Recenzja
Taylor Swift - "1989"
Podziel się na facebooku! Tweetnij!Taylor Swift jest młoda, ładna, pewna siebie, wyszczekana, wesoła, pełna energii. Taka też jest jej nowa płyta.
Na krążku "1989" wokalistka wywodząca się z nurtu country postanowiła całkowicie nawrócić się na pop. Sięgnęła więc po syntetyczne dźwięki, migoczącą elektronikę, beaty, chwytliwe refreny z chórkami. Na szczęście z umiarem.
Piąty longplay Amerykanki to nie płyta taneczna, klubowa, lecz na wskroś popowa. Zgrabna, melodyjna, subtelna, czasem, w bardziej balladowych fragmentach, lekko hollywoodzka. Piosenki są dziewczęce, kolorowe, pełne młodzieńczego uroku i energii. Swift nie jest jednak cukierkową, pastelową panną. 24-latka jest zadziorna, nawet kąśliwa, ma w sobie coś z łobuziary, stąd jej utwory mają charakterek. W tekstach jak zwykle opowiada o problemach młodych kobiet, o związkach, acz nie są to ckliwe, omdlewające historie o miłości po wsze czasy. Przede wszystkim Taylor ma naprawdę dobry głos i pisze przebojowe kompozycje. "Shake it Off", "I Wish You Would" nieco w stylu Haim, mocno synthpopowe "New Romance" z edycji deluxe to po prostu świetne popowe piosenki.
Taylor Swift postawiła na inne środki wyrazu, ale pozostała sobą. Udowodniła, że jest wszechstronną artystką, ale przede wszystkim, że jest Taylor Swift.