Recenzja

07-09-2009-20:32:27

Kid Cudi - "Man on the Moon: The End of Day"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Nazywanie muzyki Kid Cudiego hip-hopem nie jest do końca fortunne. Tak naprawdę twórczość tego 25-latka wymyka się bowiem wszelkim klasyfikacjom.

Owszem - rapu jest sporo a część bitów to najczystszej wody mainstreamowy hip-hop niczym na płytach jego kolegów Jay-Z, Commona oraz Snoop Dogga. Tyle, że w ślad za nimi idą electro-pop świeżej nowojorskiej fali (MGMT, Ratatat), kosmiczny soul i elementy rocka. "Man on the Moon: The End of Day to jak podróż po wielkim mieście, które dotąd widzieliśmy jedynie na pocztówkach. Na każdym kroku czekają nas niespodzianki, zaułki, w które zapuszczamy się bez względu na czające się niebezpieczeństwo.

Przewodnikiem w tej podróży jest Common, którego Cudi zatrudnił jako narratora. Panów łączy podobna wrażliwość i pewien naiwny idealizm, na szczęście nie tak łzawo-ekstrawertyczny jak u Kanye Westa. Jakim raperem jest gospodarz? Hmm - raperem co najwyżej dobrym, ale performerem, który łączy różne muzyczne światy - bardzo dobrym. Nie można się przy nim nudzić, a to już dużo.

Ktoś określił "Man on the Moon: The End of Day" psychodelicznym hip-popem. Jakkolwiek głupio brzmi ten termin, całkiem nieźle oddaje klimat płyty. Mocna premiera, intrygujący debiut, który dowodzi, że do takich osób jak Kid Cudi rzeczywiście może należeć przyszłość muzyki popularnej.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!