Aktualności

19-07-2011-17:06:38

Djerv - "Djerv"

Udostępnij! Tweetnij!

Charyzmatyczna śpiewająca pani o dość przerażającym wyglądzie, muzycy jej towarzyszący ewidentnie romansujący kiedyś z black metalem, alternatywnym metalem, industrialem, indie rockiem. Razem tworzą ciekawy zespół, wymagający jednak kilku szlifów.

Gdyby nie udział Agnete Kjjlsrud w nagraniu "Gateways" Dimmu Borgir, ciężej byłoby promować debiut Djerv. Gościnny występ wokalistki w kawałku bardziej znanych rodaków, jeśli daje handicap to chwilowo. Jedna linijka w CV może ustawić przyszłość, lecz w show-biznesie, niestety dla wielu, nie dzieje się tak często. Choć i tak zespół z Norwegii ma się czym chwalić. Matt Hyde (m.in. Slayer, Monster Magnet) i Daniel Bergstrand (m.in. Meshuggah, Behemoth) nie pracują z pierwszym lepszym debiutantem.

Ciekawy to twór ten Djerv. Gra muzykę niezbyt modną, która złote chwile miała parę lat temu, ale jest w kapeli coś frapującego. Diaboliczna Agnete, kojarzącą się z futurystyczną wersją Danuty Stenki z mrocznego thrillera, ewentualnie posępną wersją Szwedki Robyn, ma fajną barwę głosu i spore możliwości. Potężnie krzyczy jak przypalana żywym ogniem w dość przebojowym "Madman". Śpiewa też w nawiedzony sposób oraz delikatnie i spokojnie jak nastolatka na szkolnej akademii. Są w jej głosie echa Sandry z Guano Apes, zwłaszcza w melodyjnych refrenach. A gdy Norweżka się drze, to ciarki przechodzą. Bynajmniej nie jest to krzyk naznaczony taką płaczliwą pretensjonalnością, jak u pań z kapel metalcore'owych.

Wokal co chwila kroczy pod ramię z dość nisko brzmiącą, mocno przybrudzoną, rzężącą, zgrzytliwą gitarą, do tego lekko dysonansową niczym u norweskich kapel blackmetalowych. Aura jest głównie złowieszcza, ponura, trochę nasycona psychodelią. Dynamika piosenek, dość duża, lecz bez przesady. Dominuje rytmiczna miarowość. Czasami niestety jest dość topornie i nudnawo. Minusem głównym Djerv jest to, że nie ma haczyków, pierwiastków przebojowości. Nie wątpię, że dzięki charyzmie i energii Agnete, Djerv obroni się na żywo. Lecz promowanie ich w radiu jest zadaniem trudnym. Najlepsze do tego celu "Madman" czy "Headstone" mają zadatki na to, by zaistnieć na antenie. Wymagają jednak retuszy.

Potencjał w Djerv tkwi duży. Dostrzegła go polska wytwórnia Mystic, która wydała album u nas i w Czechach. Brawa za odwagę. I życzę firmie, aby moje narzekania zupełnie się nie sprawdziły. Bo, co podkreślam po raz kolejny, Djerv to na pewno ciekawy zespół.


Udostępnij! Tweetnij!

TAGI: