Aktualności

17-08-2012-01:22:52

Bloc Party - "Four"

Udostępnij! Tweetnij!

Gdyby każdy zespół po dłuższym rozstaniu nagrywał tak udane płyty, należałoby tę praktykę usankcjonować ustawowo.

Bloc Party oficjalnie się nie rozpadli, ale zamilkli na parę lat pozwalając wokaliście wyszaleć się solo. Teraz wracają ze świetnym, bardzo rockowym albumem.

Przyznam, że mimo obiecującego występu Anglików na Open'erze nie spodziewałam się, że "Four" będzie aż tak dobrym wydawnictwem. Potężne, mięsiste riffy, metaliczne brzmienia, rozedrgany bas, przeszywający wokal Kelego Okereke, mocna, wyrazista perkusja. Dużo surowizny, mroku, podskórnej nerwowości. Chwilami robi się bardzo hałaśliwie, niemal wściekle, jest jednak też miejsce na subtelne, bardziej liryczne momenty ("Day Four", "Truth"). Przede wszystkim jednak to płyta szalenie ciekawa, złożona, wypełniona dźwiękowymi i kompozytorskimi niespodziankami ("Team A" to równie karkołomna co fascynująca rzecz), różnorodna. Bardziej niż na melodie, chwytliwe refreny, Bloc Party postawili na rockowy charakter oraz gitarową siłę rażenia (riff w "Kettling" brzmi niemal metalowo a finał skądinąd znakomitego "Coliseum" to iście noise'owa wichura). Jest w tym pewien dramatyzm, histeria, czasem wokalna egzaltacja ("3x3"), ale udało się uniknąć nadęcia i patosu. Innymi słowy, fani Muse zawiedzeni kierunkiem, jaki obrało trio, na pewno znajdą tu coś dla siebie.

Można mieć zastrzeżenia, że brakuje choćby kilku bardziej nośnych piosenek, numerów, które z miejsca zapadły w pamięć, zachwyciły. Ważniejsze jednak, że "Four" broni się jako całość. To album, który po wielu przesłuchaniach wciąż odkrywa się na nowo, płyta, która nie przestaje zaskakiwać swą mocą i udowadnia, że w Bloc Party drzemie olbrzymi potencjał.


Udostępnij! Tweetnij!

TAGI: