Recenzja

08-03-2009-23:45:14

Steven Wilson - "Insurgentes"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Steven Wilson to niewątpliwie jeden z najbardziej płodnych artystów i to nie tylko na progresywnym poletku. Zdawać by się mogło, że rozmaite projekty, w które się angażuje wyczerpały jego kreatywne możliwości. Nic bardziej mylnego. Znany najbardziej z Porcupine Tree muzyk ma jeszcze wiele i - co ważne - ciekawego do powiedzenia, czego dowodzi "Insurgentes".

O dziwo, "Insurgentes", to pierwszy solowy album wszechstronnego artysty. Nie jest to jednak prosta zbieranina dotychczasowych doświadczeń. Oczywiście jego kruchy, delikatny głos pozostaje taki sam, jednak muzycznie Wilson zabiera słuchacza w rozmaite, często odległe od siebie miejsca. Czasem są to dość ciepłe, smyczkowe pasaże, kiedy indziej niemal postmetalowe, szalenie ciężkie zagrania, nie brak też elektronicznych, industrialnych wyziewów. Anglik z niesłychanym wyczuciem kontrastuje punkty mocne z tymi subtelnymi, melodię z otwartą strukturą, hałas z ciszą, nerwowy rytm z błogim śpiewem, kojące wyciszenie z niepokojącą atmosferą. Znakomicie stopniuje dramaturgię oszczędnie używając środków i z umiarem aranżując kompozycje.

Płyta potrafi być naprawdę bardzo, bardzo głośna. Do tego stopnia, że kiedy włączyłam ją sobie do snu, któryś z kolejnych kawałków mnie obudził. Ostatnio podobna sytuacja zdarzyła mi się przy okazji "The Age of Nero" blackmetalowego Satyriconu.

Przede wszystkim "Insurgentes" to rzecz piękna. Daleko wykraczająca poza granice rocka progresywnego, z którym Wilson jest kojarzony. Zaskakująca, wrażliwa, piękna.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!