Recenzja
The Ting Tings - "Super Critical"
Podziel się na facebooku! Tweetnij!Nie łudźmy się, mało kto z utęsknieniem wyczekiwał tego krążka. The Ting Tings byli modni w 2008 roku. Nic dziwnego, że o ich trzecim albumie - "Super Critical" - niewiele się mówi. Bo właściwie nie ma o czym.
Pierwsze skojarzenia, jakie nasuwają się przy odsłuchu (ledwie 31 minut), to brokat na wąsach, lakier do włosów i bufiaste rękawy. Brytyjski duet garściami czerpie ze stylistyki disco, w końcu za produkcję odpowiada Andy Taylor z Duran Duran. Singel "Wrong Club" brzmi jak żywcem wyjęty z dyskografii Bee Gees. Klimat retro potęgują chórki i wstawki z trąbkami i saksofonem. W tytułowym numerze pojawia się funkowy riff charakterystyczny dla Prince'a czy Nile'a Rodgersa. Duet zdecydował się również na zwrot w stronę lat dziewięćdziesiątych - "Failure" wyraźnie nawiązuje do topornego, imprezowego europopu.
The Ting Tings zadbali, by longplay "Super Critical" był przebojowy i porywał do tańca. Jednak mając w pamięci eklektyczną kompilację "Sounds From Nowhereville", zdamy sobie sprawę, że nowe dzieło jest dość trywialne. Trudno wybrać wyróżniający się numer, bo cały materiał rozczarowuje powierzchownością i ciągłym mieleniem tych samych motywów.
W tym roku na sklepowe półki trafiła jedna znakomita wariacja na temat lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. La Roux albumem "Trouble in Paradise" zdemolowała listy przebojów i klubowe parkiety. Skoro mamy w zanadrzu tak doskonałe dzieło, sięganie po "Super Critical" po prostu traci sens.