Recenzja

09-10-2018-00:40:44

Behemoth - I Loved You At Your Darkest

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Ocena:

Polskie trio z Behemotha powróciło z nowym, świeżutkim wydawnictwem (premiera 5 października) i nie ukrywam, że wyjątkowo namiętnie czekałem na następcę „The Satanist” – albumu, którym Nergal z ekipą pośrednio nawiązali do swoich korzeni – nieprzekombinowanego black metalowego łojenia.

Osobiście mi ów powrót do stylistyki muzycznej z pierwszych wydawnictw Behemotha przypadł do gustu. Dlatego po „I Loved You At Your Darkest” spodziewałem się kolejnej porcji black metalowego grania, chociaż nigdy nie ukrywałem, że moje ulubione dzieci muzyczne Behemotha to płyty, na których umiejętnie połączyli czarne klimaty z death metalową precyzją i mocarnym brzmieniem, jak na „Thelema 6”czy „Demigod”.

Sam Adam Darski też wydawał się być może nieco zmęczony obraną stylistyką. Na szczęście Nergal dał upust swoim zgoła innym muzycznym ciągotom w projekcie Me And That Man i polskie trio do prac nad następcą „The Satanist” zasiadało wiedząc już, w jakim kierunku podąży ich nowe uderzenie muzyczne. Nie ma zawodu – „I Loved You At Your Darkest” to naprawdę zacna pozycja w bogatym katalogu zespołu (jedenasty album studyjny Polaków).

Rozkoszując się dźwiękami nowego Behemotha siłą rzeczy miałem czas na przejrzenie rozlicznych recenzji albumu. W przeciwieństwie do niektórych recenzentów album niczym mnie nie „zaskakuje” – ani dziecięcymi chórkami znajdującymi się w kilku utworach (np. otwierający płytę „Solve”, czy „Bartzabel”), ani melodyjnymi wtrętami, jakie można doskonale usłyszeć w jednym z moich ulubionych utworów na „I Loved You At Your Darkest” – „Havohej Pantocrator”. Swoją drogą ten utwór i klimat wplecionych w niego melodii bardzo przypomina mi wszechogarniające uczucie rozpaczy obecne na „Atoma” Szwedów z Dark Tranquility. Zaskoczeni nowym Behemothem mogą być chyba tylko fani Eltona Johna. Behemoth po prostu ewoluuje dyskretnie w ramach stylu, jaki uprawia.

Jeżeli chodzi natomiast o stronę warsztatową albumu to jest znakomicie. Chłopaki nie kombinują, stawiają na sprawdzoną black metalową motorykę – Inferno sunie, aż miło, a sama perkusja wydaje się być nieco bardziej na pierwszym planie, w porównaniu do poprzednika, „The Satanist”. Gitarowo też jest bardziej czytelnie – słychać, że riffy nie są wymuszone i doskonale poświadczają wczesne dziedzictwo muzyczne Behemotha. Jednocześnie na albumie czuć wiele przestrzeni, zwłaszcza w instrumentalnych, wolniejszych partiach – i tu znów słyszę Dark Tranquility z „Atoma” (w mocno niedocenianym „We Are The Next 1000 Years”).

Nowy album jest logiczną konsekwencją poprzednika i mocnym podkreśleniem black metalowych korzeni polskiej załogi, a jednocześnie chyba najbardziej przystępnym dla potencjalnych nowych fanów. Można brać w ciemno.


Lista utworów:

  1. 1. Solve00:02:04
  2. 2. Wolves ov Siberia00:02:54
  3. 3. God = Dog00:03:58
  4. 4. Ecclesia Diabolica Catholica00:04:49
  5. 5. Bartzabel00:05:01
  6. 6. If Crucifixion Was Not Enough...00:03:16
  7. 7. Angelvs XIII00:03:41
  8. 8. Sabbath Mater00:04:56
  9. 9. Havohej Pantocrator00:06:04
  10. 10. Rom 5:800:04:22
  11. 11. We Are the Next 1000 Years00:03:23

autor: Maciej Chrościelewski / koncertomania.pl

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: behemoth