Recenzja

02-12-2009-23:55:29

Bebel Gilberto - "All in One"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Twórczości Bebel Gilberto nie traktuje się u nas zanadto poważnie, a bardziej jako miły i ładny dodatek do kawy w popularnej knajpie. Oceny takie są dla Brazylijki mocno krzywdzące.

Spójrzmy prawdzie w oczy. Czy gdyby Gilberto była tylko i wyłącznie uroczą kobietą ze znanej rodziny, w czasach kryzysu na rynku muzycznym zainwestowałaby w nią szanowana wytwórnia Verve? Wątpliwe. Te czasy już się skończyły. Bebel po prostu (najwyższa pora!) została w USA doceniona. Słuchając "All in One", bardzo łatwo zrozumieć czemu. Wspaniale ciepły wokal to atut, który należy docenić szczególnie w kontekście tego, jak doskonale nad nim panuje i jak uroczo się nim bawi. Anielski klimat takich nagrań jak "The Real Thing", "Far From the Sea" pokazuje czym jest piękno idealnie podrasowanej na potrzeby XXI w. bossa novy.

Podczas gdy na większości płyt, które mieszają stylistykę popu, jazzu, elektroniki i brzmień z Brazylii słychać, że jest to tylko stylizacja, szlif, na "All in One" wszystko brzmi naturalnie. Nawet wtedy, gdy za produkcję odpowiada Mark Ronson, czego należało się obawiać. Tymczasem Bebel nie tylko nie dała się sprowadzić do roli brazylijskiej kopii Amy W., lecz z gracją i klasą dodała brazylijski pierwiastek do motownowego klimatu w "The Real Thing". Mistrzostwo jednym słowem.

"All in One" to piękny prztyczek w nos osób uważających, że Gilberto to ikona konfekcji firmowanej składankami z muzyką lounge, acid jazz itp. Nic z tych rzeczy! Brazylijka na rynek amerykański wypuściła album przesiąknięty do cna Brazylią, a na deser dołożyła nam urzekający cover Marleyowego "Sun is Shining". Zimą nic więcej nie potrzeba, żeby się trochę rozgrzać.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!