Recenzja

14-08-2009-16:46:00

DevilDriver - "Pray For Villains"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Sowa, między innymi symbol mądrości, patrzy na nas z okładki nowej płyty DevilDriver. Trudno oprzeć się wrażeniu, że Dez Fafara ma w sobie sporo mądrości i wyczucia, bo umiejętnie prowadzi zespół w dobrym kierunku.

Dez to stary wyjadacz, który poczuł sukces komercyjny z Coal Chamber. Wie, że nielicznym udaje się przykuć uwagę, proponując to samo pod innym tytułem, dlatego z młodszymi kolegami szuka dodatkowych barw dla muzyki DD. Tym razem szukał w łagodniejszej krainie. Stąd "Pray For Villains" pokazuje bardziej wygładzone, chwytliwe oblicze DevilDriver. Nie brakuje wprawdzie masywnych riffów trochę w stylu Machine Head, przy których bezwiednie będziemy machać głową (Logan Mader, niegdyś grający w grupie Robba Flynna, odpowiada za produkcję), bardzo szybkich temp, punkowo-hardcore'owej bezpośredniości i szczerości, jak i spokojniejszych, melodyjnych gitarowych zagrywek, będących ukłonem dla Iron Maiden, a ze współczesnych przywołujących dokonania Trivium.

Bez obaw, DevilDriver wciąż łoi mocno, thrashowo, chce porządnie przyłożyć, a nie rozmiękczać kompozycje, żeby szukać swojego miejsca na listach. Dez głównie się drze, lecz w kilku momentach używa czystego głosu (bardzo dobry "I've Been Sober"), co należy uznać za eksperyment udany, skutecznie zapobiegający przedwczesnemu znużeniu jednostajnym wokalem. Poza tym wokalista posiadł umiejętność pisania krótkich, dosadnych tekstów i puentowania opisywanych kwestii. Z liryków nie tryska optymizm, a zakochane pary nie biegną po plaży ku zachodzącemu słońcu, trzymając się za ręce, za to nie brak celnych obserwacji i opisów stanów emocjonalnych, z którymi wielu z nas może się utożsamiać. Generalnie jest smutno i posępnie. Smutne i ponure bywa jednak intrygujące i ciekawe. Tym bardziej, jeśli nada się temu odpowiednią oprawę muzyczną, co DevilDriver się udało. Dez prywatnie jest ułożonym facetem, mężem żonie i ojcem dzieciom, lecz jest w nim wciąż sporo z inteligentnego dużego chłopca, który jeśli coś powie, to przynajmniej na chwilę zwróci to naszą uwagę. W tym tkwi jego siła i siła zespołu.

Żeby była jasność, DevilDriver wciąż nie gra w elicie światowego metalu, lecz przybliża się do ekstraklasy. W muzyce baraży nie ma, więc być może wystarczy jeszcze jedna tak udana płyta, jak "Pray For Villains", by być wśród najlepszych.

Nie wiem, jakim kierowcą jest Dez, nie wiem, czy łotr z nazwy odnosi się do niego, ale swój zespół prowadzi pewną ręką w dobrym kierunku. Artystyczna kraksa DevilDriver na razie raczej nie grozi.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!