Recenzja

27-08-2012-20:32:58

Jula - "Na krawędzi"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Nauczony latami doświadczeń, włączając kolejny album z muzyką pop-rockową w wykonaniu młodej polskiej wokalistki, nie mam żadnych oczekiwań. Może poza jednym. Po prostu przesłuchać całość bez zgrzytania zębów i łapania się za głowę z pytaniem - czy ja tego słucham za karę?

Do "Na krawędzi" podszedłem dokładnie tak samo. Julę kojarzyłem tylko z megahitu "Za każdym razem", który już od kilku długich tygodni regularnie proponują nam rodzime stacje radiowe i telewizyjne. Niby trochę w stylu Ewy Farny, ale na poziomie, bez wątpienia. I na dobrą sprawę, za cały album można by wystawić taką cenzurkę. Nie jest to wydawnictwo przesadnie odważne, hiperodkrywcze, zachwycające maestrią instrumentalistów czy głębią w tekstach. Te ostatnie trącą banałem, ale z drugiej strony, skoro opisują proste, codziennie, zwykłe uczucia i mogą się z nimi identyfikować tysiące słuchaczy, to czy to jest wada? Chyba nie. Bo przecież po płytę Juli nie sięgną fascynaci twórczości PJ Harvey czy Nosowskiej, lecz raczej odbiorcy telewizyjnej VIVY i Radia Eska. I jeśli spojrzymy na longplay pod tym kątem, mamy pop bijący na głowę to, co robiła Gosia Andrzejewicz i z tekstami o stokroć lepszymi od takiej Ke$hy na przykład. Jula jest autentyczna, bezpośrednia, zawieszona pomiędzy zbuntowaną nastolatką, a świadomą swoich potrzeb i uczuć młodą kobietą. Nie sili się na za trudne wokalizy, nie wymaga od producentów przesadnego eksperymentowania. I co najważniejsze przygotowała materiał, który chociażby ze względu na długość, nie męczy słuchacza. Jak na polski pop dla komercyjnych rozgłośni, to już naprawdę bardzo, bardzo dużo.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: jula