Aktualności

14-12-2010-02:11:23

Kelis - "Flesh Tone"

Udostępnij! Tweetnij!

W połowie seansu z "Flesh Tone", czyli po raptem 20 minutach, zacząłem się zastanawiać, czy ja tej płyty słucham za karę? No bo dla przyjemności i z przyjemnością to na pewno nie.

Nie potrafię zrozumieć jak to się stało, że kobieta, która była prawdziwym zjawiskiem na scenie R&B przełomu wieków, nagle zdecydowała się na wydawnictwo w klimacie dance-house-pop. Rozumiem, że wielkie sukcesy Davida Guetty i Will.I.Ama, który jest obecnie wydawcą Kelis, mogły jej zaimponować, ale czy konieczne było od razu skopiowanie ich stylu kosztem własnego? Nie umiem znaleźć odpowiedzi na to pytanie, nie mogę za to pozbyć się wrażenia, że "Flesh Tone" powstało tylko i wyłącznie dla pieniędzy. Blisko dwa lata nagrań przyniosły raptem dziewięć piosenek, które zlewają się w jedną, schematyczną całość jakby żywcem wyjętą z list Top 10 popularnych telewizji muzycznych. Słychać tutaj echa dokonań The Black Eyed Peas, Ke$hy, Kid Sister, mało jest za to Kelis. W zasadzie dopiero zamykająca płytę ballada "Song For The Baby" przypomina nam o ogromnym talencie wokalistki.

Wniosek ostateczny, który nasuwa się po wysłuchaniu "Flesh Tone" jest dość oczywisty. Kelis powinna znowu spotkać się i nagrać coś z The Neptunes, może Raphaelem Saadiqiem, Dallasem Austinem, a co za tym idzie powrócić do prawdziwego R&B. Kiedyś udawało jej się łączyć wysoką jakość muzyki z przebojowością. Teraz mamy do czynienia z wtórnością i produktem, który w swoim zamierzeniu podbicia list rozminął się z oryginalnością, świeżością i najzwyczajniej w świecie klasą. Słabizna!


Sprawdź i kup bilet:



Udostępnij! Tweetnij!

TAGI: kelis