Recenzja

06-04-2009-03:58:38

Kings of Leon - "Only by the Night"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Niespełna półtora roku po bardzo udanym "Because of the Times" Kings of Leon atakują nas nowym krążkiem. Nie jest to jednak atak pełnymi siłami, których muzykom jakby trochę zabrakło.

"Only by the Night" to najpoważniejsze dzieło w historii zespołu. Bracia Followill najwyraźniej dojrzeli i zapragnęli dodać do swojej muzyki trochę intrygujących spostrzeżeń natury społecznej i międzyludzkiej. To jak najbardziej na plus - Caleb umie pisać w sposób inteligentny, otwierać się przed słuchaczem, nie popadając przy tym w przesadną ckliwość i sprytnie uciekając przed nieznośnym ekstrawertyzmem.

Szkoda tylko, że niekiedy w głosie brakuje mu wystarczającej ekspresji, siły, co w połączeniu z trochę ułagodzonymi kompozycjami sprawia wrażenie, jakby czegoś brakowało. Czego dokładnie? Brudu! Brudu, kurzu, żywiołowości pozbawionej studyjnego liftingu.

Może się czepiam, ale liczyłem, że płyta wręcz rozsadzi na strzępy mój odtwarzacz. Tymczasem co najwyżej mocno nim zachybotała, w kilku momentach (genialne "Sex On Fire" i "Be Somebody" - odważnie wyspiarskie, wręcz szokująco wyspiarskie jak na amerykańską kapelę) potrząsała, ale koniec końców pozostawiła go bez żadnych uszkodzeń. Zupełnie obiektywnie jest to kawał dobrego rocka, ale subiektywnie podchodząc - czegoś mi brakuje.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!