc przebojowe single „Tighten Up” i „Howlin’ for You”.
Kiedy zdawało się, że już nie może być lepiej, wiosną 2011 roku spółka Auerbach - Carney - Danger Mouse wkroczyła do studia w Nashville, by rozpocząć prace nad „El Camino”. „Główny singiel z płyty, znany chyba wszystkim „Lonely Boy”, przyniósł duetowi kolejne statuetki Grammy, tym razem dla najlepszego występu i najlepszego utworu rockowego. „El Camino” zostało rockowym albumem roku, a Dan Auerbach, który współprodukował płytę z Burtonem – najlepszym producentem.
Towarzysząca płycie trasa wiodła przez największe koncertowe areny świata, jak nowojorski Madison Square Garden. Bilety na tamten występ wyprzedały się w kwadrans. Jesteśmy przekonani, że koncert The Black Keys otwierający przyszłoroczną edycję Opene’ra, a jednocześnie pierwszy występ formacji w Polsce będzie prawdziwym świętem dla fanów bardzo dobrej muzyki.
Jack White
Jack White to prawdziwa instytucja na światowej scenie muzycznej. Był liderem jednego z najważniejszych rockowych zespołów ostatnich dwóch dekad. Nigdy nie podpisał się pod złą płytą – zarówno jako jej autor jak i producent. Nagrał utwór do „Bonda”. Przyjaźni się z The Rolling Stones i Neilem Youngiem. Szefuje wytwórni, dla której nagrywają tak różni artyści jak Beck, Tom Jones a nawet popularny komik Conan O’Brien. Zakochany w płytach winylowych. Jest geniuszem rocka. Ale przede wszystkim - o czym mieliśmy okazję się kilka razy przekonać osobiście – to absolutnie czarujący człowiek. Niepowtarzalny. Jack White!
W 1997 roku stanął na czele The White Stripes, jednego z najbardziej tajemniczych, wpływowych i charyzmatycznych duetów ostatnich dwu dekad. Każda płyta duetu Jacka i jego ówczesnej żony Meg zapisała się w historii muzyki, a po 10 latach od premiery krążka „Elephant” uważa się, że to jeden z najwybitniejszych albumów rockowych jakie kiedykolwiek powstały. Surowość brzmienia The White Stripes miała swoje korzenie w muzyce bluesowej i gitarowej lat 60-tych, czyli w tym, czego White słuchał w rodzinnym domu.
Działalność The White Stripes została zawieszona w 2011 roku, ale w tym czasie White stał już na czele dwóch innych zespołów. The Racounters byli już klasycznym rockowym kwartetem, którego muzyka, mniej chropowata, oddawała ducha The Beatles z czasów „Revolvera”, a The Dead Weather brzmieli jak fuzja amerykańskiej alternatywy spod znaku Sonic Youth i najsłynniejszego zespołu White’a. Solowy debiut - „Blunderbuss” - ukazał się niemal dwa lata temu nakładem XL Recordings i szybko wdrapał się na listy bestsellerów. Artysta wyruszył w trasę koncertową z dwoma zespołami. W zależności od koncertu wybierał skład złożony wyłącznie z kobiet lub w pełni męski. Solowa praca White potwierdziła jego wielki talent i przypieczętowała status swoistego patrona amerykańskiej rockowej alternatywy.
O nowej płycie „Lazeretto” – której oficjalne wydanie ogłoszone zaledwie dzień temu - niewiele wiadomo, ale już dziś można się spodziewać, że będzie to muzyczne wydarzenie lata, wsparte krótką trasą koncertową, której fragment będą mogli zobaczyć polscy fani White’a. Open’er z niezwykłą dumą ogłasza pierwszy europejski koncert Jacka White’a w ramach trasy promującej jego drugie solowe wydawnictwo.
Faith No More
Choć ich ostatnie studyjne wydawnictwo ukazało się w 1997 roku, Faith No More nadal wymieniani są wśród najbardziej wpływowych rockowych zespołów na świecie. Powstali w 1981 roku w San Francisco, ale przełomem dla grupy stało się dołączenie do składu wokalisty Mike’a Pattona i wydanie dokładnie 25 lat temu (20 czerwca 1989 roku) album „The Real Thing”. Ten album to jednocześnie klasyka metalu jak i przykład eksperymentalnego podejścia do gatunku, łączącego się na „The Real Thing” z jazzem, funkiem i hip hopem. Trzy kolejne albumy zespołu „Angel Dust” (1992), „King for a Day… Fool for a Lifetime” (1995) i „Album of the Year” (1997) to wydawnictwa, na których zespół nie szedł na żadne kompromisy budując swoją pozycję najbardziej nieprzewidywalnego metalowego zespołu lat 90-tych. Stali się legendą za sprawą świetnych koncertów, charyzmatycznego Pattona i eklektycznego repertuaru. I tylko legenda, po latach milczenia może powracać z taką siłą i pewnością.
Banks
Niektóre rzeczy nie potrzebują definicji. Niektórych nie da się zamknąć w ścisłych granicach, uwięzić ich w słowach. Zupełnie naturalnie umykają wszelkim klasyfikacjom. Klasyfikacja jej brzmienia wydaje się niemal nieuczciwa. BANKS tworzy muzykę. Świetną muzykę. Może to wystarczy? Niech będzie wabiącą głosem syreną tego pokolenia. Aż prosi się o to, by ją odkryć. To brzmienie opiera się na prostym pojęciu emocji. Może to tłumaczy, dlaczego fani chcą podzielić się swoim odkryciem z taką intensywnością, koniec końców umieszczając twórczość wokalistki na szczycie listy przebojów Hypem.
Jillian Banks mogłaby być kapryśną diwą, tymczasem długo pisała swoje oszczędne, gładkie kompozycje do szuflady, a do niedawna na stronie internetowej podawała fanom numer telefonu. Do uwolnienia lawiny jej kariery wystarczył zabawkowy keyboard. Następnym krokiem było pianino. Nuty dały wyraz uczuciom. Akordy zmieniały się w melodie. Przeszywające serce teksty dopełniły soczystych, orkiestrowych aranży. BANKS zaznaczyła swoją obecność EP-ką "London". Cztery utwory pozwalają lepiej poznać tę artystkę-samouka, która może być symbolem całego pokolenia.
Jej utwory są szczere, pisane z poczuciem misji, ale łatwo się z nimi identyfikować. Barwne obrazy mieszają się w nich z popowymi kołysankami, a BANKS przyciąga każdą nutą, każdym akordem, każdym oddechem. Hipnotyzująca mieszanka bitów, pianina, pogłosów i uzależniającego głosu pozwala BANKS zmieniać gatunki jak rękawiczki, tak łatwo, że naprawdę warto odrzucić wszystkie gatunkowe szufladki. Hip-hop, pop, R&B, alternatywa, elektronika - wszystkie mieszkają pod jednym dachem. Ona może być każdym z nich, albo wszystkimi naraz. A może żadnym. Wokalistką. Poetką. Pianistką. Narratorką. Artystką. Jej talent docenił The Weeknd, zapraszając ją na wspólną trasę po USA. Pełna płyta BANKS pojawi się już w czerwcu.
Bastille
Słowo "Bastille", czyli "Bastylia", kojarzy się z rewolucją, zmianą, wypieraniem starego przez nowe. Londyńczyk Dan Smith urodził się w rocznicę zdobycia Bastylii. 14 lipca, i tylko o swoich urodzinach myślał, nazywając zespół. Bastille zostali jednak najbardziej przebojowym debiutem minionego roku, więc "rewolucyjna" nazwa okazała się prorocza.
Zespół założył Smith, wciągając do niego klawiszowca Kyle'a Simmonsa, basistę Willa Farquarsona i perkusistę Chrisa "Woody'ego" Wooda. Debiutancki singiel "Flaws" ukazał się nakładem niezależnej wytwórni, w zaledwie 300 egzemplarzach. Wkrótce zespół podpisał kontakt z Virgin Records, a blogosfera aż huczała od pozytywnych recenzji. Po wydaniu zaledwie trzech singli, bez pełnego albumu, Bastille wyprzedali samodzielną trasę po Wielkiej Brytanii. Zaraźliwy singiel numer cztery, hymn "Pompeii", od razu znalazł się na drugim miejscu brytyjskiej listy przebojów. "Pompeii" było drugim najczęściej odsłuchiwanym utworem 2013 roku, ustępując miejsca tylko "Get Lucky" Daft Punk. Singiel spędził też rekordową liczbę tygodni na samym szczycie Official Streaming. Temat utworu przyniósł Bastille zaszczytny tytuł pierwszego zespołu, który zagrał w British Museum. "Pompeii" zainaugurowało tam wystawę, poświęconą tragedii Pompejów i Herkulanum po wybuchu Wezuwiusza.
Niedługo potem ukazał się album "Bad Blood", który przebojem wdarł się na pierwsze miejsce listy albumów w Wielkiej Brytanii i błyskawicznie osiągnął status platyny. Był najczęściej pobieraną płytą 2013 roku, sprzedając też dwa miliony egzemplarzy na całym świecie. Po takim przyjęciu, trudno się dziwić, że na festiwalu w Glastonbury przywiedli pod John Peel Stage największy tłum widzów w historii. Idol Bastille, którego zespół nazywa "największą gwiazdą rocka", a jego serial "Miasteczko Twin Peaks" zainspirował utwór "Laura Palmer" - reżyser David Lynch, poprosił Smitha i spółkę o remiks "Are You Sure" z własnego albumu "The Big Dream". Innym dowodem uznania była złożona za kulisami prośba fana, by mógł oświadczyć się swojej dziewczynie na koncercie grupy. Powiedziała "tak", ale i tak świeżo upieczony narzeczony w pierwszej kolejności uściskał lidera zespołu.
Pełen sukcesów rok 2013 to kolejna drugą lokatę na liście przebojów w Wielkiej Brytanii, "Of The Night" - unowocześnioną wersję dwóch klasyków Eurodance z lat 90-tych, "Rhythm Of The Night" zespołu Corona i "Rhythm Is A Dancer" Snap, udostępnioną po raz pierwszy na "kompletnie nielegalnej" składance "Other People's Heartache", cz. 1 i 2. Tworząc te kompilacje, Bastille chcieli oddać hołd utworom, które kochali w czasach wczesnej młodości.
Rok 2014 przyniósł na razie grupie cztery nominacje do BRIT Awards (dla najlepszego debiutu, najlepszego brytyjskiego zespołu, albumu oraz dla najlepszego singla za ""Pompeii"). Obecnie koncertują w Ameryce, gdzie "Bad Blood" było najlepiej spisującą się na liście przebojów płytą brytyjskiego wykonawcy, a singiel "Pompeii" przekroczył magiczną granicę miliona pobrań. W styczniu przywołali inny, niż Eurodance i lata 90. epizod z historii muzyki, występując w Muzeum Motown w Detroit.
Ben Howard
"Młody bard z akustyczną gitarą" brzmi jak wyświechtana etykieta, ale Howard naprawdę sprawi, że poczujecie się, jakby to był pierwszy młody bard z akustyczną gitarą, którego słyszycie. Nadaje tej formie świeżość i blask, choć jego utwory pełne są mądrości, autentyczności i tradycji starej jak świat. Howard dorastał w Devon, w miasteczku Totnes (w którym pewnie nieraz mijał na ulicy Josepha Mounta z Metronomy). Od początku otaczał się muzyką z płytoteki rodziców: Van Morrison, Nick Drake, Joni Mitchell, Simon and Garfunkel. Te płyty natchnęły go, by sięgnął po gitarę - w wieku ośmiu lat, przejął klasycznego akustyka swojej mamy.
Przełomowym dla Howarda rokiem był 2011. Najważniejsze wydarzenia roku to m. in. kontrakt płytowy, niesamowity oddźwięk w mediach i piękny debiutancki album, nagrany w przerobionej na studio stodole na angielskiej wsi. Tekstowo, płyta "Every Kingdom" okazała się o wiele bardziej mroczna, niż Howard przewidywał. Płyta dotarła do U.K. Top 10, a Howard ruszył vanem w trasę po Wyspach i Starym Kontynencie. Towarzyszył mu zespół, a zarazem najlepsi przyjaciele. Każdy koncert się wyprzedał.
Poszedł za ciosem, wydając "Every Kingdom" w Stanach we wpływowej wytwórni Communion Records. Płyta przyniosła mu występy na najważniejszych festiwalach po obu stronach oceanu: Bonnaroo, SXSW, Bestival, Glastonbury i innych. W 2013 zdobył Brit Awards w obydwu kategoriach, w których był nominowany: dla najlepszego debiutanta i najlepszego brytyjskiego solisty. Jako najlepszy debiutant, świetnie uosabia to, co dzieje się na muzycznej scenie tu i teraz, więc nowa open'erowa scena Here and Now Stage będzie świetnym miejscem na jego występ 4 lipca.
BOKKA
Bokka są polskim trio, którego personalia nie są znane – ale czy ma to jakiekolwiek znaczenie, gdy posłucha się ich muzyki? Spowita równie tajemniczą aurą, zachwyca świetnymi kompozycjami chłodnej elektroniki, zestawionej z żywym instrumentarium. W ich intymnych utworach, perkusja jest zsamplowanym dźwiękiem przedmiotów codziennego użytku, takich jak pudełka po chusteczkach, szklanki czy butelki wody. Bokka nie imitują The Knife czy Oh Land, ale prezentują własną, inteligentną interpretację „skandynawskich” wątków. Imienny album zespołu, który ujrzał światło dzienne w listopadzie 2013, już zaskarbił sobie miejsce w podsumowaniach roku. Wydawcą jest NEXTPOP Songwriters, wytwórnia mająca pod swoją opieką innych Open’erowych artystów - Fismolla oraz Kari. O ich debiutanckim singlu, nagranym na tablecie w jednym podejściu „Town of Strangers”, obszernie napisał opiniotwórczy portal Pitchfork, co stało się udziałem tylko nielicznych polskich zespołów.
Bulbwires
Jeśli uważacie, że wszystkie polskie młode zespoły grają elektronikę, to Bulbwires są koronnym dowodem, że tak nie jest. Koncerty zaczęli grać kiedy skończyli materiał na debiutancką płytę, a ponieważ ta ukazała się zaledwie kilka miesięcy temu, to i koncerty tego składu są nowością. I co z tego, skoro Bulbwires zdmuchną Was swoją energią.
Call The Sun
Istnienie tego duetu można liczyć w kilkunastu tygodniach. Wystarczył jeden przebojowy singiel „We Are Going Wrong” by zainteresować publiczność - na razie dość skromną - ale Call The Sun, to jeden z tych zespołów, który może „zaiskrzyć” w jednej chwili i potem już nie odpuścić. Spotkanie z open’erową publicznością może im w tym bardzo pomóc.
Chromeo
Trzy lata temu duet Chromeo wielką imprezą na Tent Stage zamykał jubileuszową edycję Open'er Festival. W tym roku powrócą do Gdyni ze swoim nowym albumem "White Women". Płyta - jej premiera przewidziana jest na 11 maja - nie będzie rewolucją w brzmieniu, ale konsekwentną i skuteczną forma popularyzowania elektrofunku - gatunku, którego Chromeo są prawdziwymi mistrzami. Jego przebojowością właśnie zarazili kolejnych muzyków. Wśród gości na ich nowym albumie są m.in.: Solange, Ezra z Vampire Weekend oraz Toro y Moi. O przeboje w stylu "Tenderoni" czy "Don't Turn the Lights On" jesteśmy spokojni, o koncertowa formę Chromeo także - pokazali ją kilka dni temu na Coachelli, jedyne co stoi pod znakiem zapytania, to nasza kondycja fizyczna, ale do 4 lipca mamy szanse ją poprawić.
Coldair
Coldair czyli Tobiasz Biliński niedawno wrócił z trwającej prawie miesiąc trasy po Stanach Zjednoczonych. Wcześniej, w ramach promocji nowego album "Whose Blood" koncertował w całej Europie. Wierny filozofii DIY, swoje solowy występy opiera na delikatnym współistnieniu komputerowych loopów, gitary i wokalu.
Daniel Spaleniak
Jest człowiekiem, który lubi grać na swojej gitarze, po prostu. I skoro sam skrócił swoją biografie do tych dwóch zdań, czy my musimy dodawać coś więcej? Może tylko to, że jego debiut „Dreamers” to już dziś jedno z najciekawszych wydawnictw roku, owszem, oparte na gitarze, ale nie tylko dzięki niej tak znakomite.
Darkside
Chłodna, pełna dysonansów, ale jednocześnie niezwykle chwytliwa elektronika pomieszana z rockiem to znak rozpoznawczy duetu producenta Nicolasa Jaara i gitarzysty Dave'a Harringtona. Darkside nie przypominają żadnej wcześniejszej mieszanki tych dwóch gatunków, jak indietronica czy nu rave. Tworzą zupełnie po swojemu. Muzycy pochodzą z zupełnie różnych środowisk, ale po wielu latach spędzonych razem w trasie znaleźli w DARKSIDE wspólny muzyczny język.
Nicolas Jaar dorastał na undergroundowej nowojorskiej scenie minimalu. Szereg bardzo tanecznych singli szybko przyniósł 18-letniemu producentowi renomę. Sztandarowa EP-ka "Time for Us" z 2010 r. i wydany rok później długogrający album "Space Is Only Noise" zdawały się burzyć muzykę taneczną i odbudowywać ją w zupełnie nowej formie. Pozytywne recenzje zdobył zarówno od krytyków zajmujących się elektroniką, jak i fanów rocka. Jaar zaczął zresztą wplatać muzykę rockową w swój dorobek, remiksując utwory Grizzly Bear i Briana Eno czy występując na żywo z towarzyszeniem zespołu. Dave Harrington studiował eksperymentalny jazz w Nowym Jorku. Jako nastolatek wymykał się na nocne jam sessions, potem rezygnując z kariery basisty na rzecz kompozycji i performensu. Tworzył na zamówienie reżyserów teatralnych i filmowych, reżyserując między innymi wykonanie "KOBRY" Johna Zorna. Po dołączeniu w 2011 r. do zespołu towarzyszącego na żywo Nicolasowi Jaarowi, w którym grał na gitarze i sterował elektroniką, Harringtona zafascynowała muzyka taneczna, remiksowanie i didżejowanie. Harrington i Jaar przenieśli eksperymenty do studia, i tak powstało DARKSIDE.
Duet przywołuje hybrydę elektroniki i rocka psychodelicznego o artystycznej głębi, którą ująć może jedynie przymiotnik "progresywna". Ich debiutancki album "Psychic" ukazał się jesienią zeszłego roku, nakładem własnej wytwórni Jaara, Other People. Album odniósł ogromny sukces i widać go było w niemal każdym podsumowaniu roku, m.in. na portalu Pitchfork. DARKSIDE to nie parkietowi producenci, próbujący swoich sił w muzyce rockowej, ani zespół rockowy, składający hołd ulubionym płytom techno. To uważni słuchacze i twórcy obu gatunków naraz, którzy nie widzą potrzeby szukania na siłę różnic między nimi. Rezultat? "Psychic" to nieskrępowana wizja dwóch artystów w kwiecie kariery.
Daughter
Daughter urodziła się w 2010 roku. W zespole swoje pomysły realizowali Elena Tonra i Igor Haefeli, którzy razem studiowali muzykę. Wkrótce zwrócili na siebie uwagę EP-kami "His Young Heart", wydaną w kwietniu 2011 i "The Wild Youth", noszącą pieczątkę Communion Records. To drugie wydawnictwo ukazało się w październiku tego roku. W tym samym czasie do zespołu dołączył trzeci członek, Remi Aguilella. Pierwsze wydawnictwa były tak mocne, a występy tak przekonujące, że zespół szybko zdobył lojalnych fanów - ich liczba ciągle rośnie. Daughter podpisali kontrakty z uznanymi wytwórniami 4AD (Pixies, TV On The Radio, Iron and Wine) i Glassnote (w Ameryce), których etos pracy i historia doskonale pasowały do zespołu. Zwieńczeniem tego etapu było zachwycające wykonanie utworu "Youth", mającego już ugruntowaną pozycję alternatywnego hymnu, w prestiżowym programie Davida Lettermana - sztuka, która udała się naprawdę niewielu młodym, europejskim zespołom.
W 2013 roku ukazał się ich niecierpliwie oczekiwany, długogrający debiut "If You Leave", który zachwycił tak fanów, jak i krytyków. Opiniotwórcze brytyjskie portale opisywały go jako "intymny jak szept i monumentalny jak górskie szczyty" (The Fly), "niezwykle piękną od początku do końca, katarsis zarazem orzeźwiające i docierające do głębi (The Line of Best Fit), " przepięknie pomyślany od pierwszego do ostatniego utworu, z frapującą historią, gęsty od emocji" (Drowned In Sound).
"If You Leave" zadebiutowało w pierwszej 20. brytyjskiej listy przebojów i nadal czaruje słuchaczy. Popularność zespołu rośnie dzięki intensywnym trasom koncertowym. W 2013 roku, Daughter zaliczyli ponad 130 występów na czterech kontynentach, zahaczając m. in. o Primavera Sound w Barcelonie, festiwale w Glastonbury i Montreux. Na trasie towarzyszyli także Sigur Rós i The National.
Earl Sweatshirt
Zdobył sławę w kolektywie hip-hopowym Odd Future, ale i jego solowa kariera zaczęła się imponująco. A skończył dopiero 20 lat... Earl Sweatshirt urodził się jako Thebe Neruda Kgositsile w Los Angeles, a dorastał w Santa Monica. W 2009 roku, w wieku lat 15, poznał Tylera, The Creatora, który trafił na jego muzykę na portalu MySpace. Dołączył do zgromadzonej już wokół Tylera "rodziny" Odd Future, którą tworzyli też Frank Ocean, The Internet i wielu innych. W 2010 roku, poszedł własną drogą dzięki składance "Earl". Choć album zdobył spory rozgłos, młody raper znikł ze sceny. Na przeszkodzie jego karierze stanęła mama, Cheryl Harris, profesor prawa na UCLA, za złe zachowanie wysyłając go do szkoły dla "trudnych" młodzieńców na Samoa. W czasie, gdy wracał na prostą ścieżkę, czytając m. in. biografię Malcolma X, jego featuring "Oldie" ukazał się na wydawnictwie Odd Future, "The OF Tape Vol. 2", a trzy nieopublikowane wcześniej utwory ujrzały światło dzienne na składance OddFutureTalk, "Odd Future Unreleased". Poza tym, świat muzyczny nie słyszał o nim wcale. Powrócił w lutym 2012, świętując pięćdziesięciotysięcznego fana na Twitterze - udostępniony z tej okazji utwór "Home" zakończył słowami "...and I'm back. Bye.", rozwiewając wszelkie wątpliwości.
Na dobre wrócił na łono OFWGKTA, na powrót pracując z Tylerem, The Creatorem, Domo Genesis czy Hodgy Beats. Podpisał kontrakt z Columbia Records, pojawił się też na nominowanym do nagrody Grammy albumie Franka Oceana, "Channel Orange" w utworze "Super Rich Kids". Z producentem Flying Lotusem nagrał piosenkę "Between Friends" dla serialu kanału Adult Swim. Drugie wydawnictwo i pierwszy pełnoprawny album Earla zwiastował głośny singiel "Chum". "Doris" ukazała się 20 sierpnia 2013 r., zaskarbiając sobie pozytywne recenzje i miejsca w płytowych podsumowaniach roku magazynów Rolling Stone, SPIN czy NME. Na albumie towarzyszyli mu Pharrell Williams (w „Burgundy"), Casey Veggies („Hive"), Tyler, the Creator ("Whoa"), RZA ("Molasses")."Doris" to wyraz wielkiego talentu tego młodego głosu nowej fali hip-hopu z L.A., o wiele większego, niż wskazuje to metryka. Earl z metodycznym zacięciem snuje mroczne fantazje, jeszcze bardziej niepokojące, jeśli wziąć pod uwagę jego niesamowity luz.
Eldo
Po raz pierwszy jeden z najważniejszych polskich raperów decydował się zaprezentować materiał koncertowy wspomagając się żywymi instrumentami. Występ na Open'erze, będzie zarazem premierowym występem, gdzie przeważająca częścią repertuaru artysty będzie album „Chi”, który ukazał się w maju tego roku. Na scenie Eldo wspomagać będzie Pelson, czyli 1/3 takich zespołów jak Parias czy kultowa już Molesta Ewenement. Cały występ wspierać będzie niezastąpiony turntablista - Daniel Drumz.
Eldo to legendarna postać w polskim hip hopie. Współzałożyciel i długoletni członek warszawskiego Grammatika z którym nagrał cztery albumy. Najpierw równolegle, a potem po rozwiązaniu macierzystego składu z powodzeniem kontynuował karierę solową, czego efektem jest aż siedem płyt i wiele featuringów, m.in. z Dj’em Vadimem, Leszkiem Możdżerem i Moniką Brodką. "Chi" - najnowsza płyta rapera ukazała się w maju.
Eric Shoves Them In His Pockets
Eric Shoves Them In His Pockets twierdzą, że chcieli grać smutne piosenki a wszyły wesołe. Mieli nie być zespołem rockowym, ale jednak trochę się nim czują. Debiutancki album tego warszawskiego tria - "Walk It off" ukazał się jesienią ubiegłego roku, ale to chyba środek lata jest idealny na taką muzykę.
Fair Weather Friends
Pamiętacie jeszcze Young Talents Stage? Ten zespół pamięta na pewno, bo dla nich było to pierwsze zetknięcie z festiwalową materią. Teraz szykują się do wydania debiutanckiego albumu (wrzesień 2014), testując na koncertach premierowy materiał i zbierając same pozytywne recenzje. Aha, nazywają się Fair Weather Friends.
Foals
Na brytyjskiej scenie muzycznej zespół zaistniał w 2007 roku. Wtedy to Foals poznali Davida Sitka, założyciela TV On The Radio, a wynikiem tej współpracy był wydany rok później debiutancki album „Antidotes”. Płyta została entuzjastycznie przyjęta między innymi dzięki takim utworom jak „Red Sox Pugie”, „Two Steps, Twice” czy „Cassius”. Wraz z wydaniem „Antidotes” Foals wyróżnili się z szeregu innych brytyjskich zespołów, stawiających na muzykę oscylująca pomiędzy rockiem, elektroniką i popem. Funkowa gra basu, minimalistyczne, przeplatające się partie gitar i głos Yannisa Phillippakisa nadały im charakterystyczny szlif.
Na albumie „Total Life Forever” (2010) zespół ruszył w innym kierunku - młodzieńcza buńczuczność została zastąpiona muzyką bardziej klimatyczną, emocjonalną i melodyjną, podkreśloną tekstami o nieśmiertelności. Ten właśnie album przywieźli polskiej publiczności na pierwszy koncert w naszym kraju, na Open’er Festival 2011. Na głównej scenie grali do pierwszej krwi - jeden z muzyków grał tak intensywnie, że pokaleczył sobie palce. Było warto, bo publiczność przyjęła ich tak entuzjastycznie, że Foals uznali ten koncert za jeden z najważniejszych w karierze.
W październiku 2012 roku, Yannis Philippakis Jack Bevan, Jimmy Smith, Walter Gervers i Edwin Congreave ogłosili tytuł kolejnego wydawnictwa, „Holy Fire”. Miesiąc później ujawnili pierwszy singiel z tej płyty, „Inhaler", a wkrótce potem kolejny, „My Number”. „Holy Fire” ukazało się 11 lutego 2013. Wpływowy magazyn NME podsumował album: „zespół zrzuca math-rockowe kajdany i przechodzi do pierwszej ligi”, a portal The Line of Best Fit nazwał go po prostu „arcydziełem”. Jesienią minionego roku, w ramach europejskiej trasy, Foals pojawili się w Polsce. Wyprzedany klub i wspominany przez fanów z wypiekami na twarzy tradycyjny skok Phillippakisa podczas „Two Steps, Twice” przekonały nas, że Foals po prostu muszą pojawić się na Open’erze po raz drugi.
Foster The People
Trio Foster the People tworzy atmosferyczny, psychodeliczny i taneczny pop. Ten powstały w Los Angeles w 2009 r. zespół to klawiszowiec/gitarzysta i wokalista w jednym Mark Foster, basista Cubbie Fink i perkusista Mark Pontius.
Foster przeprowadził się do Los Angeles jako nastolatek. Bardzo chciał rozwinąć muzyczny talent w zespole, ale długo nie mogąc znaleźć odpowiednich kompanów, pracował jako kelner i DJ. Na swojej drodze spotkał Pontiusa i Finka, którzy zachwycili się różnorodnością pisanego przez niego “do szuflady” materiału. Początkowo funkcjonowali pod nazwą Foster & The People, co publika szybko przekręciła na obecną nazwę. Ich singiel "Pumped Up Kicks" prędko stał się radiowym i internetowym przebojem.
Zapewnił zespołowi m. in, nagrodę magazynu Billboard dla najlepszego utworu rockowego. W 2011 roku, najpierw wydali imienną EP-kę zawierającą przebojowy utwór, a potem długogrający album, "Torches". Popularność zdobyły także pochodzące z niego single “Helena Beat” i “Houdini”. Zespół zagrał na festiwalach Coachella, SXSW i Lollapalooza. Muzykę zespołu można znaleźć w wielu serialach i reklamach, co w dzisiejszych czasach jest równoprawną ścieżką dystrybucji. 18 marca tego roku ukazuje się ich nowy album “Supermodel”, którego zapowiedzią jest singiel “Coming of Age”.
Haim
Pochodzące z San Fernando Valley w Kalifornii HAIM to trzy siostry, jak u Czechowa. Granie jest dla nich prawdziwie rodzinnym interesem: Este, Danielle i Alana Haim dorastały, grając ze swoimi rodzicami rockowe standardy w grupie nazwanej, nomen omen, Rockinhaim. Po kilku latach dziewczyny postanowiły uwolnić się spod opiekuńczych skrzydeł i zaczęły komponować własne utwory, najpierw jako nastoletni girlsband The Valli Girls, a potem pod szyldem HAIM.
Najstarsza z trzech sióstr, Este, gra na basie, a w przerwach między trasami skończyła studia w dziedzinie muzyki na UCLA. Średnia siostra, gitarzystka Danielle, grała w zespołach towarzyszących m. in. Jenny Lewis, Cee-lo Greenowi czy Julianowi Casablancasowi z The Strokes. Najmłodsza w zespole Alana gra na gitarze rytmicznej, klawiszach i instrumentach perkusyjnych. Potrafią jednak bez najmniejszego problemu zamieniać się instrumentami, jednocześnie bezbłędnie śpiewając na trzy głosy. Składu dopełnia znany perkusista sceny LA, Dash Hutton. W ciągu kilku ostatnich lat zespół otwierał występy Juliana Casablancasa, Cold War Kids, Ke$hy, Grouplove, No Age, Edwarda Sharpe'a and the Magnetic Zeros.
Jeszcze przed wydaniem, ich debiutancki album “Days Are Gone” zdobył pierwszą lokatę w bardzo prestiżowym plebiscycie BBC Sound of 2013. Płyta wyszła 2 lipca 2012 roku i od razu została uznana przez publiczność i krytyków - pojawiła się m.in. na pierwszym miejscu brytyjskiej listy przebojów i pokryła się na Wyspach złotem.
Hatti Vatti
Na muzykę Hatti Vatti idealny jest również środek, ale nocy. Eklektyczna mieszanka nostalgicznych brzmień lat 80-tych, minimalistycznego drum'n'bassu aż po własną wizję footwork - tak swoją muzykę określa Hatti Vatti. Na przestrzeni zaledwie kilku miesięcy wypuścił dwa duże wydawnictwa, a jego utwór remixował sam Andy Stott. Na Open'erze towarzyszyć mu będzie Lady Katee.
Hello Mark
Choć ich debiutancki album ukazał się w listopadzie ubiegłego roku, i jeszcze na dobre nie zdążył osadzić się na rynku Hello Mark już szukają nowych pomysłów. Przywilej młodości, nie zatrzymywać się. A ten poznański zespół to definicja młodzieńczości zawarta w rockowym składzie.
Interpol
W 2014 roku mamy szczęście być świadkami powrotu tego post-punkowego tria z Nowego Jorku, twórców być może najlepszych albumów wczesnych lat dwutysięcznych. Tylko oni potrafią z taką dozą dramatyzmu oddać stłumioną agresję i melancholię. Ich piąty album, mający się ukazać w tym roku, powinien ugruntować opinię zespołu jako jednego z lepszych w tym tysiącleciu...
Umiejętnie sterując tempami, atmosferą i pełnymi pogłosów gitarami tworzą muzykę, która jednocześnie uderza i porusza, a oni sami rysują się jako wyjątkowI na tle współczesnych im zespołów. Debiut Interpol "Turn On The Bright Lights" ujrzał światło dzienne w 2002 roku, jego następca "Antics" będzie obchodził dziesięciolecie premiery w tym roku. Zespół od początku był nazywany przez krytyków godnymi następcami post-punkowych grup wczesnych lat 80., jak Joy Division, Echo and the Bunnymen i The Smiths. Brytyjskie brzmienie zdobyło Interpolowi wielu fanów na Wyspach, gdzie single “Slow Hands”, “Evil” i “C'mere” znalazły się na listach przebojów, a album “Antics” pokrył się złotem. Podobnie stało się w ich ojczystej Ameryce. Z czasem ich muzyka nabrała stadionowego rozmachu: Interpol koncertowali u boku m.in. The Cure i U2.
Przed wydaniem trzeciego albumu, “Our Love To Admire”, zespół przeniósł się z niezależnej, acz wpływowej wytwórni Matador do większej – Capitol Records. Album był pierwszym, na którym do głosu doszły syntezatory. Kolejne, wydane z powrotem w Matadorze imienne wydawnictwo, było z kolei ostatnim z udziałem basisty Carlosa Denglera. Na trasie zastępowało go kilku muzyków, między innymi David Pajo (znany ze Slint) czy Brandon Curtis z The Secret Machines. Do tej pory na koncertach możemy oglądać basistę Brada Truaxa.
Zanim zaczęli pracę nad piątym albumem, Interpol zrobił sobie dłuższą przerwę. Wokalista Paul Banks nagrał dwie solowe płyty: jedną podpisaną jako Julian Plenti, drugą pod własnym nazwiskiem, a perkusista Sam Fogarino udzielał się w składach Magnetic Morning i Empty Mansions.
Jagwar Ma
Swój debiutancki album nagrywali w gospodarstwie położonym dwie godziny drogi od Paryża. W czasie przerw ruszali na rowerowe przejażdżki przez pola słoneczników, słuchali Autechre i Aphexa Twina i zajadali się francuskimi serami. Opis jak z katalogu "Nagraj płytę w najlepszych warunkach na Ziemi", ale jest prawdziwy i nie dość oczywisty, kiedy mówimy o zespole z ... Australii. Jagwar Ma powstali w 2007 roku z inicjatywy Jono Ma i Gabriela Winterfielda, których połączyła pasja do tworzenia eksperymentalnych beatów i chwytliwych melodii. Każdy, kto słuchał ich pierwszej płyty zatytułowanej "Howlin'" wie, że przez kilka lat działalności Jagwar Ma nie stracili tych umiejętności, a wyłącznie je rozwinęli. "Howlin'" - wydana latem ubiegłego roku - to wycieczka prze australijskie plaże, berlińskie kluby i wspomniane już francuskie pola słoneczników, na tyle psychodeliczna, by podejrzewać, że paliwo nie zawsze było do końca legalne. Jagwar Ma szybko zaliczyli status jednego z najlepszych debiutantów 2013 roku, wyskoczyli na wspólne trasy z The xx i Foals, a tego lata potwierdzą klasę na wielu festiwalach. Na Open’erze pojawią się na ALTER STAGE
Jamie XX
Dj, producent, współtwórca The xx. O swoich muzycznych wyborach mówi tak: „Są utwory, które przywołują obrazy niesamowitych imprez. Właśnie takie utwory staram się grać – jak na razie wszystkie pochodzą z brytyjskiego 'undergroundu'”. Ze swoją macierzystą formacją nagrywa właśnie nowy album. Pierwsze sesje miały miejsce w Texasie. Kolejne czekają zespół na Islandii. Jamie xx zagra na Beat Stage 2 lipca.
Julio Bashmore
Wydawać by się mogło, że Julio po prostu wdarł się na scenę elektroniczną w 2009 roku, ale do wydania imiennej EP-ki dla wpływowej wytwórni Claude'a VonStroke'a, Dirtybird, przygotowywał się właściwie cały życie. Starsi bracia zarazili go hip-hopem z kaset, a muzyką elektroniczną zainteresował się dzięki "Da Funk" Daft Punk. Juliowi spodobała się francuska nuta, którą w house'owe kompozycje wpletli Daft Punk czy Cassius. Dobrze, że akurat wtedy jego brat sprawił sobie konsoletę. W wieku 14 lat, Julio zaczął "komponować" przy pomocy starego peceta. Przez krótki czas grał w zespołach, eksperymentując z syntezatorami i gitarami. Kiedy jednak tylko dorósł do kultury klubowej, zdał sobie sprawę, że to DJ-ka jest jego muzycznym powołaniem.
Podzielając typową dla Bristolu fascynację niskimi częstotliwościami, Julio zaczął zmierzać w stronę bassowego brzmienia wytwórni Dirtybird. Od wydania imiennego minialbumu zaczęła się jego fantastyczna passa świetnych singli i wydawnictw: "Riff Wrath" dla Futureboogie Recordings, definicję jego gładkiego, współczesnego soulu; "Everyone Needs A Theme Tune" dla PMR Records, EP-kę "Batty Knee Dance" dla 3024 czy kolejne wydawnictwo Futureboogie, "Father Father" z gościnnym udziałem Javeona McCarthy'ego.
Swoje różne oblicza pokazał w prestiżowym Essential Mix dla BBC Radio 1 pod koniec 2011 roku. Potrzebujecie dodatkowej zachęty? Spróbujcie potańczyć do garage'owego "Footsteppin'", zaszaleć przy Juliowym remiksie Moski, posłuchać "Batak Groove" przy zgaszonym świetle. Julio Bashmore napisał też trzy utwory z debiutu Jessie Ware, w tym single "Running" i "110%", Ware zrewanżowała się gościnnym wokalem w wersji singla "Peppermint". Julio ciągle tworzy też muzykę dla nowego, własnego labelu Broadwalk Records, a jego album ma się ukazać w ciągu najbliższych miesięcy. Ten rok może należeć do niego.
Kamp!
Właśnie wydali nowy singiel zatytułowany „A New Leaf”. Pierwszy od momentu, kiedy na rynku ukazał się ich debiutancki album. Już zapowiedzieli kolejne utwory i zmieniają formułę koncertów. To idealny moment, by po kilku latach przerwy Kamp! ponownie pojawili się na open’erowej Tent Stage. W tym czasie trio zdążyło wyrosnąć na jedną z najważniejszych polskich grup, występując równie często w Polsce jak i za granicą. Ich debiut „Kamp!” pociągnął za sobą całą nową falę zespołów popowo-elektronicznych z Rebeką, The Dumplings czy XXANAXX na czele. Muzyka Kamp! stale ewoluuje, czego dowody mamy otrzymać jeszcze w sierpniu.
Kari
W ubiegłym miesiącu nagraniami z nowego albumu Kari zachwycali się dziennikarze i słuchacze BBC Radio 1. Choć polska muzyka nie powinna mieć żadnych kompleksów, obecność utworów na playliście najważniejszej rozgłośni w Wielkiej Brytanii nadal jest wielkim sukcesem, którym warto się chwalić. I choć, co naturalne, Kari skupiona jest teraz na karierze zagranicznej, nie zapomina o polskiej publiczności, zachwyconej jej ubiegłorocznym albumem „Wounds And Bruises”. Płyta znalazła się w czołówkach podsumowań 2013 roku. Doceniono album surowych i jaskrawych kontrastów: pomiędzy energetycznym rytmem, a subtelnąmelodią, sferąducha a rzeczywistością, między potęgą a kruchością, odwagą a spokojem. Charyzmatyczny wokal Kari miesza sięz szerokągamądźwięków, od tribalowych beatów, po elektro i brzmienia lat 80. To płyta o odnajdowaniu siebie na nowo.
Kaseciarz
Dość wyraźny wzrost zainteresowania kasetami magnetofonowymi przyniósł nie tylko ponowne włączenie tego nośnika w cykl wydawniczy, ale także dał nazwę krakowskiemu projektowi. Surf-rock to nie jest gatunek, który w Polsce zyskał szaloną popularność, i z pewnością nie zmieni tego również artystyczny sukces Kaseciarza. Ale radości jaką daje nam takie brudne i rytmiczne granie, nikt nam nie odbierze.
Król
Do wiosny przyjdzie nam poczekać na audiencję u Króla. Błażej Król, niegdyś połowa duetu UL/KR, podobnie jak Misia Ff zawiesił działalność macierzystej formacji i rozpoczął karierę solową. O zespole, który tworzył z Maurycym Kiebzakiem-Gorkim napisano w ostatnich dwóch latach właściwie wszystko. Debiut z 2012 roku uznany został za płytę roku przez większość branżowych rankingów i blogosferę. W 2013 zespół wydał drugi album „Ament”, przejechał Polskę wzdłuż i wszerz, zaliczając przy tym najważniejsze festiwale, znów narobił zamieszania w podsumowaniach i… postanowił zamrozić działalność. Czym zaskoczy nas Król solo? Na razie wiadomo tyle, ile słychać w jego debiutanckim singlu „Szczenię”. Ambitnego elektronicznego popu Króla nigdy dość. Dlatego z niecierpliwością czekamy na premierę jego debiutanckiego albumu „Nielot” w Thin Man Records w marcu tego roku, na pierwsze koncerty... a także na występ na Open'erze!
Kuroma
Kuroma to zespół ściśle związany z tegoroczną gwiazdą Open’era - grupą MGMT, ponieważ jego członkowie od kilku lat występują w koncertowym składzie tej grupy. W 2013 roku zagrali wspólnie blisko 60 koncertów, poprzedzając koncerty autorów przeboju „Kids”, ale dzielili sceny także z Primal Scream czy Tame Impala. Niedawno skończyli nagrywać swój drugi album „Kuromarama” wyprodukowany przez Benjamina Goldwassera z MGMT. Koncert Kuromy zobaczymy 3 lipca na Alter Stage.
Lykke Li
Polscy fani piosenkarki mają wielkie szczęście. Po pierwsze, 5 maja Lykke Li wydaje nowy album, "I Never Learn". Po drugie, z nowym wydawnictwem pierwszy raz wystąpi w Polsce przed szeroką publicznością. Produkcją nowej płyty zajęli się stali współpracownicy Björn Yttling, Greg Kurstin, oraz, po raz pierwszy, sama Lykke. "I Never Learn" to trzeci album trylogii, której poprzednie części, "Youth Novels" i "Wounded Rhymes", znamy i kochamy. Ten trzeci rozdział to refleksje po czasie spędzonym w Los Angeles. Lykke mówi, że każdy utwór na albumie to power ballada. Po tytułach w rodzaju "Never Gonna Love Again", "Sleeping Alone" i "Heart of Steel" możemy się domyślić, w którą stronę to wszystko zmierza: chodzi o ból i złamane serce. Piosenka "No Rest For The Wicked" to klucz do całego albumu: Lykke napisała ją w Szwecji, pakując walizki po zakończonym związku. Czuła się zraniona, zawstydzona i rozżalona, ale jednocześnie tęskniła. To właśnie był punkt wyjścia dla tej trzeciej opowieści od tej niezwykłej wokalistki, której prawdziwe imiona i nazwiska to Li Lykke Timotej Svensson Zachrisson.
Trudno sobie wyobrazić, że zadebiutowała ledwie sześć lat temu albumem "Youth Novels", który od razu uczynił z niej gwiazdę. Album "Wounded Rhymes" z 2011 r. umocnił jej pozycję w muzycznym krajobrazie. Miks muzyki lat 60., szamańskich bębnów i jej mocnego głosu, który raz jest pieszczotliwy, a raz pełen wyrzutu czyni Lykke jest naprawdę wyjątkową. Wszystko, co tworzy ma wspólny mianownik: autentyczność, intymność, obnażone emocje.
Ze swoimi utworami odwiedzała programy Davida Lettermana, Joolsa Hollanda, Jaya Leno i wielu innych. Jej piosenki znalazły miejsce w nagrodzonym Złotą Palmą filmie „Życie Adeli” i serialu „Glee” („I Follow Rivers”) czy „Saga Zmierzch: księżyc w nowiu” („Possibility”). Ma na koncie dwie szwedzkie Grammy i statuetkę Festiwalowego Hymnu European Festival Awards za „I Follow Rivers”. Jej festiwalowy hymn, utwory z nowego albumu, a także dwóch poprzednich usłyszymy już 4 lipca na Open’erze.
Maya Jane Coles
To jedna z najbardziej utytułowanych kobiet w dj-sko-producenckim świecie. Była muzycznym odkryciem 2010 roku i od tej pory nie miała słabego sezonu. Przygotowała składankę w ramach prestiżowej serii "Fabric" sygnując swoim nazwiskiem jubileuszowy, 75 numer tego wydawnictwa. Skompilowała Dj Kicks dla !K7 Records i zagrała świetny set w Boiler Room. Innymi słowy, w ciągu tych kilku lat zrobiła wszystko, co kreuje realną popularność w świecie klubowej elektroniki. W ubiegłym roku wydała debiutancki album "Comfort", dostarczając swoim fanom solidną porcję deep house'u, gatunku, w którym czuje się najlepiej. Maya Jane Coles wystąpi na Beat Stage 3 lipca.
Mela Koteluk
Mela Koteluk powraca na Open'era. W 2012 r. wydała swoją pierwszą płytę pt. „Spadochron”, którą okrzyknięto jednym z najgłośniejszych debiutów tamtego roku i która przyniosła wokalistce Fryderyki dla Debiutu i Artysty Roku. Muzyka Meli wypada z szufladek, jest poetycko, ale zadziornie, lirycznie i rockowo, a melodie ulotne z pogranicza popu i brzmień alternatywnych łobuzersko puszczają oko do eklektycznych konwencji. Wciągający i oryginalny klimat płyty zbudowały przestrzenne instrumenty i bezpretensjonalna narracja Meli. Przed karierą solową śpiewała w chórkach u Gaby Kulki oraz w zespole Scorpions (wystąpiła z nimi m.in. w Royal Albert Hall na 80-tych urodzinach Michaiła Gorbaczowa). Piosenki "Dlaczego drzewa nic nie mówią", "Melodia ulotna", "Wolna", "Działać bez działania" miały miliony odtworzeń na popularnym portalu video. W duecie z Czesławem Mozilem nagrała "Pieśń o szczęściu" – utwór promujący film "Baczyński" w reżyserii Kordiana Piwowarskiego. Mela aktywnie działa na rzecz popularyzacji muzyki na żywo: jest inicjatorką akcji wspierającej koncerty "Nie bądź dźwiękoszczelny", a także laureatką Nagrody Artystycznej Miasta Torunia im. Grzegorza Ciechowskiego. Mela powróci na Open'era już z materiałem z nowej, niezatytułowanej jeszcze płyty.
Metronomy
W cichej uliczce we wschodnim Londynie mieści się staromodne studio, miejsce pełne analogowego dźwięku i ciepłych, zakurzonych machin, w którym ambicje niezależnych artystów zmieniają się w klasyczne płyty. W ciągu ostatniego pół roku, to studio Toe Rag często odwiedzał pewien mężczyzna z lokami, który kończył w nim długo oczekiwany, czwarty album. Przyniósł ze sobą pasję do The Zombies i miłość do Love, a także entuzjazm do Sly and the Family Stone, tak wielki, że to aż śmieszne. Nie od dziś wiemy, że ten pan potrafi świetnie pisać piosenki i układać teksty, formując popowe melodie w fantazyjne kształty. Jego głównymi narzędziami były do tej pory syntezatory i komputery; w studiu Toe Rag postanowił wznieść je na wyżyny kompozycji. Ów pan to Joseph Mount z Totnes w hrabstwie Devon, wokalista i architekt Metronomy. Ich nowy album, "Love Letters", który ukazuje się 10 marca, już samym tytułem mówi wiele i o uczuciach, i o sposobach komunikacji, rzeczach, które zawsze były i zawsze będą. To nie przypadek. Ta płyta chce być ponadczasowa.
Po kilku niesamowitych latach, jakie przeżyli Metronomy, mają coraz większe na to szanse. Album z 2011 r., "The English Riviera", przyniósł słońce Zachodniego Wybrzeża USA do Wielkiej Brytanii, zdobywając wiele wyróżnień, w tym nominację do prestiżowej Mercury Prize. P "The English Riviera" została nazwana "wizjonerską" (NME), "egzotyczną" (Mojo), "stylową" (The Times), "objawieniem" (The Evening Standard), a magazyn o modzie i-D nawet określił zespół jako "pionierów". Wyprzedali koncert w prestiżowej londyńskiej sali Royal Albert Hall, zjeździli wzdłuż i wszerz Europę i Amerykę Północną; wiele zespołów po czymś takim spoczęłoby na laurach, ale nie oni.
Nowe utwory Metronomy są odważne i ambitne, ale pozostał w nich słodki smak, z którego zespół słynie. W chwytliwych melodiach czai się melancholia, a gdzieniegdzie można spotkać samotność. Na albumie znajdziemy też nowe muzyczne inspiracje. Żródłem pierwszego singla "I'm Aquarius" był album Diany Ross i The Supremes z 1969 r., "Let The Sunshine In", pełen psychodelicznych odlotów i pięknego "shoop-shoop" w chórkach. Mount prawie wyrzucił piosenkę z albumu, sądząc, że nie brzmi "jak on", ale potem zdał sobie sprawę, że jego styl zmienia się i dojrzewa w naturalny sposób. To był także dobry moment, by rozpocząć nową przygodę - pomyślał. Utwory z tej płyty przecierają nieznane do tej pory dla Metronomy szlaki, ale rezultat jest spektakularny. Jest tak, jakby dobrzy przyjaciele wzięli nas za rękę i poprowadzili w nowe miejsce.
MGMT
Ben Goldwasser i Andrew VanWyngarden założyli MGMT, wtedy jeszcze pod nazwą "the management", w 2001 roku na uniwersytecie Wesleyan. Ich muzyka była trochę żartem, a trochę parodią lukrowanego popu, który we wczesnych latach dwutysięcznych królował na liście Billboardu. Ich debiut "Oracular Spectacular" ukazało się na początku 2008 roku i od razu zaczął przynosić zespołowi rozgłos po obu stronach Atlantyku. Jak na ironię, "Oracular Spectacular" wspiął się na pierwsze miejsce amerykańskiej listy Billboardu dla debiutujących zespołów i do dziś pozostaje jednym z najbardziej uhonorowanych popowych albumów 21 wieku. Na towarzyszącej albumowi trasie po festiwalach i klubach dosłownie w każdym miejscu na świecie, MGMT dzielili scenę z Beckiem, Yeasayer, Radiohead, Florence And The Machine i Tame Impala.
Bez zbędnych ceregieli, duet zabrał się do nagrywania drugiego albumu. "Congratulations" ukazało się w kwietniu 2010, z miejsca lądując na drugim miejscu listy Billboard 200. Współproducentem tej introwertycznej, łagodnej, folkowo-rockowo-post-punkowej suity był alternatywny guru Pete Kember (Stereolab, Yo La Tengo, Panda Bear). Album na początku zadziwił i skonfundował fanów, którzy w końcu podążyli za zespołem, doceniąjąc, że uczciwie i stanowczo sprzeciwił się nagrywaniu popowego klonu debiutu w imię sukcesu komercyjnego.
Trzeci, imienny album zespół reklamuje jako "piosenki dla wszystkich, którzy czują się w codziennym życiu jak kosmici". Płyta jest dowodem na to, że MGMT skutecznie uciekają ze wszystkich gatunkowych szufladek, a jej psychodeliczno-popowe brzmienie pozwoli słuchaczom "wsiąknąć i zapomnieć o upływie czasu”. Takie same przeżycia - gwarantowane na Open’erze!
Misia Ff
Jeśli zespół, którego jesteś liderką, zdobył już najważniejsze wyróżnienia i rozpoznawalność na polskiej scenie muzycznej, a także poza krajem, czemu nie rozpocząć kariery solowej? W ten właśnie sposób, w zupełnie innej odsłonie, zaprezentowała się Misia Furtak, wokalistka Tres.b. Na potrzeby swojej własnej kariery mianowała się Misią Ff, a pierwsze własne wydawnictwo nazwała po prostu „Epka”. Za całokształt nagrania odpowiedzialny jest Leszek Biolik, basista Republiki i Wilków, od lat gromadzący imponujący dorobek jako producent muzyczny.
Pierwszym singlem promującym „Epkę” jest "Mózg", do którego muzykę napisała amerykańska artystka Rykarda Parasol (oryginalny tytuł:„Your Safety Is My Concern”), a polskie słowa napisała sama Misia Furtak. Krytycy widzą „Móxg” jako „przebojowy, radiowy - w dobrym tego słowa sensie - hołd złożony klasyce rocka niezależnego przełomu lat 80. i 90. Miłośnicy The Breeders, Pixies, Sonic Youth czy Becka nie powinni być zawiedzeni" . Piosenka została utworem roku Radia PIN, dobrze radziła sobie także na playlistach: Radiowej Trójki, Radiowej Jedynki czy Radia Roxy. Jest już także nominowana do Fryderyka '2013.
Już jako Misia Ff, wokalistka została uhonorowana Nagrodą Artystyczną Miasta Torunia im. Grzegorza Ciechowskiego za rok 2013.
Mooryc
Polska elektronika to od dawna świetny towar eksportowy, a kariera 33-letniego poznaniaka ukrywającego się pod pseudonimem Mooryc jest tego kolejnym przykładem. Za kilka miesięcy nakładem jednej z najważniejszych niemieckich wytwórni muzycznych BPitch Control ukaże się płyta jego projektu Eating Snow, który tworzy wspólnie z Douglasem Greedem. Eating Snow to zresztą tylko mały fragment działalności Mooryca. Prócz tego publikuje solowe wydawnictwa, remixuje, tworzy muzykę do filmów i przedstawień teatralnych, a nawet współpracuje z orkiestrą muzyki współczesnej. Mieszka w Berlinie.
MØ
Pseudonim artystyczny Karen Marie Ørsted brzmi MØ [mu], czyli „dziewica”. Ørsted nie pozuje jednak na niewinną panienkę, jest świadomą siebie młodą artystką. Dziecinną fascynację popem spod znaku Spice Girls połączyła z alternatywą i buntem Sonic Youth, Black Flag i Yeah Yeah Yeahs. Krytycy widzą w jej muzyce nawiązania tak do innej Skandynawki i koleżanki z Open’erowego line-upu Lykke Li, jak i do Lany del Rey czy Grimes. Po zjechaniu całego świata z electro-punkowym zespołem postanowiła odejść swoją drogą, na dobre w stronę elektroniki. Uzyskała wsparcie m. in. od Aviciiego i Major Lazer, któremu towarzyszyła na trasie koncertowej. Single: swingujący „Don’t Wanna Dance” i wyprodukowany przez Diplo taneczny „XXX 88” zwiastowały świetnie przyjętą debiutancką płytę „No Mythologies To Follow”, wydaną w marcu 2014. MØ jest znana z żywiołowych występów. Jeden z nich, pierwszy w Polsce, zaprezentuje na Open’erze.
Night Marks Electric Trio & Archeo
Night Marks Electric Trio to zespół zacierający granice pomiędzy hip-hopem, soulowym dziedzictwem, a najświeższymi brzmieniami muzyki elektronicznej. Muzycy zespołu - Adam i Marek - są absolwentami wydziału Jazzu w Katowicach, a wspomaga ich producent Spisek Jednego. Właśnie zakończyli prace nad debiutancką płytą, ale nim ta ukaże się na rynku, nakładem U Know Me Records, w czerwcu zostanie wydana EPka. Równolegle muzycy z Night Marks zostali zaproszeni przez Paulinę oraz Natalię Przybysz do pracy nad wspólnym projektem o nazwie Archeo, i efekt tego spotkania również zobaczymy na Open'erze!
Powiązane
Koncertomania poleca wydarzenia i koncerty w Kosakowie