Aktualności

10-02-2014-22:56:51

Cochise - "118"

Udostępnij! Tweetnij!

Bardzo, bardzo chciałabym napisać, że "118" to kandydat do polskiej płyty ro(c)ku. Niestety, nie mogę.

Owa zaczepna deklaracja z wstępu wynika z tego, że jestem trochę zła na Cochise. Jestem wierną i oddaną fanką takiego grania. Uwielbiam grunge'owy brud, mrok i groove-meatlowe inspiracje. Podoba mi się kiedy gitary brzmią tak miękko a zarazem chropowato. Fajnie wypadają niskie strojenia, burczący bas i cały ten przesterowany, dźwiękowy gąszcz. Wszystko, co czerpie z lat 90. biorę w ciemno i zupełnie mi nie przeszkadza, że co chwilę mam w głowach skojarzenia z Alice in Chains, Pearl Jam (gitary) i Life of Agony (wokal niczym młody, gniewny Keith Caputo nim stał się panią Miną), czasem nawet Type O' Negative.

Do tego, trzeba zaznaczyć, że Paweł Małaszyński i spółka potrafią pisać naprawdę dobre utwory. "Destroy The Angels", "White Garden" czy "Dead Love" to rasowe, solidne, numery, przy których człowiek od razu ma ochotę wyciągnąć stare Martensy i pobiec na koncert. Kawałki świetne do rockowych rozgłośni, z charakterem, wyraziste, ale i z przebojowym potencjałem, a w wersji live na pewno porywające. Małaszyński jest naprawdę niezłym wokalistą, choć nad akcentem mógłby popracować. Nie można też muzykom odmówić szczerości i zaangażowania. Na "118" słychać radość tworzenia i muzykę płynącą prosto z serca. Wszystko więc niby gra i buczy, z jednym wyjątkiem. Produkcja nowego krążka Cochise to jakiś koszmar. Materiał wypada archaicznie i jeśli takie było założenie, był to chybiony pomysł. Brakuje poweru, miażdżących, sonicznych ataków, gitarowej chłosty, wylewającego się z głośników testosteronu, selektywności i najzwyczajniej współczesnego podejścia do nagrywania. Nie chcę być zbyt surowa, bo muzycznie naprawdę jest bez zarzutu, ale niektóre fragmenty brzmią po prostu amatorsko.

Rozumiem, że Cochise nie mieli do dyspozycji Nicka Raskulinecza (odpowiedzialnego m.in. za ostatnie albumy Alice In Chains), ale nie wierzę, że przy dostępnych technologiach, przy tym, jak realizowane są inne rockowe i metalowe płyty w Polsce, nie można było "118" wznieść na wyższy poziom i wycisnąć z Cochise esencji gitarowego grania. Wtedy bez wahania pisałabym o płycie ro(c)ku.


Udostępnij! Tweetnij!

TAGI: