Recenzja

30-04-2010-14:01:02

Deftones - "Diamond Eyes"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Miało być ostro i agresywnie. Obiecywali, że będzie jak na "Around the Fur". Oczywiście przesadzili, ale i tak nagrali kapitalną płytę.

Pomimo okoliczności, w jakich powstawał materiał (z nowym basistą, po tym jak w śpiączkę zapadł Chi Cheng), dzieło nie jest mroczne czy przygnębiające, jak można by przypuszczać. Wręcz przeciwnie, z niektórych nagrań aż bije optymizm. Całość jest natomiast znakomita warsztatowo (to, co wyczynia Chino Moreno jest chwilami niesamowite), bardzo spójna i dojrzała.

Nie jest tak wściekle, jak może życzyliby sobie fani, ale jest za to bardzo ciężko, chwilami wręcz topornie. Niemal każdy potężny riff (a jest tu co najmniej kilka prawdziwych perełek) pięknie łączy się z zgrabną, czasem wręcz kołysankową melodią i ładnym śpiewem Chino, czego dowodzi chociażby otwierający zestaw numer tytułowy czy "Sextape" (bardziej przypominające dokonania pobocznego projektu wokalisty, Team Sleep). Trzeba więc na początek pogodzić się, że nowy longplay jest jeszcze bardziej melodyjny niż dotychczasowe dokonania formacji z Sacramento. Co nie znaczy, że muzycy wyzbyli się swych charakterystycznych elementów. Wciąż mamy wirujące rytmy, zabawy tempem, nieco wrzasków (choć łagodniejszych niż zazwyczaj), zniekształcone wokale i skomasowane, hałaśliwe zagrywki (wszystko znajdziemy w bardzo udanym "Prince"). Zespół porzucił elektroniczne eksperymenty znane z "Saturday Night Wrist", koncentrując się na gęstym gitarowym brzmieniu, co zaowocowało kilkoma gniewnymi, nasączonymi groove'em fragmentami, jak "CMND/CTRL". Najczęściej mamy jednak typowy dla Deftones mariaż przebojowej kompozycji z przygniatającym riffem (genialne "You've Seen the Butcher", singlowe, reprezentatywne dla całości "Rocket Skates"czy piękne "Risk").

Wielkim bohaterem wydawnictwa jest osoba producenta, Nicka Raskulinecza. Dzięki niemu, perkusja buduje niesamowitą przestrzeń, a nisko strojone gitary fantastycznie zagęszczają atmosferę, tworząc krystaliczno-monolityczne numery.

Deftones to jednak nie tylko świetnie dobrane dźwięki. Jak zwykle ważne są emocje, którymi Moreno coraz wprawniej operuje. Potrafi być czuły i delikatny, by po chwili sączyć jad i wykrzykiwać wniebogłosy. Dzięki jego abstrakcyjnym tekstom i zaangażowanym interpretacjom, utwory zyskują głębszy wymiar, a "Diamond Eyes" staje się dziełem pełnym, kompletnym.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: deftones