Recenzja

06-05-2010-23:16:25

Godsmack - "The Oracle"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Jak to miło, kiedy facet nie kłamie. Tym razem na tyle uprzejmy był perkusista Godsmack, Shannon Larkin, który zapowiedział na nowej płycie powrót do oryginalnego brzmienia formacji.

Rzeczywiście, "The Oracle" ma wszystko, za co zespół polubiliśmy przed blisko piętnastoma laty. Mięsiste gitary, mocny wokal i zgrabne melodie. Panowie zaniechali bluesowych wycieczek i eksperymentów, którymi raczyli nas przy okazji poprzedniego krążka. Formuła nowego dzieła jest szalenie prosta. To ciężko brzmiące, silne, rockowe granie. Żadnych udziwnień, przekombinowanych kompozycji. Jedyne, co pozostało to charakterystyczne etnonaleciałości tu i ówdzie. Nie brakuje fajnie rwanych riffów, kilku nieśmiałych solówek, łomoczącej perkusji, krzyków, a wszystko nisko osadzone, grząskie i gęste, w sabbathowskim odcieniu.

Czasem Godsmack brzmią jak Disturbed na sterydach, częściej jednak przewijają się znane już wcześniej echa Metalliki, Alice In Chains (chwilami aż nadto, gdy pojawia się wokalne unisono w numerze o nieco znajomym tytule "Love-Hate-Sex-Pain" ), sekcja rytmiczna gdzieniegdzie przywołuje z kolei skojarzenia z dokonaniami Toola ("What If"). Ponieważ Sully Erna z kolegami nadal mają dryg do pisania chwytliwych kawałków, by przytoczyć "War and Peace", singlowe "Cryin' Like a Bitch", "Good Day to Die", można im sporo wybaczyć.

"The Oracle" to żadne objawienie, ale jeden z tych albumów, których się po prostu dobrze słucha. Trudno mówić, że Godsmack wymyśli się na nowo, nigdy bowiem tak naprawdę nie wyzbyli się swojego stylu. Nagrali jednak płytę przystępną, mniej artystyczną, a bardziej przebojową, pełną numerów, które znakomicie będą sprawdzać się na żywo.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: godsmack