Recenzja

10-07-2009-20:12:15

Brown - "Półświatło"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Więcej na płycie mroku niż światła, ale rzeszowski zespół to jasny promyczek na rodzimej rockowej mapie. Póki co promyczek, nie mocno świecący promień.

Ci faceci wiedzą, jak grać mocnego rocka. Naocznie i nausznie przekonałem się, że bardzo dobrze wypadają na żywo. Mają magnes, który wyciąga wiarę leniwie sączącą piwo na parkiet. Co najważniejsze, sami świetnie się bawią, grając. Ale sama wiedza i dar do grania dobrych koncertów nie wystarczą. Trzeba też zostawić właściwej jakości ślad na (tfu, nie cierpię tego słowa) nośniku. Skoro rock ma być z wykopem to gitary powinny ciąć uszy niemal do krwi, tworzyć przejrzystą ścianę, solidną jak mury malborskiego zamku, dawać czadu a nie burczeć niezbyt czysto w tle. Rockowy jad ma się wylewać strumieniami, wtłaczać w ziemię. "Mięcha" i selektywnego ognia mi tu brakuje i to największy zarzut jaki mam do "Półświatła". Pewnie muzycy kombinowali jak koń pod górę, aby zebrać kasę na nagrania, co łatwe nie jest, gdy nie ma się odpowiedniej marki. Postawię sporo na to, że do końca nie są zadowoleni z brzmienia i słusznie. Ale wierzę w ich ambicje, że obudzi się w nich złość, że pomyślą: "My temu skurczybykowi pokażemy". I dobrze, niech mi pokażą, bo mają dobre pomysły. Niektóre piosenki są świetne, jak "CNMU", "W kłębach", "Zmysłowości", czy krótki, zaśpiewany po angielsku "Lonely". Z tekstów optymizmem nie wieje, ale Marcin Sułek to solidny rockowy wokalista, z dobrą barwą i dykcją, umiejący śpiewać po polsku, co łatwą sztuką nie jest. Nie dziwię się, że za swoje umiejętności był już nagradzany.

Słyszałem głosy porównujące Brown do Comy. Owszem, można w paru fragmentach mieć takie skojarzenia, ale więcej słyszę tu wpływów zaoceanicznych - Alice In Chains, Pearl Jam, Tool a ostre riffy kończące się piskiem chyba na zawsze będą mi się kojarzyć z Dimebagiem. Muzyka rzeszowian nie jest tak rozbudowana, jak Comy, teksty nie są tak poetyckie, jak to, co pisze Rogucki (za co nie raz mu się oberwało od comożerców). To rock oparty na dobrze zbudowanych fundamentach, w większej mierze mocny, zadziorny niż subtelny, liryczny, choć balladowość jest zauważalna a podano ją gustownie i ascetycznie. Dać grupie więcej grosza na studio (to apel do wydawcy), producenta, który wie, jak powinien brzmieć taki wykonawca, a w zamian możemy mieć rockowy album, który zauważy wielu. A na koncert Brown idźcie koniecznie. Dobra zabawa gwarantowana.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!