Recenzja

12-03-2009-18:09:22

Beirut - "March of the Zapotec and Realpeople Holland"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Nowojorczyk, meksykańskiego pochodzenia Zach Condon porzucając w wieku 19 lat dom rodzinny i tym samym ambicje o dalszej edukacji szkolnej postanowił udać się do Europy w poszukiwaniu inspiracji. Bakcyla załapał pewnego wieczoru trafiając do nocnego lokalu we Francji, gdzie zachłystuje się po raz pierwszy muzyką bałkańską i cygańską.

Tym sposobem w 2006 roku rodzi się debiut projektu Beirut "Gulag Orkestar", na którym Zach daje upust właśnie tym brzmieniom. Rok później pojawia się płyta "The Flying Club Cup", czym z kolei oddaje hołd miejscu inicjacji muzycznej - cofając się w czasie do wczesnych lat XX wieku i kłaniając się poszczególnym francuskim miastom. Na najnowszej zaś produkcji otwarcie przyznaje się do swoich meksykańskich korzeni.

"March of the Zapotec and Realpeople Holland", to dwie EP-ki. Na pierwszym krążku dochodzi do jego spotkania z 19-osobową, meksykańską orkiestrą pogrzebową i myślę, że prawdziwi mariachi byliby usatysfakcjonowani tymi kompozycjami. Na drugiej zaś, gdzie występuje już jako Realpeople Holland nasz utalentowany muzyk z całym swoim klimatycznym zapleczem neo-folku, wkracza z impetem na dyskotekowe parkiety, odwołując się do elektronicznego popu, a także "kosmicznej" muzyki z lat 70. i 80 i mocno tym zwrotem akcji zadziwia.

Nad obiema propozycjami Beirutu, cały czas unosi się owa baśniowość, którą można uchwycić na filmach choćby Kusturicy, którą Zach czaruje od początku. Jego muzyka, tak jak on sam jest cały czas w drodze - czerpiąc z istniejących tradycji, próbuje odkryć coś swojego. Dla jednych propozycje Beirutu, mogą być po prostu zwyczajnymi ciekawostkami, dla innych zaś genialnymi aranżacjami - nikt zaś nie ośmieli się podważyć ukrytej duchowości i piękna, drzemiących w każdym pojedynczym dźwięku.

Chłopak jest młody, ale już mocno stąpający po ziemi. Chce tworzyć muzykę najlepiej, jak potrafi. Niepotrzebny mu blichtr, marketingowe ściemnianie, może nawet obejść się bez wielkich plenerowych koncertów - tak jak miało to miejsce rok temu, gdy zrezygnował z zaplanowanej trasy koncertowej po Europie, miedzy innymi mającej zahaczyć o Open'era w Gdyni, podając jako jedyny argument, że nie jest w stanie zadbać o odpowiednią jakość swoich kompozycji... Taka postawa o czymś świadczy. Zach Condon, to artysta z krwi i kości.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!