Recenzja

06-05-2009-17:12:18

The Horrors - "Primary Colours"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

"Koniecznie zaopatrzcie się w nową płytę The Horrors, "Primary Colours". I to już!" Te słowa wyjął mi z ust niejaki Trent Reznor, lider Nine Inch Nails, który znalazł się w rozrastającym się gronie osób zachwyconych dziełem Anglików. A trzeba być głuchym, by się w nim nie znaleźć.

Ten album ma wszystko, czego trzeba. Brzmi świeżo i przebojowo, ale jest na tyle dojrzały artystycznie i wyrazisty, że nie sposób traktować go wyłącznie w kategoriach sezonowego zjawiska. To piękna muzyka, która chwyta za serce i przypomina, czemu tak lubimy spędzać czas przy głośnikach. Proszę zapomnieć o debiutanckim "Strange House". "Primary Colours" to całkiem nowy rozdział w karierze The Horrors. To jedno z tych wydawnictw, gdzie już po pierwszym przesłuchaniu powiemy sobie "o, rzesz..." i włączymy płytę od nowa. A konkretnie?

Konkretnie mamy tu wspaniałą mieszankę gotyckich klimatów i shoegaze'owych naleciałości (tak, my też kochamy My Bloody Valentine). Innymi słowy jest niepokojąco jak u Bauhaus i z hałasującymi dźwięcznie tamburynami, jak u The Jesus And Mary Chain. Słychać też echa Joy Division i fascynacje new wave. Nie ma jednak mowy o bezmyślnym kopiowaniu, całość przekuta jest bowiem w zupełnie nową jakość.

The Horrors nie sposób pomylić z jakąkolwiek inną kapelą. Jest mrocznie, ale nie ponuro, gdyż nad wszystkim królują znakomite melodie a czasem nawet taneczny dryg. Singlowe "Who Can Say", delikatne "Scarlet Fields" czy "Sea Within A Sea" (choć blisko 8-minutowe, a chwilami kakofoniczne) nucimy niemal od razu, tak błyskawicznie wpadają w ucho. Dla równowagi jest monumentalne, walcowate i znakomite "I Only Think Of You".

Dziennikarze na Wyspach prorokują, że "Primary Colours" to jeden z najlepszych albumów roku. Co prawda mają oni skłonność do przesady, jednak w tym wypadku trudno się z nimi nie zgodzić.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!