Aktualności

23-09-2011-16:53:17

Pete Yorn - "Pete Yorn"

Udostępnij! Tweetnij!

Czasami warto słuchać starszych. Pete Yorn posłuchał Franka Blacka i dobrze na tym wyszedł. Zmienił oblicze, lecz w sposób wiarygodny i przekonujący.

Okoliczności powstania płyty to temat na ciekawy reportaż. Pani z wytwórni zasugerowała Yornowi, by do produkcji zaprezentowanych jej parę lat temu piosenek rozważył lidera Pixies. Słowo padło, sprawa ucichła. Później Pete odebrał mail od starszego kolegi, w którym napisał mu "Let's rock!", i zaprosił do domowego studia w Salem, w stanie Oregon.

Nazwa Salem kojarzy się z czarownicami (choć z nimi związane jest miasto pod taką nazwą w stanie Massachusetts), ale w studiu czarów nie było. Black nie chciał bogatych aranżacji, wielu warstw. Miało być prosto, surowo, garażowo. Miała być słyszalna osobowość Yorna. Pete akurat zapadł wtedy na grypę, lecz lidera Pixies to nie wzruszyło. Walcząc z wirusem, przez pięć dni Yorn nagrał piosenki, którym brzmienie nadała legenda alternatywy. Czuć w nich emocje zmagania się z niemocą, lecz przede wszystkim emanuje z nich ogromna energia.

Kto by się spodziewał Yorna łojącego jak potomek Lou Reeda, Neila Younga i... Pixies. Wciąż ma jednak w głosie popową melodykę, która zamieszkała obok gitarowego rzężenia rodem z zatęchłego garażu. Do dynamicznego oblicza Pete'a przyzwyczajamy się jednak szybko. Zapewne
sekret kryje się w tym, co o Blacku mówił Yorn: "On ma nieprawdopodobną umiejętność wydestylowania z piosenki tego, co najlepsze". Nie zawsze mu się to udaje, ale w tym przypadku odniósł sukces.

Yorn dał fanom na Starym Kontynencie prezent w postaci dodatkowej piosenki, niezłej "Favourite Song". Warto też wspomnieć o udanej przeróbce "Wheels" The Flying Burrito Brothers. "Pete Yorn" to album równy, na którym nie ma kandydatów na wielkie przeboje. Ale to nie umniejsza jego oceny, a tym bardziej przyjemności z słuchania. "Jest w tej muzyce potężna moc" - mówił Yorn. Ma rację, jest. Rockowa moc. Warto przejść na jej stronę.


Udostępnij! Tweetnij!

TAGI: