Recenzja

10-03-2009-14:32:52

Armagedon - "Death Then Nothing"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Z powrotami po latach bywa różnie. Armagedon wrócił w naprawdę dobrym stylu. "Death Then Nothing" można z dumą prezentować na świecie, gdyż jest to death metal wysokiej próby.

Trzy czwarte składu sprzed lat, czyli Sławek (Slavo) i Krzysiek (Krizz) Maryniewscy oraz Tomek "Sooloo" Solnica, dwóch nowych muzyków - znany fanom rodzimego death metalu z Lost Soul perkusista Adam Sierżęga i gitarzysta Rafał "Ra.V" Karwowski - to nowe wcielenie Armagedon. Slavo, Krizz i Sooloo zaczynali jeszcze w latach 80. XX wieku, więc pamiętają początki death metalu nad Wisłą. Po wydanym w 1993 roku debiutanckim albumie "Invisible Circle" wróżono, że Armagedon może zamieszać na Zachodzie. Niestety, rok później zespół zniknął ze sceny na kilkanaście lat. Ale na "Death Then Nothing" słychać, że trzon grupy nie zapomniał, jak się gra dobry death metal. Przygniatające gitarowe riffy, świdrujące uszy szybkie solówki, głęboki growling, szalone tempa, miażdżące jak walec zwolnienia, posępny klimat. Wszystkie znaki firmowe gatunku znajdziemy na "Death Then Nothing". Do tego dochodzą doskonale pasujące do nastroju partie fortepianu na początku i na końcu albumu oraz klimatyczne klawiszowe wstawki (choćby w znakomitym "Seeing Is Believing", w którym słychać również trącący Orientem czysty wokal i smyczki, czy "Emptiness Beyond Believe"). Trzydzieści kilka minut przemyślanego, deathmetalowego Armagedonu, podanego ze znakomitym brzmieniem, do którego przyczynił się w swoim studiu Szymon Czech. Być może w death metalu nie ma już za wiele do wymyślenia, ale to nie znaczy, że nie da się tej muzyki grać dobrze i ciekawie. Armagedon dowiódł, że się da. Życzę im wielu następnych płyt na podobnym lub wyższym poziomie.

Dzięki "Death Then Nothing" przeżyłem miłą podróż sentymentalną. Odgrzebałem demo "Dead Condemnation" sprzed prawie dwóch dekad. Sześć numerów, 22 minuty. Brzmieniowo wydawnictwa dzielą lata świetlne, ale już na demówce Armagedon pokazał, że wie na czym polega dobry death metal, a kawałka "Fate" do dziś słucha się świetnie. Fajne czasy, gdy dobrej muzy było mnóstwo, fani i twórcy byli bliżej siebie, piwo może gorsze jakościowo, ale lało się nie mniejszymi strugami niż dziś, muza była trudniejsza do zdobycia i przez to smakowała wyjątkowo. No i miało się 20 lat mniej...

Podziel się na facebooku! Tweetnij!