Aktualności

27-10-2011-21:41:17

Lou Reed & Metallica - "Lulu"

Udostępnij! Tweetnij!

Lars Ulrich odrzucił współpracę przy "Kill Billu" ponieważ wystraszył się scenariusza Quentina Tarantino. Jakim cudem nie wystraszył się "Lulu", nie mam pojęcia.

Przyznam, że początkowo byłam pełna optymizmu co do współpracy metalowych gwiazd i nowojorskiej legendy. W końcu trzeba mieć jaja, by się na taki krok zdecydować, poza tym potencjał był i to całkiem spory. Pierwsze wątpliwości pojawiły się wraz z informacjami, że "Lulu" to dzieło zainspirowane kontrowersyjnymi sztukami niemieckiego ekspresjonisty Franka Wedekinda, których główną bohaterką jest upadła tancerka Lulu. Zwiastujące "The View" z Reedem melorecytującym "I wanna see your suicide" na tle rozbieganych riffów, tylko pogorszyło sprawę.

Zarówno Lou Reed, jak i Metallica uprzedzali, że to coś zupełnie innego od tego, co zazwyczaj tworzą, coś, czego nie robili do tej pory. Jednocześnie zapewniali, że to najlepsza rzecz, jaką stworzyli i generalnie wychwalali pod niebiosa siebie nawzajem i cały album. I ja im wierzę. Wierzę, że oni sami wierzą w to, co mówią. Nie zmienia to faktu, że "Lulu" jest rzeczą niestrawialną. Nie złą, słabą, rozczarowującą - N-I-E-S-T-R-A-W-I-A-L-N-Ą! To półtoragodzinny, jazgotliwy rzyg.

Album spełnia wszystkie najgorsze obawy. Metallica atakuje gitarami i perkusją w raczej typowy dla siebie sposób, a Lou umęczonym i męczącym głosem... mówi. Czasem objawi się James Hetfield wykrzykujący kilka słów, przemkną też jakieś zalążki melodii ("Iced Honey"), jest jakaś thrashowa galopada ("Mistress Dread"), a nawet momenty wyciszenia (w zasadzie całe acz w szczególności druga polowa 20-minutowego "Junior Dad"). Trudno tu jednak nawet mówić o utworach, kompozycjach, dzieło wypełniają bowiem połączone bez ładu i składu pomysły na utwory i szkice kompozycji. Momentami całkiem niezłe, zdecydowanie wymagające jednak porządnej obróbki, a przede wszystkim osadzenia w innym kontekście. Ponadto, przez monolityczne, toporne brzmienie nie sposób się przebić. Głowa zaczyna boleć już w trakcie trwania pierwszej płyty, a przecież "Lulu" to dwa krążki. I proszę nie rozumieć mnie źle. Ja nie spodziewałam się chwytliwych, metalowych piosenek. W pełni zdaję sobie sprawę, że to twór całościowy, któremu należy poświęcić sporo czasu i uwagi. Mimo wielu godzin spędzonych z tym materiałem w skupieniu, czytając wydrukowane teksty, nadal mogę tylko powiedzieć, że to muzyczny bełkot, teksty natomiast - delikatnie rzecz ujmując - są niepokojące. Może gdyby zrobić z tego spektakl, albo skrócić do pół godziny, moglibyśmy mówić o awangardzie, w takiej formie to - powtórzę - coś niestrawialnego.

Ponieważ jednak optymistycznie patrzę na świat, próbuję znaleźć także plusy w "Lulu". I wydaję mi się, że po takim artystycznym wypróżnieniu, jest szansa, że Metallica nagra drugie "Kill 'Em All". Właśnie za tę rozbudzoną nadzieję, nie daję najniższej noty.


Udostępnij! Tweetnij!

TAGI: