Aktualności

26-05-2012-19:24:12

Carrie Underwood - "Blown Away"

Udostępnij! Tweetnij!

Carrie Underwood nie wydaje płyt co rok. Nie świeci też ciałem na okładkach pism plotkarskich. Skupia się tylko na tym, aby być lepszą artystką i z każdym kolejnym dziełem dokumentować swój muzyczny progres.

"Blown Away" to raptem czwarty album 29-latki, która w 2004 roku wygrała amerykańskiego "Idola". Album zdecydowanie najbardziej dojrzały i w najbardziej dobitny sposób ukazujący jej rozwój. Carrie nie tylko jest współautorką większości tekstów, czuwała również nad produkcją, pomagając Markowi Brightowi. Ten czarodziej brzmień pop-country po raz kolejny pokazał, że nazywanie tej muzyki gatunkiem dla amerykańskich prowincjuszy dawno przestało mieć rację bytu. Bo to country jest u Underwood niczym folk dla Fleet Foxes, sposobem na zaprezentowanie swojej odrębności, oryginalności, a może przede wszystkim tożsamości. Przecież nie byłoby żadnym problemem dla artystki sięgnąć po dużo nowocześniejsze, taneczne brzmienia i wylansować dziesięć bliźniaczo do siebie podobnych hitów na Billboard. Nie, ona woli bardziej intymnymi, melodyjnymi piosenkami zdobywać uwagę. I niezależnie czy wyśpiewuje zmysłowe ballady czy też brzmiące trochę piknikowo kawałki do zabawy, wypada w nich świetnie. Warto też docenić, że aranżacje są tak ciekawie zbudowane, aby można je było dodatkowo rozwinąć w repertuarze koncertowym. Absolutnie niczego im nie brakuje, wszystko jest na miejscu, ale bez trudu można sobie wyobrazić uzupełnienie o dodatkowe instrumenty. W efekcie słuchacz w warunkach domowych nie czuje się przytłoczony, a seans z płytą to prawdziwy relaks. Tylko momentami za rzewne fragmenty sekcji smyczkowej trochę psują efekt, ale to jedynie mała rysa na szkle. Idę o zakład, że w Europie płyta przepadnie z kretesem, za to Amerykanie pokochają ją tak mocno, jak kiedyś pokochali Faith Hill czy Shanię Twain. Popularne głównie w drugiej połowie lat 90. artystki doczekały się godnej zastępczyni.


Udostępnij! Tweetnij!

TAGI: