Recenzja

28-07-2009-23:10:27

Masachist - "Death March Fury"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Porzućcie nadzieję, którzy obcujecie z tym materiałem. Poza nadzieją, że zostanie on zauważony i doceniony. Mrok, cierpienie, zagłada, apokalipsa - to was czeka. Oprawione w rasowy death metal wysokiej próby.

Niespełna 30 minut dźwiękowego kataklizmu w wydaniu muzyków, którzy na death metalu znają się, jak mało kto. Ale nie jest tylko ostro i do przodu, aczkolwiek przeważają dźwiękowe bombardowania, trwające około dwóch, góra trzech minut. Thrufel (eks-Yattering, Azarath) i Daray (eks-Vader, Dimmu Borgir) pracowali nad materiałem od ponad dwóch lat i wszystko dobrze sobie poukładali. Postanowili przyłożyć słuchaczowi z pełną siłą niczym Mike Tyson u szczytu kariery, nokautując na początku starcia. Nie ma rozmiękczania, słodzenia, odgłosów puszczy, nikt do nikogo się nie mizdrzy. Daray nadaje ekstremalnie szybkie tempo a wokół tną powietrze gitary, niczym myśliwiec przed odpaleniem rakiety. Brzmią surowo, wygrywają co pewien czas atonalne riffy oraz krótkie solówki. Przebija przez to growling Piga (eks-Decapitated), który nie stracił na jakości mimo rozbratu wokalisty ze sceną (w jednym numerze wspiera go Ross Dolan z Immolation). Intensywność płyty jest niesamowita. Klimat - pomieszaniem wściekłości, brutalności i przerażenia przed nadejściem kataklizmu (świetnie oddany pod koniec "Malicious Cleansing"). Żeby ktoś nie pomyślał, że muzyków stać tylko na dwu-, trzyminutowy błyskawiczny atak na narządy słuchu, mamy na płycie znakomity, walcowaty, lekko trącący Meshuggah, ponad sześciominutowy "Appearance Of The Worm", a także króciutkie klawiszowe ozdobniki, wsamplowane niepokojące głosy ("Death Shall March...").

Jeśli czegoś szkoda to tego, że małe są szanse na to, że Masachist będzie zespołem regularnie występującym. Tym bardziej cieszmy się płytą i życzmy jej docenienia. Polacy to śmierć metal umieją grać, jak mało kto...

Podziel się na facebooku! Tweetnij!