Recenzja

08-05-2009-09:09:18

Cradle Of Filth - "Godspeed On The Devil's Thunder"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Ci, którzy ostrzyli osikowe kołki, aby raz na zawsze pozbawić życia Wampiry z Suffolk muszą odroczyć egzekucję. Cradle Of Filth stworzyli ciekawą i bardzo ekstremalną ścieżkę dźwiękową, będącą tłem do historii życia zwyrodnialca sprzed wieków.

W przypadku albumów koncepcyjnych sztuką jest stworzenie ciekawej opowieści i zilustrowanie jej odpowiednimi dźwiękami. Cradle Of Filth albumem "Cruelty And The Beast" udowodnili, że potrafią i jedno, i drugie. Po latach wrócili do formuły płyty koncepcyjnej i dzięki niej zamknęli usta tym, którzy wieszali na nich psy po łagodniejszych krążkach "Nymphetamine" i "Thornography". Przynajmniej na jakiś czas.

"Godspeed On The Devil's Thunder" to płyta dobrze skonstruowana. Kawałki rozdzielają narracje Douga Bradleya, Pinheada z serii "Hellraiser", dające wytchnienie po nawałnicy dźwięków i wprowadzają w klimat opowieści o Gillesie de Rais, francuskim seryjnym mordercy z XV wieku, który podkochiwał się w Joannie D'Arc. Kolejny punkt za brzmienie. Po współpracy z Robem Caggiano, Dani Filth z kolegami zatrudnili na pełny etat Andy'ego
Sneapa, co było strzałem w dziesiątkę. Bez urazy dla eks-gitarzysty Anthrax, ale w świecie producenckim notowania Anglika są o wiele wyższe. Sneap nadał utworom mocne, soczyste i bardzo dynamiczne brzmienie. Ale nawet najlepszy producent cudów nie uczyni, jeśli materiał jest marnej próby. I tu kolejny plus dla Cradle Of Filth. Muzycy napisali równy album, z którego trudno byłoby wybrać wybijający się utwór. Może nie ma jednoznacznych killerów, ale bez przesady można stwierdzić, iż na "Godspeed On The Devil's Thunder" nie roi się od wypełniaczy. Zespół miał chyba spory zgryz z wyborem wizytówki krążka, bo najpierw udostępnił numer "Tragic Kingdom", a potem zdecydował się na "Honey And Sulphur". Równie dobrze zwiastunem mógłby być długi "Darkness Incarnate" z gościnnym udziałem kilkuletniej latorośli Daniego Filtha, ultraszybki "Shat Out Of Hell", czy tytułowy "Godspeed On The Devil's Thunder".

Fani oczywiście znajdą na krążku typowe dla kapeli ozdobniki - pompatyczne orkiestracje, chóry, intra, czasem pojawi się niewinny niewieści głos jako kontrast dla charczenia Filtha. Plus dla bębniarza Martina Škaroupki, dla którego jest to debiut na płycie Cradle Of Filth. Dani powiedział, że jest on niczym "fucking octopus" (pieprzona ośmiornica), wyrażając w ten sposób podziw dla umiejętności kolegi, i trzeba przyznać, że nie przesadza.

Cradle Of Filth nie zapomnieli o tym, że muzyka to biznes. Poza wydaniem standardowym ukazała się wersja specjalna CD z dodatkowymi numerami, w tym dwoma będącymi częścią opowieści. Jeśli ktoś jest miłośnikiem takich przerażających typów jak de Rais i lubi słuchać o ich "dziełach" w odpowiedniej kolejności, pozostaje mu kupić wydanie analogowe, na którym znajdzie wszystkie rozdziały przerażającej historii francuskiego mordercy.

Wampiry pokazały, że ich kły nie spróchniały, demonstrują je z dumą, kąsają skutecznie. I boleśnie. Po tym ataku boli aż miło. Jak po... Ale to już dopowiedzcie sobie sami.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!